Jakie plany mają włodarze, którzy rządzą niekiedy nawet piątą lub szóstą kadencję i będą musieli odejść, jeśli w Sejmie przejdzie pomysł PiS o zmianach w ordynacji wyborczej i wprowadzeniu dwukadencyjności? Zapytaliśmy o to doświadczonych prezydentów i wójtów. Bardzo niewielu zamierza odejść na emeryturę.

Niektórzy deklarują, że w takiej sytuacji będą startowali do parlamentu. Zapowiadają też dalszą walkę o samorządność w Sejmie i Senacie, bo zmiany zdecydowanie obniżą jej dotychczasową skuteczność i osłabią kadrę. Wielu, o ile tylko będzie to możliwe, wciąż chce pracować na rzecz samorządu. Wiedzą, że są w tym dobrzy, a na potwierdzenie przytaczają pozytywny odzew ze strony swoich mieszkańców. Pomysłem na siebie wciąż może być aktywność w administracji lub doradzanie nowej kadrze. Możliwy jest też start w biznesie albo powrót do wyuczonego zawodu – radcy prawnego, naukowca lub... kardiologa. Choć pomysłów nie brakuje, to wyczuwa się żal, że rozpoczęta praca na rzecz lokalnej społeczności może zostać gwałtownie przerwana. Jak wszyscy wiemy, pomysł ograniczenia liczby kadencji, i to od najbliższych wyborów, nie przypadł samorządowcom do gustu. Większość jest zdania, że rozwiązanie jest sztuczne i niekonstytucyjne i że to wyborcy powinni decydować, kto jest dla nich najlepszym menedżerem na lata – taki model samorządu zapewnia bowiem stabilność państwa.

W ostatnich dniach pojawiła się jednak szansa, że zaplanowana na tegoroczne lato nowelizacja nie dojdzie do skutku lub się opóźni. A to za sprawą Jarosława Gowina i związanych z nim posłów. Co prawda oni również są za dwukadencyjnością, ale nie chcą, by – jak proponuje prezes PiS – ci, którzy rządzą już teraz dłużej niż przez dwie kadencje, nie mogli startować już w najbliższych wyborach. Nie czekając na rozstrzygnięcie, która opcja zwycięży, włodarze podzielili się swoimi planami na wypadek, gdyby najgorszy dla nich scenariusz miał się zrealizować.

SONDA: Co będą robili po utracie fotela?
ZYGMUNT FRANKIEWICZ, prezydent Gliwic, prezes Związku Miast Polskich
Biorę pod uwagę różne możliwości. W środowisku polskiego samorządu toczą się intensywne rozmowy na temat powszechnego startu wójtów burmistrzów i prezydentów w wyborach do Sejmu z list partii opozycyjnych. Oczywiście takie transfery zdarzały się już wcześniej, ale jestem przekonany, że teraz będzie to zjawisko powszechne i masowe. Sam bardzo poważnie biorę pod uwagę możliwość kandydowania. Parlament jest najlepszym miejscem, by zapobiegać niszczeniu państwa, z którym mamy niestety obecnie do czynienia. Dwukadencyjność zdecydowanie negatywnie odbije się na pracy samorządów. Nie mam co do tego najmniejszych wątpliwości i dodam, że jest to nie tylko opinia, ale zdanie potwierdzone twardymi faktami. Na początku 2016 r. kilka ogólnopolskich gazet opublikowało mój tekst na temat badań dotyczących związku między liczbą kadencji a jakością zarządzania. Polegały one na analizie wyników 16 rankingów samorządów prowadzonych przez główne polskie gazety, Politechnikę Warszawską itp. Zbadaliśmy, jak się ma liczba kadencji prezydentów miast na prawach powiatu do miejsc, które osiągają w rankingach. Korelacja była tak istotna, że nie może być dziełem przypadku. Prezydenci mający za sobą dwie kadencje wypadali średnio ponad dwukrotnie gorzej od zarządzających swoimi miastami co najmniej przez cztery kadencje. Można zatem śmiało powiedzieć, że wyeliminowanie doświadczonych menedżerów samorządowych pogorszy jakość pracy samorządów o co najmniej połowę.
W wyniku poprzednich wyborów wymieniono 1/3 włodarzy miast. Naturalna wymiana kadr ma zatem miejsce i nie stanowi problemu, bo nowi mają się od kogo uczyć. Sam – po każdych kolejnych wyborach – doradzałem bardzo wielu nowym prezydentom, burmistrzom oraz wójtom. Dzięki doświadczonym samorządowcom dobrze działają nasze korporacje, zarówno ogólnopolskie, jak i regionalne. Jeśli jednym ruchem wyeliminowane zostanie z tego środowiska 2/3 najbardziej doświadczonych osób, to ono się zwyczajnie załamie. Doradcy ustąpią z mocy ustawy o pracownikach samorządowych, inni cenni pracownicy zapewne zostaną wyrzuceni lub odejdą sami.
