Poza pensją dostają mieszkanie, darmowy internet, niekiedy nawet telefon. Wciąż jednak przyjeżdżają do Polski zazwyczaj na trzy miesiące.
Polscy pracodawcy usiłują to zmienić, bo bez siły roboczej z Ukrainy coraz trudniej im prowadzić biznes.
Jedynie 5,2 proc. Ukraińców pracuje tu na stałe. – Nie jest to dobra informacja dla rynku pracy, który zmaga się z deficytem kadrowym – ocenia Krzysztof Inglot, prezes firmy Personnel Service, która przygotowała raport „Barometr Imigracji Zarobkowej – II półrocze 2019”. Wzięła pod lupę pracowników z Ukrainy i zatrudniających ich polskich pracodawców. Podstawowy wniosek jest taki, że to imigracja krótkoterminowa, nastawiona na zarobek. – Tymczasem firmy działające w Polsce potrzebują przyjezdnych pracowników na dłużej niż tylko pół roku, co zapewnia uproszczona procedura zatrudniania. Natomiast aktualnie blisko 66 proc. osób ze Wschodu pracuje u nas do trzech miesięcy.
Co więcej, tylko 8 proc. Ukraińców, którzy pracowali kiedykolwiek w Polsce, myśli o tym, by zamieszkać tu na stałe. To oznacza spadek w porównaniu z poprzednią edycją badań (wówczas rozważała to co 10. osoba).
Pracodawcy starają się więc dbać o tych pracowników. Jak? Zapewniając mieszkanie (63 proc.), darmowy internet (36 proc.), wyżywienie (30 proc.), transport do miejsca pracy (28 proc.), a nawet telefon komórkowy (co 10. pytany). – Te dodatkowe benefity, obok oferowanej stawki godzinowej, odgrywają kluczową rolę w przyciąganiu siły roboczej – słyszymy od autorów badań.
– Dodatkowo 17 proc. polskich przedsiębiorców nadal jest skłonnych płacić pracownikom z Ukrainy więcej niż Polakom – mówi Arkadiusz Pączka z Pracodawców RP. Dlaczego? – Bez nich nie byłyby obsadzone stanowiska niższego szczebla, a pracodawcy mieliby jeszcze większe trudności z prowadzeniem inwestycji.
I rzeczywiście: zdecydowana większość Ukraińców pracuje w budowlance i firmach sprzątających (77 proc.). Zajęcie w usługach, jak zajmowanie się dziećmi czy gotowanie, znajduje 17 proc. Lekarze, informatycy czy inżynierowie stanowią jedynie 2,3 proc, a tzw. kadra zarządzająca – 1,5 proc.
A jakie są efekty zabiegów pracodawców? 18 proc. firm zatrudnia pracowników z Ukrainy. Najwięcej jest ich w organizacjach skupiających ponad 250 osób. Ruslan Illichov, dyrektor Federacji Pracodawców Ukrainy, tak ocenia tę sytuację: – Nie jest tajemnicą, że według różnych źródeł w Polsce pracuje nawet 2 mln pracowników z Ukrainy. Jako pracodawcy rozumiemy ich decyzję, ale jest to dla nas nie lada wyzwanie. Dlatego powinniśmy wspólnie znaleźć rozwiązanie problemu. Nauczyć się tworzyć wspólne zakłady produkcyjne high-tech, rozwijać współpracę przedsiębiorstw, zamiast konkurować o zasoby pracy.

Coraz lepsze pensje

Ukraińcy wybierają Polskę tradycyjnie ze względu na bliskość geograficzną (74 proc.) i brak bariery językowej (48 proc.). – To daje nam tymczasową przewagę nad innymi krajami, które również kuszą pracowników ze Wschodu – podkreślają autorzy raportu. Tymczasową, bo jak przekonuje Krzysztof Inglot, nasz kraj wciąż robi zbyt mało, żeby zmienić charakter imigracji zarobkowej z Ukrainy z tymczasowej na bardziej stałą. Zarobki znalazły się na trzecim miejscu (32 proc.). Choć te, jak się okazuje, nie są takie złe. Już dwóch na trzech pracowników z Ukrainy zarabia u nas ponad 2,5 tys. zł netto miesięcznie. Zarobki w przedziale 2–2,5 tys. zł deklaruje co piąta osoba, a tylko co dziesiąta – mniej niż 2 tys. zł. Tymczasem jeszcze w 2014 r. średnie pensje utrzymywały się w okolicach 7,3 zł netto za godzinę, czyli były zbliżone do ówczesnej stawki minimalnej. A to oznacza wzrost wynagrodzenia w ciągu pięciu lat o ponad 70 proc.
Póki co ukraiński pracownik większość zarobionych pieniędzy odkłada. Nie trzyma ich w banku, nie przelewa, ale zawozi do domu przy okazji odwiedzania rodziny. Co druga osoba deklaruje, że na miesięczne utrzymanie w Polsce wystarcza jej 200–500 zł. Zaledwie co dziesiąta w sklepach i na usługi zostawia ponad 1 tys. zł. Mimo to, jak pokazują dane GUS, udział Ukraińców w naszym obrocie detalicznym jest widoczny. W II kwartale tego roku wydali oni 1,9 mld zł. To o 3,4 proc. więcej niż rok wcześniej.

Rozwiane obawy

Największą przeszkodą dla krajowych przedsiębiorców są formalności administracyjne niezbędne, by zatrudnić osobę z Ukrainy (43 proc.). Równie uciążliwy jest maksymalny sześciomiesięczny okres pracy w ciągu roku (33 proc.), bo w tym rytmie ciężko jest niekiedy zapewnić płynność pracy zespołu czy całego przedsiębiorstwa. Jak przekonuje ekspert Pracodawców RP, wiele zależy dziś od dobrej woli i wytrwałości pracodawcy. Dlatego właściciele firm oczekują od rządzących konkretnych zmian w przepisach. W pierwszej kolejności: wydłużenia czasu pobytu w Polsce zarówno w oparciu o uproszczoną procedurę, jak i zezwolenie na pracę (do pięciu lat).
Mimo tych utrudnień kolejnych 16 proc. firm zamierza werbować pracowników z Ukrainy w ciągu najbliższych 12 miesięcy. – Ciekawe jest również to, że pracodawcy nie są zainteresowani zatrudnianiem pracowników z innych wschodnich krajów, jak np. Białoruś, Mołdawia czy Armenia – podkreśla Arkadiusz Pączka.
Być może dzieje się tak dlatego, że Polacy zmieniają swój stosunek do przybyszów z Ukrainy. W dużej mierze rozwiały się obawy, które rzutowały na nasze relacje jeszcze kilka lat temu. Dziś tylko 9 proc. Polaków boi się, że straci przez Ukraińców pracę, a 90 proc. jest przekonanych, że sąsiedzi ze Wschodu łatają dziury w zatrudnieniu, przez co pomagają naszej gospodarce. Co ważne, obawy zależą od poziomu wykształcenia. Im wyższe, tym lęki mniejsze.