Dwukadencyjność w gminach może się skończyć, jeszcze zanim się zaczęła. Sztandarową reformę PiS zatrzymają posłowie związani z wicepremierem Gowinem – wynika z ustaleń DGP.
Nie opozycja, nie samorządowcy, lecz wicepremier w rządzie PiS może zatrzymać szybką wycinkę 1,6 tys. wójtów, burmistrzów i prezydentów miast planowaną przez partię Jarosława Kaczyńskiego na 2018 r.
– Zapowiedziałem, że przeciwko takiemu rozwiązaniu będę głosował. Będę przeciwko działaniu prawa wstecz – mówi nam Jarosław Gowin. W Sejmie ma dziewięciu posłów, którzy wchodzą w skład 234-osobowego klubu PiS. Jeśli wicepremier wprowadzi dyscyplinę głosowania, wówczas partii rządzącej może zabraknąć kluczowych kilku głosów do bezpiecznej większości pozwalającej uchwalić nowe regulacje (231). A ma to się stać jeszcze przed wakacjami.
To oznacza, że PiS będzie musiał pójść na jakieś ustępstwa albo poszukać pomocy z zewnątrz, najszybciej w Kukiz’15. Ale ta druga opcja też zapewne będzie miała swoją cenę.
Ludzie Gowina co do zasady nie są przeciwni dwukadencyjności dla wybieralnych samorządowców, zwłaszcza że sami zawarli taki postulat w programie wyborczym. Jarosław Gowin proponuje jednak, by były to kadencje pięcioletnie, a nie czteroletnie – jak dziś. Do tego, jak podkreśla, zmiany należy wprowadzić z wyprzedzeniem, więc nie powinno się do nich liczyć kadencji pełnionych do tej pory. A takie rozwiązanie forsuje PiS, przekonując, że wyborcy oczekują szybkich i zdecydowanych działań, a nie odkładania reformy na 2022 lub 2024 r.
To nie pierwszy raz, gdy wicepremier Gowin idzie w poprzek zamiarów większego koalicjanta. Dystansował się już wobec części działań PiS w sprawie Trybunału Konstytucyjnego czy propozycji nowej ustawy warszawskiej. Swego czasu w spory wchodził także z ministrem zdrowia Konstantym Radziwiłłem. Jednak do tej pory w tak fundamentalnych dla PiS sprawach swojego stanowiska nie manifestował groźbą odrębnego głosowania.
PiS musi poszukać koalicjanta, by zapewnić sobie poparcie dla tej reformy. To oznacza polityczne targi. Sytuację komplikuje niepewna postawa prezydenta Andrzeja Dudy wobec planowanej wycinki 1,6 tys. samorządowców.
Otwarty opór ze strony gowinowców nawet jeśli definitywnie nie zablokuje dążeń PiS, to poważnie skomplikuje plany partii. Choćby w ten sposób, że dwukadencyjność zacznie obowiązywać do przodu, a nie wstecz.
Samorządowcy temu przyklaskują, choć dość ostrożnie. – Dobrze, że po stronie obozu rządzącego są politycy, którzy w jakimś stopniu podzielają racjonalne poglądy. Ale obawiam się, że PiS jest wyjątkowo zdeterminowany, by efekty działań mieć jak najszybciej – komentuje Marek Olszewski, przewodniczący Związku Gmin Wiejskich RP. Spodziewa się scenariusza, w którym kompromis polegać będzie na wdrożeniu zmian od razu, z jednoczesnym wydłużeniem kadencji np. do 5 lat.
Wicepremier Jarosław Gowin liczy się z tym, że kierunek wyznaczony przez PiS poprze część posłów niezrzeszonych i z klubu Kukiz’15. Wicemarszałek Sejmu Stanisław Tyszka z klubu Kukiz’15 mówi, że jeszcze nie została podjęta decyzja. – Zastanawiamy się. Dwukadencyjność nie jest zła, ale tylko liczona do przodu – wskazuje.
Wicemarszałek nie jest przekonany co do skuteczności tej zasady. – Wątpliwości są takie, jak przy tandemie Miedwiediew – Putin. Będziemy mieli namaszczone ekipy, które korzystając z atutów, jakie ma lokalna władza, będą sobie przekazywały pałeczkę. Z tego punktu widzenia zmiana dotycząca referendów może mieć dużo większe znaczenie – podkreśla. I sugeruje, w czym Kukiz’15 mógłby ewentualnie poprzeć PiS. – Dla nas ważniejsze rozwiązanie to zniesienie progu przy referendach odwoławczych – mówi Tyszka. Dziś, aby referendum w sprawie odwołania lokalnego włodarza było ważne, frekwencja musi wynieść co najmniej trzy piąte liczby wyborców, którzy wzięli
udział w wyborach danego wójta, burmistrza czy prezydenta. Stąd częstą strategią samorządowców jest nawoływanie do bojkotu głosowania. Tak było w 2013 r. w Warszawie, gdy Platforma Obywatelska namawiała swoich zwolenników do zostania w domach w czasie plebiscytu przeciwko Hannie Gronkiewicz-Waltz.
Tego rodzaju targi ostro krytykują samorządowcy. – Dla mnie jasne jest, że Kukiz’15 sprzeda się PiS, jeśli coś na tym ugra. Sam Paweł Kukiz sugerował to w jednym z wywiadów – uważa Wadim Tyszkiewicz,
prezydent Nowej Soli. Jak dodaje, referenda bezprogowe były jedną z propozycji za czasów prezydentury Bronisława Komorowskiego. Już wtedy pomysł budził kontrowersje. – To absurd, bo bardzo mała, dobrze zorganizowana grupa ludzi zbierze się i coś przegłosuje. W efekcie mniejszość będzie decydować o większości. Nie bronię swojego stołka, ale chodzi o zachowanie umiaru – przekonuje Wadim Tyszkiewicz.
Nawet jeśli ustawa wprowadzająca dwukadencyjność przejdzie przez Sejm i Senat, to nie wiadomo, jak zachowa się prezydent. Andrzej Duda nie zabierał głosu w tej sprawie, ale jego minister Andrzej Dera krytykował pomysł ograniczeń, jeśli miałby zadziałać wstecz. Prezydent może się więc okazać barierą, jeśli np. wyśle projekt do Trybunału Konstytucyjnego. Jarosław Kaczyński sam wspominał o takiej możliwości, ale równocześnie wskazywał, że spodziewa się tego raczej ze strony opozycji.
Konstytucjonalista z UW dr Ryszard Piotrowski w wywiadzie udzielonym niedawno DGP również nie wykluczył, że Andrzej Duda skieruje projekt do TK, przypominając, że tak samo zadziałał przy budzącej kontrowersje ustawie o zgromadzeniach publicznych.