Można śmiało powiedzieć, że wyeliminowanie doświadczonych menedżerów samorządowych pogorszy jakość pracy samorządów o co najmniej połowę
JANUSZ KUBICKI, prezydent Zielonej Góry
Nie zastanawiałem się jeszcze, gdzie będę siebie widział po zmianach. Jestem z wykształcenia inżynierem i podczas zawodowej kariery pracowałem w fabryce, w handlu, w sektorze finansów publicznych, zrządzałem jednostką służby zdrowia. Przyjdzie jeszcze czas na zastanowienie się. Na razie skupiam się na zadaniach, jakie postawili przede mną mieszkańcy. Walczymy o jak najlepsze wykorzystanie środków unijnych, bo to chyba już ostatnia tak bogata perspektywa finansowa. I mam nadzieję, że kiedy PiS zabroni mi reelekcji, to przynajmniej część z mieszkańców pomyśli: „Szkoda, to był niezły prezydent”.
Nie bardzo też rozumiem, dlaczego zmieniać wójtów, burmistrzów, prezydentów, którzy z woli mieszkańców, w demokratycznych wyborach zostali wybrani na te stanowiska, często uzyskując poparcie sięgające 70-90 proc. Gdyby mieszkańcy negatywnie oceniali piastujących te stanowiska, to nie uzyskaliby oni mandatu na kolejną kadencję. Moim zdaniem, jeśli się zgodzić, że kadencyjność jest lekiem na całe zło, to należałoby wprowadzić ją na każdym szczeblu i w 2018 r. przeprowadzić wybory parlamentarne i samorządowe w jednym dniu. Byłaby to oszczędność pieniędzy i od razu duża zmiana, czyli to, czego poseł-prezes oczekuje. Czy proponowane zmiany odbiją się na pracy samorządów? Jeśli dojdzie do upolitycznienia samorządów, do czego rząd PiS zmierza, to zapewne wielu wykształconych fachowców straci pracę. Widzimy to na przykładzie wojska i zmian, jakie w nim zachodzą.
Jeśli dojdzie do upolitycznienia samorządów, do czego rząd PiS zmierza, to zapewne wielu wykształconych fachowców straci pracę
PIOTR KRZYSTEK, prezydent Szczecina
Jestem radcą prawnym, więc w każdym momencie mogę wrócić do zawodu. Trudno dziś jednak dyskutować o zmianach, skoro nie znamy ostatecznego projektu ustawy. Do tego czasu apelowałbym o rozwagę. Osobiście jestem za ograniczeniem kadencyjności, ale uważam, że powinno to dotyczyć również radnych oraz parlamentarzystów.
ROMAN SZEŁEMEJ, prezydent Wałbrzycha
Od 1985 r. nieprzerwanie pracuję w służbie zdrowia, w tym w szpitalu im. dr A. Sokołowskiego, pełniąc w tym czasie różne funkcje, w tym dyrektora szpitala. W Wałbrzychu jestem znany jako prezydent, ale przede wszystkim jako lekarz. Jeśli obecny rząd wprowadzi obostrzenia związane z dwukadencyjnością, to będę mógł dalej kontynuować pracę jako lekarz. Jednocześnie z niepokojem przyglądam się obecnym działaniom rządu, gdyż chciałbym dokończyć swoją misję w Wałbrzychu jako prezydent. To miasto jest szczególne na mapie Polski, a skala wyzwań w porównaniu z innymi miastami Polski jest o wiele większa.
RAFAŁ BRUSKI, prezydent Bydgoszczy
Koncentruję się na pracy na rzecz miasta, a nie na planowaniu swojej zawodowej przyszłości w razie wprowadzenia wspomnianych ograniczeń. Z całą pewnością na emeryturę jest za wcześnie. Pracujemy z niezmienną energią i zapałem na rzecz rozwoju Bydgoszczy. Zapowiedzi polityków o ograniczeniu możliwości ubiegania się o reelekcję po dwóch kadencjach nic w tej kwestii nie zmieniają.
