Otwarte dane to takie, do których każdy ma dostęp, a na dodatek może je przetwarzać i udostępniać. Mają wiele zalet, o czym wiedzą już władze wielu miast i metropolii. Pomagają chociażby rozwiązywać lokalne problemy.
Liczba zbiorów danych udostępnionych w ramach open data / Dziennik Gazeta Prawna
Internet i nowoczesne technologie przenikają i przekształcają również administrację publiczną. W wirtualnej przestrzeni mamy do czynienia z dużą ilością danych. Zauważają to także polskie samorządy, które zaczynają powoli dojrzewać do polityki otwartości. Polega ona na udostępnianiu obywatelom gromadzonych danych przy użyciu nowych technologii.
Inhalatory podpowiedzą, gdzie zamieszkać
Jak dane kształtują politykę miejską? Najlepsze przykłady pochodzą ze Stanów Zjednoczonych. Miasto Louisville w USA rozdało mieszkańcom 500 inteligentnych inhalatorów, które za każdym razem, gdy były użyte, wysyłały dane o lokalizacji. To pozwoliło na stworzenie bazy danych o obszarach, na których inhalatory są najczęściej używane, czyli takich, gdzie może występować największe zanieczyszczenie powietrza i gdzie potrzebne są działania naprawcze. Z kolei władze miejskie w Waszyngtonie za pomocą analityki danych przestrzennych ustaliły miejsca najbardziej zagrożone powodzią. Także w Polsce bieżące monitorowanie poziomu zanieczyszczenia powietrza pozwala na podjęcie w poszczególnych miastach zapobiegawczych działań np. w postaci zapewnienia kierowcom bezpłatnego dostępu do transportu publicznego w dniach o wyjątkowo wysokim stężeniu pyłów – rozwiązanie takie wdrożono niedawno na Śląsku, a także w Krakowie czy w stolicy.
Z perspektywy miasta gromadzenie i analiza danych umożliwia więc na podejmowanie bardziej świadomych decyzji przez władze lokalne, lepsze prognozowanie potrzeb mieszkańców i zapobieganie niebezpieczeństwom. Zastosowanie znajdą zarówno specjalnie pozyskane do tego celu informacje (np. pochodzące z inhalatorów, czujników ruchu monitorujących jego natężenie czy stacji monitorowania jakości powietrza), jak i takie dane, którymi miasta już dysponują: ewidencje budynków i lokali, rozkłady jazdy, informacje dotyczące placówek oświaty. Tego typu dane warto także udostępniać mieszkańcom, bo dzięki temu mogą oni podejmować bardziej przemyślane decyzje, zarówno te codzienne – jaki środek transportu wybrać, jak i strategiczne: gdzie najlepiej kupić czy wynająć mieszkanie. Bo istotną informacją, decydującą często o wyborze miejsca do życia, jest – szczególnie dla osób cierpiących na choroby układu oddechowego – dostęp do informacji o stężeniu pyłów w powietrzu.
Krok dalej – współzarządzanie
Kiedyś współzarządzanie miastem nie było możliwe – mieszkańcy nie otrzymywali informacji ani też odpowiednich narzędzi, żeby móc podejmować ważne decyzje. Dziś niemal każdy posiada wyposażony w gamę aplikacji smartfon – komputer o mocy obliczeniowej większej niż ten, który umożliwił ludzkości lądowanie na księżycu. Jednocześnie rośnie poziom edukacji, przeciętnie w ciągu życia nabywamy coraz więcej wiedzy, co idzie w parze ze specjalizacją. Ten ogromny potencjał zróżnicowanej wiedzy i doświadczenia mieszkańców miasta mogą wykorzystać, aktywizując właśnie ich do podejmowania wspólnych decyzji, a nie koniecznie zatrudniając specjalistów w urzędach. Projekty realizowane przy udziale lokalnych wspólnot lepiej odpowiadają ich potrzebom, a i realizacja rzadziej wywołuje konflikty. „Crowdsourced knowlegde” (wiedza tłumów), bo o tym mowa, sprawia, że mieszkańcy czują się współodpowiedzialni i mają poczucie wpływu na zarządzanie i rozwój miasta. Przykład? W Nowym Jorku funkcjonuje organizacja „BetaNYC”, grupa skupiona wokół rozwiązywania problemów za pomocą otwartych danych. Na portalu data.beta.nyc znajduje się 130 zbiorów danych, w których znajdują się informacje dotyczące: przejazdów taksówkami, zawieranych małżeństw, wypadków drogowych czy też inwentaryzacji zieleni. Dzięki temu, że to użytkownicy udostępniają dane, ich zbiory są zdecydowanie lepiej dostosowane do potrzeb mieszkańców. W 2014 r. organizacja ta utworzyła również portal, gdzie mieszkańcy po wpisaniu dokładnego adresu zamieszkania mogą otrzymywać spersonalizowane informacje na temat swojej okolicy oraz zgłaszać usterki podlagające naprawie przez władze miejskie.
