W wielu samorządach nie wymieniono w ciągu roku ani jednego kopciucha. Eksperci niepokoją się, że stracono ostatnie miesiące, a sezon grzewczy już się zaczął.
ikona lupy />
Skala problemu / Dziennik Gazeta Prawna
Jak wynika z sondy DGP, mało która gmina sięgnęła w tym roku do własnej kiesy, by dopłacić do inwestycji w bardziej ekologiczne ogrzewanie. W efekcie m.in. w Krasnobrodzie, Kołobrzegu, Ciechocinku czy Zielonej Górze ani jeden stary piec nie poszedł w tym roku na złom. Chyba że mieszkańcy wymienili go własnym sumptem.
To niejedyne takie przypadki. Na wsparcie finansowe nie mogli bowiem liczyć mieszkańcy wielu przepytanych przez nas gmin. I to nie tylko na Śląsku i w Małopolsce, gdzie stężenia rakotwórczych substancji są największe, a tym samym problem zanieczyszczenia powietrza najbardziej palący. Okazuje się, że tylko pojedyncze miasta mogą pochwalić się programami pomocowymi dla mieszkańców zainteresowanych wymianą źródła ogrzewania. I najczęściej były to duże ośrodki, tj. Warszawa, Olsztyn, Lublin, Toruń, Wrocław czy Kraków, w których wymieniono w tym roku od kilkuset do nawet kilku tysięcy palenisk.
Zdaniem ekspertów taka dysproporcja to zła wiadomość, bo problem zanieczyszczeń spowodowanych niską emisją jest szczególnie dotkliwy właśnie na terenach mniej zurbanizowanych, a nie w miastach, gdzie najbardziej trują spaliny. Obawiają się też, że mimo nagłośnienia problemu samorządowcy nie odrobili lekcji z poprzedniego sezonu grzewczego.
– Wiele gmin dopiero teraz rozważa dofinansowanie i przeprowadza ankiety, czym palą mieszkańcy. To stanowczo za późno, bo takie działania można było podjąć już na początku roku – zwraca uwagę Piotr Siergiej, ekspert Polskiego Alarmu Smogowego.
I dodaje, że w efekcie na pozytywne zmiany przyjdzie nam znowu poczekać co najmniej do przyszłej zimy.
Gdy dusi brak funduszy
Skąd bierze się taki impas? Zdecydowana większość włodarzy przekonuje nas, że prace nad uruchomieniem odpowiednich programów wsparcia trwają. I już w przyszłym roku mieszkańcy będą mogli skorzystać z dopłat do wymiany starych pieców. Programy pomocowe mają ruszyć w przyszłym roku – jak zapewniają nas tamtejsi urzędnicy – m.in. w Busku-Zdroju, Gołdapi i Połczynie-Zdroju.
Nieoficjalnie włodarze podkreślają jednak, że na ekologię często zwyczajnie brakuje im pieniędzy. Słabą kondycję najmniejszych jednostek potwierdzają też aktywiści z Polskiego Alarmu Smogowego.
– Wielokrotnie słyszałem od władz najmniejszych gmin, że przy ich kilkumilionowych budżetach, które są dopięte co do złotówki, nie są w stanie wysupłać tych kilkuset tysięcy złotych na wymianę pieców – mówi Piotr Siergiej.
Brak zainteresowania
Gminy podkreślają również, że środki na wymianę kotłów – nawet bez samorządowego wsparcia – są na wyciągnięcie ręki. Wystarczy bowiem zgłosić się o dofinansowanie z krajowych oraz unijnych funduszy, którymi dysponują Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej (NFOŚiGW) i jego wojewódzkie oddziały. Problem w tym, że – jak udało się nam ustalić – mieszkańcy niespecjalnie kwapią się, aby sięgnąć po te pieniądze.
– Ze względu na znikome zainteresowanie programem wymiany kotłów, w tym roku WFOŚiGW w Szczecinie nie podpisał ani jednej umowy z mieszkańcami gminy Połczyn-Zdrój – informuje nas Katarzyna Horoch-Tomczak, kierownik ochrony środowiska z tamtejszego UM.
Podobnymi obserwacjami dzieli się Barbara Simon, sekretarz gminy Solec-Zdrój. Wskazuje, że mieszkańcy nie wykazują zainteresowania programami WFOŚIGW w Kielcach. Powód?
– Sama dopłata do wymiany pieca jeszcze niewiele pomoże – twierdzi. Zwłaszcza że na przykład przełączając się na dużo bardziej ekologiczne ogrzewanie gazem, trzeba się liczyć ze wzrostem kosztów. O czym, jak przekonuje urzędniczka, wie z pierwszej ręki, bo 11 z 19 sołectw w gminie jest zgazyfikowanych.
– Jeszcze w latach 80. mieszkańcy nagminnie instalowali piece gazowe również do ogrzewania pomieszczeń. Rozwiązanie to z roku na rok było jednak coraz mniej opłacalne ekonomicznie przez stały wzrost cen gazu. W związku z tym coraz więcej domów wracało do opalania węglem lub drewnem – zwraca uwagę Barbara Simon.
Najubożsi sami sobie
Co do tego, że same tylko dodatkowe fundusze na wymianę pieców nie rozwiążą problemu, wątpliwości nie ma także prof. Zbigniew Karaczun z SGGW i Koalicji Klimatycznej. Przekonuje, że dopiero kiedy rząd weźmie się za problem smogu na poważnie, tzn. przejdzie od deklaracji do konkretnych działań i wprowadzi systemowe zmiany, a więc zakaz spalania węgla najgorszej jakości, sytuacja będzie ulegać stopniowej poprawie. Zwraca przy tym uwagę, że często najwięcej środków nie trafia tam, gdzie trzeba, czyli do najuboższych.
Wtóruje mu Piotr Siergiej z PAS.
– W każdej gminie jest taka grupa, często ludzi starszych o niskiej emeryturze, dla których te kilka tysięcy na kocioł piątej klasy to kwota zaporowa – mówi.
Dodaje, że obowiązkiem gminy jest dotrzeć właśnie do takich mieszkańców. I to nie tylko z samymi pieniędzmi. Wielu potrzebuje bowiem również pomocy czysto praktycznej, np. żeby urzędnicy pomogli im wypełnić wniosek o dofinansowanie. A z tym jest problem.
– Dobrym przykładem jest Kraków, który w 2016 r. wziął na siebie całą wymianę pieców, począwszy od zapewnienia finansowania – tak że mieszkańcy nie potrzebowali wkładu własnego – po rozmowy z firmami, które przeprowadzały inwentaryzacje. Przyniosło to świetne efekty – przekonuje Siergiej.
Co ciekawe, z tego, że pieniądze na walkę ze smogiem często idą nie do tych, którzy ich najbardziej potrzebują, zdaje sobie sprawę również Ministerstwo Rozwoju.
– Nawet w połowie przypadków środki trafiają do tych, których na ocieplenie domu lub instalację przyjaznego środowisku ogrzewania po prostu stać – przekonywała Jadwiga Emilewicz podczas ostatniej konferencji Global Clean Air Summit w Krakowie.
Zapowiedziała również, że od przyszłego roku środki z funduszu termomodernizacji – które mają skądinąd zostać podwojone do 180 mln zł – będą przeznaczone właśnie dla najuboższych.