To odpowiedź na ostatnią inicjatywę rzecznika praw obywatelskich Adama Bodnara, który w liście do wicepremiera oraz ministra kultury i dziedzictwa narodowego Piotra Glińskiego zwrócił uwagę na problem wydawania prasy przez
samorząd.
W ocenie
RPO gazety finansowane i dystrybuowane przez urzędy lub ich instytucje (np. domy kultury) zbyt często są nieobiektywne i zamiast informować o różnych inicjatywach na terenie gminy są niejako laurką na cześć samorządu, który je wydaje. A to stoi w sprzeczności z ideą niezależnej prasy, która powinna patrzeć władzy na ręce.
Podobne zarzuty stawiają takim wydawnictwom przedstawiciele Stowarzyszenia Gazet Lokalnych. Przyklaskują oni inicjatywie
RPO i liczą, że przerodzi się ona w konkretne rozwiązania prawne. Na czym miałyby one polegać? SGL chciałoby, by gazety samorządowe albo nie były wydawane, albo ograniczyły swoją rolę stricte do biuletynów informacyjnych.
– Niestety, dzisiaj zdecydowana większość z nich przypomina bardziej biuletyny propagandowe władzy, które z informacją niewiele mają wspólnego – twierdzi Ryszard Pajura, prezes Rady Wydawców SGL.
Co ważne, po stronie RPO stoi Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego. W odpowiedzi na ostatnie wystąpienie Adama Bodnara resort przyznał, że dostrzega negatywne skutki działalności samorządów na rynku
prasy lokalnej i prowadzi analizy dotyczące ewentualnych zmian w ustawie – Prawo prasowe (t.j. Dz.U. z 2017 r. poz. 2173).
Spytaliśmy resort o to, na czym miałyby one polegać i które problematyczne kwestie dotyczące gazet lokalnych powinny być zreformowane w pierwszej kolejności. Do zamknięcia
gazety nie otrzymaliśmy jednak odpowiedzi.
Samorządowcy przekonują z kolei, że ocena RPO jest niesprawiedliwa. Nie można wrzucać do jednego worka różnych tytułów w całej Polsce, w których wydawaniu uczestniczy samorząd. Bo choć zdarzają się wśród nich publikacje, w których zdjęcie burmistrza jest eksponowane na każdej stronie, to nie są one tak powszechne, jak twierdzi RPO – podkreślają.
– Wydajemy jednostronicowy wkład do bezpłatnej gazety lokalnej, która ukazuje się co tydzień w liczbie 15–20 tys. egzemplarzy. I nie jest tak, że jedyne, co można w tym dodatku znaleźć, to seria zdjęć prezydenta, który przecina wstęgę – mówi Ewa Grudniok, rzecznik prasowy UM Tychy. Przekonuje też, że dogmatyczne trzymanie się zasady, by nie eksponować roli konkretnych urzędników w różnych inicjatywach, niechybnie doprowadzi do absurdów. – W końcu jeżeli prezydent jako przedstawiciel miasta podpisuje wartą 350 mln zł umowę na budowę drogi, to trudno ukryć jego tożsamość, skoro też on za nią odpowiada i będzie z niej rozliczany – mówi.
Wtóruje jej Maciej Kiełbus, prawnik w Kancelarii Prawnej Dr Krystian Ziemski & Partners. – Granica miedzy informacją a propagandą jest nieuchwytna i nie da się jej zadekretować, chyba że wprowadzimy instytucje cenzury prewencyjnej. Bo w końcu, czy informacja o zrealizowaniu inwestycji drogowej, którą przeprowadzono za rządów konkretnego wójta, jest informacją czy laurką o jego działalności? – pyta retorycznie ekspert.
Przedstawiciele Stowarzyszenia Gazet Lokalnych uważają jednak, że to nie treść artykułów jest największym problemem wydawnictw samorządowych. Ich wydźwięk jest bowiem kwestią subiektywną. Gorzej wygląda kwestia reklam i finansowania.
Ryszard Pajura przekonuje, że pisma te stanowią nieuczciwą konkurencję wobec prywatnej prasy lokalnej, która jest niedotowana z budżetu. – Wielu reklamodawców zamieszcza reklamy w gazetach samorządowych, licząc na przychylność gminy w dalszej współpracy – mówi.
Podobnymi obserwacjami dzieli się Marta Ringart-Orłowska z SGL. – Samorządy oferują miejsce reklamowe za darmo lub po mocno zaniżonych, niekiedy dumpingowych cenach, z którymi prywatne firmy nie mogą konkurować – przekonuje.
Jaki jest tego efekt? – Przedsiębiorcy, którzy wygrywają przetargi lub potrzebują pozwoleń z gminy, w większości reklamują się w gazecie samorządowej i nie dają już reklam do prywatnych. Mają też zagwarantowany konkretny nakład, bo gazety trafią do każdej skrzynki – mówi Ringart-Orłowska.
Podobne wnioski sformułował też RPO. Zwracał uwagę, że wydawana przez jednostki samorządu terytorialnego prasa jest często rozprowadzana bezpłatnie, a zatem jest pozbawiona ważnego i standardowego dla prywatnej prasy źródła finansowania, które jest uzupełniane ze środków publicznych.
Adam Bodnar zgłaszał też wątpliwości wobec idei łączenia przez pisma samorządowe funkcji publicznych z działalnością gospodarczą. W jego ocenie mogą się one wzajemnie wykluczać. Samorządy mogą też wydawać pismo w oderwaniu od zasad rynkowych, z pomocą środków publicznych oraz przy wsparciu zatrudnionych urzędników, którzy redagują jego treść w ramach obowiązków służbowych.
– Idąc tym tokiem rozumowania, należałoby przyjąć, iż podmioty komunalne nie powinny zamieszczać płatnych materiałów w mediach prywatnych, bo wpływa to na ich niezależność. Jeśli ograniczymy możliwości informowania mieszkańców przez JST oraz zabronimy zamieszczania takich materiałów na zewnątrz, to w jaki sposób dotrzeć z informacją do społeczeństwa? – pyta Maciej Kiełbus.
Także Ewa Grudniok podkreśla, że tyskie wydawnictwo służy właśnie jako jeden z kanałów dotarcia do mieszkańców, np. ludzi starszych, którzy nie korzystają z internetu, a powinni też wiedzieć m.in. o tym, że wkrótce ruszy duża inwestycja drogowa i spowoduje np. utrudnienia w ruchu.