A jak jest w Polsce? Za pomocą telefonu i aplikacji mobilnej można również zgłosić usterkę np. w Warszawie. Możliwość taką daje aplikacja Warszawa 19115, za pomocą której zainteresowany poda informację o przepalonej latarni, dziurze w drodze, spóźniającym się autobusie czy też wskaże miejsce, gdzie powinno zostać posadzone drzewo.
Nie tylko dla siebie
Ale nie tylko aktywiści, lecz i prywatni przedsiębiorcy skorzystają z udostępnionych danych. Otwarte dane w zakresie rynku nieruchomości w Nowym Jorku pozwoliły pewnej firmie na stworzenie wyszukiwarki mieszkań na wynajem uwzględniającej dostępne dane nt. nieruchomości i jej bezpośredniej okolicy wraz z opiniami użytkowników. Z kolei miasto Pittsburgh udostępniło dane dotyczące rynku inteligentnego oświetlenia ulicznego, które są zgromadzone w czasie procedury zamówienia publicznego na 40 tys. lamp ulicznych (http://datasmart.ash.harvard.edu/news/article/seeking-smart-streetlights-creative-procurement-in-pittsburgh-994). Dzięki temu inne miasta realizujące podobne zamówienia nie muszą powtarzać procedury analizy rynku.
Pierwsze działania
W jaki sposób miasta mogą wykorzystać wiedzę tłumów? Udostępnione dane nie muszą być od razu przetworzone i zaprezentowane w formie gotowej do analizy. Wystarczy, jeśli będą odpowiednio wystandaryzowane, a zrobienie z nich użytku przez mieszkańców będzie kwestią czasu. Warto pamiętać, że obok narzędzi informatycznych ważne są działania na poziomie strategicznym. Polityki, wytyczne i standardy w zakresie udostępniania danych pozwolą skonsolidować działania różnych komórek władz samorządowych i ujednolicić format danych, np. formaty adresów lub współrzędnych geograficznych. I tak zgodnie z przyjętymi normami wg Fundacji ePaństwo, aby dane spełniały kryterium otwartości, muszą być nie tylko dostępne i nieobjęte ograniczeniami licencyjnymi, ale także kompletne, aktualne i udostępnione w formacie umożliwiającym ich automatyczne przetwarzanie. Pierwszym krokiem ku „otwartości” może być zamiana udostępnianych plików, na takie w formacie edytowalnym. Bo to pozwala na ich automatyczne przetwarzanie. Już taki krok znacznie usprawni pracę z danymi, zwiększając ich użyteczność dla potencjalnych użytkowników.
Dostrzegając duże możliwości systemu otwartych danych, swoje portale utworzyły już Warszawa, Gdańsk, Gdynia i Wrocław. Takie działania jednak kosztują. Około miliona złotych za swój system zapłacił np. Wrocław. Dlatego warto poszukać różnych instrumentów wsparcia. Efektywne i innowacyjne wykorzystanie danych o mieście oraz jego mieszkańcach i użytkownikach (m.in. wykorzystanie big „urban” data, otwieranie danych i ich bezpieczeństwo w systemach inteligentnych, interoperacyjność, obywatelskie rozwiązania oparte na otwartych danych) był jednym z obszarów tematycznych konkursu dotacji organizowanego przez Ministerstwo Rozwoju „Human Smart Cities”. Swój udział w naborze, który zakończył się w listopadzie, ogłosiły m.in. Rzeszów, Wałbrzych, Wołomin wraz z Pruszkowem i Żyrardowem oraz Zakliczyn. Jeśli chcemy się dzielić doświadczeniem i korzystać z wiedzy innych miast, atrakcyjna wydaje się inna inicjatywa Ministertwa Inwestycji i Rozwoju „Partnerska Inicjatywa Miast”, gdzie samorządy otrzymują wsparcie na narzędzia wymiany wiedzy z innymi jednostkami oraz doradztwo resortu. Niedługo rusza druga edycja projektu, w której tematy wiodące to zrównoważone użytkowanie przestrzeni i rozwiązania oparte na środowisku naturalnym oraz praca w gospodarce lokalnej. Natomiast już w 2019 r. poznamy rezultaty prac partnerstw powołanych w ramach pierwszej edycji w trzech obszarach tematycznych: mobilność miejska (lider: Stowarzyszenie Szczecińskiego Obszaru Metropolitalnego), rewitalizacja (Katowice), jakość powietrza (Nowy Sącz). Prowadzone prace mają na celu wypracowanie optymalnych rozwiązań w poszczególnych obszarach tematycznych, aby w przyszłości mogły stanowić flagowe projekty i podstawę do wypracowania instrumentów dla miast.