KRZYSZTOF IWANIUK, wójt gminy Terespol
Jeśli się poświęca większość dorosłego życia dla samorządu, który jest na pewno pomysłem na siebie, to nie wiem, czy powinno się go porzucać np. dla biznesu. W moim przypadku na pewno na to za późno. Dobrzy samorządowcy nie powinni się łatwo poddawać i wypaść z gry. Nie mówię o doradztwie albo funkcji w korporacjach samorządowych, bo tam z pewnością wszyscy się nie zmieszczą, ale o pracy w organach administracji. Pomysł PiS najbardziej uderzy w te małe gminy, w których jest niewielka społeczność i skromna administracja. Tu jest inaczej niż w większych miastach, gdzie jest wielu specjalistów. Rozwiązanie zakładające dwukadencyjność źle wpłynie na zarządzanie, bo osoba przychodząca na dwie kadencje niewiele się nauczy i przez to niewiele pomoże gminie. Specjaliści nie będą się do tego fachu garnąć, bo mało kto zdecyduje się na przerwę w karierze po to tylko, by przez chwilę posiedzieć na stanowisku.
KRZYSZTOF ŻUK, prezydent Lublina
W związku z tym, że nie ma jeszcze nowej ordynacji, za wcześnie komentować, jakie byłyby moje dalsze plany. Swoją aktywność zawodową i społeczną będę jednak dzielił - tak jak dotychczas - między pracę na uczelni i w samorządzie. Lublin od kilku lat realizuje ambitną strategię rozwoju miasta „Lublin 2020”. W poprzedniej kadencji zainwestowaliśmy w infrastrukturę ponad 2,2 mld zł, w tej kadencji inwestycje z udziałem środków europejskich będą na podobnym poziomie. Potrzeba jednak jeszcze kilku lat, by nadrobić zaległości. Realizacja strategii rozwoju wymaga liderów i dobrze działających zespołów wdrażających. Tymi liderami są właśnie prezydenci, burmistrzowie i wójtowie, którzy dowiedli swojej skuteczności, sprawnie pozyskując środki UE i rozwijając swoje gminy.
GRZEGORZ SAPIŃSKI, prezydent Kalisza
Przede mną druga kadencja na zrealizowanie rozpoczętych projektów, na które zagwarantowałem pieniądze z zewnątrz. Natomiast po zakończeniu służby samorządowej nadal będę pracował na rzecz miasta i kontynuował działania na rzecz mieszkańców. Samorządowcy nie powinni obawiać się o swoją przyszłość, ponieważ potrafią bardzo ciężko i skutecznie pracować. Mogą wrócić do zawodu wykonywanego wcześniej. Z doświadczeniem, jakie zdobyli, mogą też kandydować do parlamentu i z pewnością poradziliby sobie na stanowisku eksperta/doradcy. Co do planowanych zmian, to przez pierwsze dwa, trzy lata kadencji nowy włodarz musi wcielać w życie swoją filozofię zarządzania, przygotować wiele projektów, np. inwestycyjnych. Efekty są widoczne dopiero po kilku latach. Nie wszystkie plany można zrealizować w ciągu ośmiu lat, zatem kadencja powinna być wydłużona do pięciu.
AGATA FISZ, prezydent Chełma
Nie podjęłam jeszcze żadnej decyzji, skupiam się na pracy i realizacji zaplanowanych inwestycji i przedsięwzięć w mieście. Z rozmów z innymi prezydentami i burmistrzami wiem, że wielu otrzymuje już pierwsze propozycje miejsc na listach do parlamentu. Zapewne większość skorzysta z tej możliwości i mając najczęściej bardzo silne poparcie społeczne, z powodzeniem wystartuje w wyborach do Sejmu i Senatu. Uwolnienie takiego potencjału samorządowców z pewnością zmieni układ w parlamencie. Dojdzie do niespotykanej dotychczas sytuacji, i to na wielką skalę. A, co ciekawe, tego zjawiska nie będą w stanie zobrazować żadne przedwyborcze sondaże. W wyborach do parlamentu pojawi się samorządowe zjawisko – głosowanie nie tylko ze względu na partię, ale na znanych byłych prezydentów, burmistrzów i wójtów. Jestem natomiast przekonana, że ograniczenie biernego prawa wyborczego negatywnie odbije się na standardach demokracji.
KRZYSZTOF MATYJASZCZYK, prezydent Częstochowy
Mam zamiar kandydować w najbliższych wyborach samorządowych, ubiegając się o reelekcję. Jeżeli to będzie niemożliwe, na pewno będę rozważał inne scenariusze, ale zależy mi na Częstochowie i nie zamierzam oddać jej walkowerem. Przede wszystkim chciałbym zakończyć kilka ważnych spraw, inicjatyw i projektów, które udało się w mieście rozpocząć.