Rośnie konkurencja wśród deweloperów. Efekt? Zahamowany wzrost cen mieszkań.
/>
Do wejścia na polski rynek mieszkaniowy jako inwestor i deweloper przygotowuje się Eiffage, jedna z największych europejskich grup budowlanych. Firma działa już u nas, ale przede wszystkim jako generalny wykonawca obiektów kubaturowych. – Pierwsze inwestycje planujemy w Warszawie i Krakowie, ale o konkretnych terminach i projektach będziemy mogli poinformować po uzyskaniu pozwoleń na budowę. Mamy nadzieję, że stanie się to na początku przyszłego roku – deklaruje Marek Pawlukiewicz, koordynator ds. komunikacji i marketingu Eiffage Polska Budownictwo.
O miejsce na polskim rynku nowych mieszkań zawalczyć chce też koncern YIT, który poza rodzimą Finlandią obecny jest już na Słowacji, Łotwie, Litwie, w Czechach, Rosji, Estonii. Grupa sprzedaje w Europie ponad 8 tys. lokali rocznie i obecnie poszukuje gruntów w Warszawie. – W perspektywie średnioterminowej jesteśmy zainteresowani także innymi miastami – informuje Tomasz Konarski, prezes YIT Development.
Na rynek mieszkaniowy wracają też firmy, które jeszcze kilka lat zapowiadały, że będą wycofywać się z tego segmentu. Przykładem jest Polski Holding Nieruchomości, którego szefowie po debiucie spółki na giełdzie w 2013 r. zapowiadali wygaszanie inwestycji mieszkaniowych. Teraz firma przygotowuje takie w Gdyni i Warszawie. Poza tym PHN działa w segmencie biurowym, handlowym i logistycznym.
Te zapowiedzi oznaczają, że już i tak duża konkurencja na polskim rynku mieszkaniowym będzie jeszcze ostrzejsza. Według danych przygotowanych dla DGP przez firmę doradczą Reas, w III kw. tego roku w sześciu największych aglomeracjach: Warszawie, Krakowie, Wrocławiu, Poznaniu, Trójmieście i Łodzi, mieszkania sprzedawało w sumie 652 deweloperów. Jeszcze cztery lata temu było ich 589.
Z największym wysypem nowych firm w branży mieliśmy do czynienia na przełomie lat 2011 i 2012, tuż przed wejściem w życie ustawy deweloperskiej, która mocno zaostrzyła zasady, na jakich mogą być prowadzone inwestycje, i utrudniła dostęp do kredytów na finansowanie budów.
– Banki nie kredytują teraz zakupów gruntów, a kredyty na budowę mogą liczyć deweloperzy z co najmniej pięcioletnim stażem na rynku, którzy zakończyli zyskiem przynajmniej kilka projektów. Do tego wymagana jest przedsprzedaż mieszkań na poziomie co najmniej 10 proc. w największych aglomeracjach i 30 proc. w mniejszych miastach – tłumaczy Iwona Załuska, prezes brokera finansowego Upper Finance Consulting.
Jednak nowe przepisy spowolniły wejścia nowych graczy na zaledwie dwa lata. Potem chętnych znowu przybywało i w ciągu ostatniego roku w największych aglomeracjach liczba działających deweloperów wzrosła o niemal 30. Magnesem okazała się doskonała koniunktura i rekordowy popyt na nowe lokale. W 2014 r. w największych miastach sprzedano 43 tys. mieszkań, a w tym, do września, już 37,4 tys.
– Nowi deweloperzy wchodzący na rynek to w przeważającej większości małe rodzinne firmy budujące inwestycje o skali kilkunastu mieszkań, najczęściej bez korzystania z finansowania zewnętrznego – wyjaśnia Paweł Sztejter, wiceprezes Reas. Specjalista Reas zaznacza przy tym, że mimo aktywności małych podmiotów coraz bardziej na swoich pozycjach umacniają się duże firmy deweloperskie. – Ponad 80 proc. mieszkań w sześciu głównych miastach Polski budowane jest przez mniej niż 30 proc. firm deweloperskich, a tylko 10 proc. największych firm oddaje ponad połowę mieszkań. W dodatku udział tych firm w rynku konsekwentnie rośnie – dodaje.
Na razie jednak cała branża musi działać w warunkach wysokiej konkurencji. – Widać to zresztą po cenach. Mimo rewelacyjnej sprzedaży średnio w skali roku ich wzrost nie przekracza 2 proc. Ten czynnik na pewno będzie wpływał na ceny także w przyszłym roku – ocenia Konrad Płochocki, dyrektor generalny Polskiego Związku Firm Deweloperskich.