Benefity z udostępniania zbiorów danych zauważają też polskie instytucje na poziomie centralnym. Budowę portalu danepubliczne.gov.pl rozpoczęło już Ministerstwo Cyfryzacji. Formalnie projekt adresowany jest do administracji rządowej, jednak resort deklaruje szerokie podejście, uwzględniające wyzwania i potrzeby władz samorządowych. Celem projektu jest poprawa dostępności i jakości danych publicznych oraz zwiększenie możliwości ich ponownego wykorzystywania. Na I kwartał 2018 r. planowane jest opracowanie standardów otwartości danych, a do końca 2018 r. budowa API (zestaw reguł i ich opisów, w jaki programy komputerowe komunikują się między sobą) do sześciu baz, które w kolejnym roku będą rozwijane. Całość kosztowała łącznie ponad 23,5 mln zł. Na poziomie unijnym, obok funkcjonującej już „Urban data platform”, gdzie znajdziemy dane statystyczne dotyczące miast i regionów, oraz „EU open data portal” oferującego dane geopolityczne i akty prawne, na początku lutego br. rozpoczęto budowę unijnej bazowej platformy otwartych danych wartą ponad 3,7 mln euro.
Trzeba przyspieszyć
Budowa systemu otwartych danych jest dużym wyzwaniem finansowym i organizacyjnym. Czy miasta w Polsce są gotowe, by w pełni wykorzystać potencjał płynący z ich możliwości? Na to pytanie odpowiada OECD – w raporcie z 2016 r. – plasując Polskę na 28 miejscu (na 34 ogółem) w rankingu według OURData Index. Autorzy innego badania, udostępnionego w ramach „European Data Portal” w 2017 r., umieszczają zaś Polskę w grupie krajów będących na szybkiej ścieżce otwierania danych. Wprawdzie posiadamy już odpowiednie polityki i narzędzia, jednak od grupy liderów dzielą nas drobne niedociągnięcia w zakresie licencjonowania i niewielkiego zakresu udostępnianych informacji. A warto zauważyć, że w grupie liderów znalazły się nie tylko kraje Europy, ale także te o podobnym do Polski poziomie rozwoju, czyli Słowacja, Węgry, Bułgaria, Rumunia, Chorwacja i Słowenia.
Kolejnym problemem jest wykluczenie cyfrowe, w szczególności dotyczące osób starszych. Pojawia się wiele głosów, że rzekoma nieumiejętność seniorów w posługiwaniu się nowymi technologiami nie jest tak trudna do przezwyciężenia, jak się powszechnie mówi. Wiele osób starszych bowiem z łatwością uczy się obsługi najnowszych urządzeń, a jednocześnie interfejs jest coraz bardziej przyjazny użytkownikom. Z drugiej strony trudno nie zauważyć, że odsetek posiadaczy smartfonów, użytkowników komputerów lub internetu jest znacznie niższy wśród seniorów niż wśród osób młodych. A przecież w dobie dynamicznego postępu technologii wykluczenie cyfrowe nie tylko uniemożliwia pełne uczestnictwo w kulturze, ale także w życiu publicznym.
Czy warto?
Unia Europejska szacuje (https://www.europeandataportal.eu/en/highlights/creating-value-through-open-data), że skumulowana wielkość rynku otwartych danych za lata 2016–2020 wyniesie 325 mld euro. Prognozuje się, że rynek ten przyczyni się do powstania 25 tys. nowych miejsc pracy w Unii oraz wygeneruje oszczędności w sektorze publicznym rzędu 1,7 mld euro. Na tym nie kończy się katalog pozytywnych efektów. Wzrost wydajności związany z użyciem otwartych danych to m.in. 629 mln zaoszczędzonych godzin niepotrzebnego czasu oczekiwania w korku na drodze czy zmniejszenie liczby wypadków śmiertelnych. Tak więc z perspektywy makroekonomicznej otwarte dane to ogromny potencjał rynkowy, związany zarówno z kreowaniem wartości dodanej, jak i występowaniem pośrednich korzyści: oszczędności czasu, wzrostu gospodarki opartej na wiedzy i zwiększenia wydajności. Aby w pełni wykorzystać ten potencjał, należy – zarówno po stronie administracji centralnej, jak i samorządów – podjąć aktywne działania w kierunku większej otwartości danych w sektorze publicznym.