Bezrobocie mamy na rekordowo niskim poziomie. To zasługa dobrej koniunktury gospodarczej, ale i działań podejmowanych przez samorządy i firmy.

Na koniec grudnia 2017 r. bezrobocie w kraju wynosiło 6,6 proc. Ostatni raz tak dobry wynik został zanotowany w 1990 r.

– Powiedzieć dziś, że mamy najlepszą sytuację na polskim rynku pracy od ponad dwóch dekad, to jakby nic nie powiedzieć. Po latach dwucyfrowego bezrobocia mamy obecnie dość trwały trend spadkowy. Z naszych badań wynika, że obecnie ponad 84 proc. Polaków nie obawia się utraty zatrudnienia, a niemal połowa spodziewa się, że nową pracę znalazłaby w miesiąc. To pokazuje, jak na przestrzeni ostatnich lat zmieniła się pozycja pracowników i z jaką rewolucją mamy do czynienia – wyjaśnia Andrzej Kubisiak, dyrektor zespołu analiz i komunikacji w Work Service.

Poprawa sytuacji jest widoczna na przeważającym obszarze Polski. Na koniec ubiegłego roku tylko w województwie warmińsko-mazurskim stopa bezrobocia była dwucyfrowa, podczas gdy rok wcześniej takich regionów było siedem.

Według metodologii przyjmowanej przez Eurostat stopa bezrobocia w październiku 2017 r. w Polsce wyniosła 4,6 proc. To uplasowało nasz kraj na siódmym miejscu w całej Unii pod względem najniższych wskazań.

Nadal są regiony, a także branże, w których poprawa jest mniej widoczna lub nie widać jej w ogóle. Na mapie kraju wciąż jest kilka powiatów, w których stopa bezrobocia przekracza 20 proc. Mowa o powiecie szydłowieckim w województwie mazowieckim (25,8 proc.), łobeskim w województwie zachodniopomorskim (21,3 proc.), braniewskim (22,2 proc.) i bartoszyckim w (20,6 proc.) w woj. warmińsko-mazurskim. Jeszcze więcej jest takich, gdzie stopa bezrobocia wynosi 15–20 proc. Zdaniem ekspertów zła sytuacja jest wszędzie tam, gdzie nie ma przemysłu. Są też sektory gospodarki, jak bankowość czy górnictwo, gdzie od kilku lat spadają poziomy zatrudnienia.

Miasta, w których rozwija się przemysł, mogą się poszczyć najniższymi stopami bezrobocia. W Bydgoszczy szacowana stopa bezrobocia w marcu 2018 r. wyniosła 3,9 proc., a dla regionu bydgoskiego 6,6 proc. Tylko w okresie ostatnich trzech lat liczba osób bezrobotnych zmniejszyła się z 16257 do 9299, czyli o 42,8 proc.

Innym przykładem jest Gdynia, gdzie na koniec lutego stopa bezrobocia wynosiła 3 proc., przy 5,7 proc. w województwie pomorskim. To w tym mieście znajdują się branże kluczowe dla regionu, czyli stoczniowa, portowa, logistyka, transport czy handel, ale również budownictwo, gastronomia, BPO.

– Na koniec marca w rejestrze gdyńskiego PUP było 3290 bezrobotnych Gdynian. Dla porównania podam, że rok wcześniej było ich 3981, a dwa lata temu – 5324. Rocznie przez rejestr urzędu pracy przepływa kilka tysięcy gdynian. W 2017 r. było to 7604 osób, w 2016 r. 8431, a 2015 r. 9333 – informuje Ewa Andziulewicz, zastępca dyrektora Powiatowego Urzędu Pracy w Gdyni.

Ze znalezieniem pracy w Gdyni nie powinny mieć problemu przede wszystkim osoby, które wpisują się w kluczowe branże regionu: malarze konstrukcji metalowych, spawacze, ślusarze, elektrycy, ale i mechanicy pojazdów samochodowych, kierowcy samochodów ciężarowych, ciągników siodłowych, autobusów, murarze, dekarze, stolarze, magazynierzy czy kucharze, piekarze, cukiernicy. Urząd Pracy zapewnia też, że z zatrudnieniem nie będą mieć problemu testerzy oprogramowania, operatorzy systemów teleinformatycznych, informatycy, projektanci i administratorzy baz danych, programiści czy spedytorzy, logistycy, pielęgniarki, lekarze. – Problem braku pracy nie dotyczy także stanowisk, na których nie wymaga się żadnych specjalnych kwalifikacji – uzupełnia Ewa Andziulewicz.

Podobnie jest na stołecznym rynku. Tu też fachowcy są na wagę złota, bo w wielu branżach obserwowany jest pogłębiający się ich niedobór. Dotyczy to zarówno pracowników wysoko wykwalifikowanych (np. programistów, specjalistów, analityków), jak i pracowników niższego szczebla (np. murarzy tynkarzy).

– Braki kadrowe mają swoje źródło zarówno w niewystarczającej liczbie wyspecjalizowanych pracowników na rynku pracy czy niechęci pracowników do podejmowania zatrudnienia w gorzej płatnych zawodach, jak również związane są z utrzymaniem pracowników już zatrudnionych. Dobra sytuacja na rynku pracy oraz spadające bezrobocie spowodowały, że rynek pracy w Warszawie tak jak i w województwie, przesunął się w kierunku pracownika. Pracodawca stara się, by jego propozycja pracy była atrakcyjna dla potencjalnego kandydata, bo nie ukrywajmy, że pracownicy wybierają wśród ofert zatrudniania i decydują się na opcję najbardziej im odpowiadającą – wyjaśnia Marta Plasota inspektor w Urzędzie Miasta St. Warszawy, gdzie w całym 2017 r. wydano 14 045 informacji o lokalnym rynku pracy na 48 052 miejsc pracy. W 2016 r było to odpowiednio 10 410 informacji na 31 091 miejsc pracy. W 2017 r. dotyczyły one najczęściej, podobnie jak w latach ubiegłych: kucharzy, handlowców, pracowników budowlanych, specjalistów w branży IT oraz pracowników biurowych. Większość pracodawców ubiegających się o informację starosty o lokalnym rynku pracy oferowała zatrudnienie na terenie Warszawy (95 proc.), tylko 5 proc. na terenie Polski.

Problemy kadrowe notuje też Świnoujście, w którym stopa bezrobocia oscyluje w okolicy 5 proc.

– Rzeczywista jest jeszcze mniejsza, a świnoujski urząd pracy oferuje więcej miejsc pracy niż jest chętnych do jej podjęcia. Oczywiście duży wpływ na rynek pracy ma sąsiedztwo z niemieckimi Cesarskimi Kurortami Heringsdorfem, Bansinem i Ahlbeckiem, gdzie zatrudnienie w hotelach, restauracjach, placówkach handlowych znajdują Polacy. W Świnoujściu pracują też mieszkańcy sąsiednich powiatów – informuje Robert Karelus, rzecznik prezydenta Świnoujścia.

Spadająca stopa bezrobocia to nie tylko efekt ożywienia gospodarczego, czynników demograficznych i faktu, że wielu Polaków wyjechało za granicę. Sprzyjają temu też działania podejmowane przez samorządy i władze poszczególnych miast.

– W Gdyni nie pozostawiamy osób bezrobotnych samym sobie. Realizujemy specjalne programy obejmujące zajęcia motywujące w formie systematycznego coachingu osobistego, ale polegające na opłaceniu pobytu dziecka w przedszkolu czy żłobku przez okres, kiedy bezrobotny rodzic szkoli się czy jest na stażu, na zaoferowaniu pakietu marketingowego przedsiębiorcom, chcącym założyć własny biznes – wymienia Ewa Andziulewicz.

Poza tym, tak jak w innych regionach kraju, osoby planujące rozpocząć pracę na własny rachunek mogą liczyć na doradztwo zawodowe, specjalistyczne warsztaty ABC Przedsiębiorczości, pomoc w tworzeniu biznesplanu i wypełnianiu wniosku o dotację z urzędu na własny biznes (20 tys. zł).

Działania w tym zakresie prowadzą, poza urzędami pracy, centra wsparcia biznesu czy wspierania przedsiębiorczości działające przy urzędach miast.

– Większość usług świadczonych przez centrum jest opracowywana pod kątem potrzeb małych i średnich przedsiębiorstw. Niemniej jednak oferta CWB skierowana jest także do tych, którzy dopiero zaczynają swoją przygodę z biznesem. Centrum realizuje także cele drugorzędne związane z aktywizacją zawodową różnych grup społecznych i rozwojem nowoczesnych kadr dla lokalnych firm – wyjaśnia Renata Drobik z Centrum Wspierania Biznesu w Dębnie.

W 2016 r. z usług Centrum Wsparcia Biznesu w Toruniu skorzystało kilkuset przedsiębiorców, którzy wzięli udział w wydarzeniach dla nich przeznaczonych: szkoleniach, warsztatach, śniadaniach biznesowych i konferencjach. Spora grupa skorzystała z indywidualnych porad.

– W 2017 r. odnotowaliśmy tendencję wzrostową, liczba przedsiębiorców korzystających ze wsparcia CWB przekroczyła 1500 – mówi Łukasz Szarszewski, dyrektor Centrum Wsparcia Biznesu w Toruniu.

Ale na tym pomoc samorządów się nie kończy.

– Udzielamy także firmom zatrudniającym bezrobotnych różnego rodzaju refundacji, czyniąc z bezrobotnych jeszcze atrakcyjniejszych kandydatów do pracy. W przypadku tych najtrudniej zatrudnialnych podejmowane są w mieście działania zintegrowane, w które angażuje się zwykle kilka instytucji – podkreśla Ewa Andziulewicz.

– Już w 21 powiatach w Polsce stopa bezrobocia spadła poniżej wskazań 3 proc., a w całej gospodarce występuje niemal 120 tys. nieobsadzonych miejsc pracy. Dlatego odpowiednie narzędzia aktywizacyjne połączone z zachętami do przemieszczania się po Polsce za pracą pomogłyby lepiej zrównoważyć nadwyżki i niedobory kadrowe na lokalnych rynkach – uważa Andrzej Kubisiak.

Idealnym rozwiązaniem byłoby więc rekrutowanie do pracy osób z obszarów, w których pracy brakuje. Kluczem do rozwiązania dysproporcji w dostępie do pracy i pracowników jest jednak poprawa mobilności. Sama dobra koniunktura nie rozwiąże istniejących problemów.

Do zwiększenia mobilności pracowników potrzebne jest stworzenie systemu zachęt. Na razie jedynie największe firmy angażują się w tego rodzaju działania. Ograniczają się jednak do dowozu pracowników na własny koszt. Poza transportem potrzebne jest jednak również dofinansowanie do noclegów, a działania powinni podejmować też pozostali przedsiębiorcy oraz państwo.

– Za poprzedniej kadencji rządu obowiązywały bony lokacyjne. Gwarantowały dofinansowanie na poziomie do dwóch średnich krajowych do wynajmu mieszkania i dojazdu do nowego, oddalonego od dotychczasowego, miejsca zamieszkania miejsca zatrudnienia. Dotacja przysługiwała jednak tylko bezrobotnym. To ograniczenie sprawiło, że przez 2,5 roku z dofinasowania skorzystało ok. 30 tys. osób na ponad 1 mln szukających pracy – wyjaśnia Andrzej Kubisiak.