Duński Ørsted – który wspólnie z Polską Grupą Energetyczną realizuje też m.in. farmy wiatrowe na Bałtyku – postanowił zawalczyć o swoje prawa przed amerykańskim sądem. Spółka celowa Revolution Wind, w której połowę udziałów mają Duńczycy, kontestuje decyzję o zablokowaniu przez rząd federalny w 80 proc. ukończonej inwestycji u wybrzeży Ameryki. Równolegle własny pozew przygotowały też stany Rhode Island i Connecticut, które miały być beneficjentami projektu. Według prokuratora generalnego Connecticut Williama Tonga Donald Trump wypowiedział energetyce wiatrowej „wojnę totalną”, a wydany przez jego administrację nakaz wstrzymania prac określił jako bezprawny, bezpodstawny, bezsensowny i głupi.
Bezpieczeństwo narodowe czy ideologia anty-OZE
Ruch administracji argumentowany był względami bezpieczeństwa narodowego (mówiono m.in. o ryzyku zakłócenia sygnału radarów i zwiększonym narażeniu USA na ataki z wykorzystaniem dronów) oraz negatywnym wpływem na inne projekty realizowane w ramach amerykańskiej wyłącznej strefy ekonomicznej. W środę rzeczniczka Białego Domu Taylor Rogers podkreślała dodatkowo, że za rządów Joego Bidena farmy wiatrowe mogły liczyć na nieuzasadnione „preferencyjne traktowanie”, które nowy prezydent zakwestionował. Dlatego – jak wyjaśniała – już w dniu swojej inauguracji Trump wydał nowe wytyczne dla urzędów federalnych, obligując je do dokonania przeglądu praktyk w zakresie licencjonowania projektów wiatrowych. Zgodnie z nową polityką – dodała Rogers – proces ten ma brać pod uwagę potrzebę niezawodności dostaw energii, koszty dla gospodarstw domowych, a także oddziaływanie na morską faunę, przemysł rybny, wzorce prądów oceanicznych czy wiatrów.
Ale według inwestora te wyjaśnienia to zasłona dymna, a w rzeczywistości dyskontynuacja projektu, który ma za sobą wieloletni proces pozwoleniowy, obejmujący badania oddziaływania na środowisko i bezpieczeństwo, wynika z wyrażanej otwarcie przez Trumpa i jego urzędników niechęci do energetyki wiatrowej. W pozwie Revolution Wind przekonuje, że wydane przez podlegające administracji Biuro Zarządzania Energią Oceaniczną (BOEM) polecenie wstrzymania prac było bezprawne i domaga się jego uchylenia w trybie pilnym. Anulowanie projektu – jak oszacowano – dołoży ponad miliard dolarów do już przeznaczonych na jego rzecz ok. 5 miliardów.
Moc zamrożonej farmy wiatrowej miała sięgnąć ponad 700 MW, a w ciągu roku, jak szacował inwestor, byłaby w stanie wyprodukować energię wystarczającą do zaspokojenia potrzeb 350 tys. gospodarstw domowych. Decyzja spowodowała kolejne już załamanie wyceny akcji Ørsted, które osiągnęły historyczne dno. Łącznie od początku roku wartość Ørsted spadła już o ponad 40 proc., co odpowiada ok. 8 mld dol.
Trump topi duńskiego giganta
Wstrzymanie realizacji projektu Revolution Wind to nie pierwszy cios, jaki spadł na jego dewelopera od czasu wyborczej wiktorii Donalda Trumpa. Już pierwszego dnia swojej prezydentury zarządził on wstrzymanie wydawania nowych koncesji i zezwoleń dla projektów offshore, co oznaczało pierwsze z serii załamanie notowań aktywnego na rynku amerykańskim Ørstedu. Kolejne miesiące przyniosły dziesiątki zapowiedzi, że nie dopuści do powstania kolejnych „młynów wiatrowych” – jak nazywa turbiny. Działania i deklaracje prezydenta uderzyły w samo serce modelu biznesowego duńskiej firmy, który opiera się na sprzedaży udziałów w odpowiednio zaawansowanych przedsięwzięciach. Wywołana wrogim nastawieniem prezydenta niepewność wokół offshore’u sprawiła tymczasem, że apetyt inwestorów na taką ofertę spadł niemal do zera.
Zaledwie kilka tygodni przed decyzją o wstrzymaniu prac nad Revolution Wind Ørsted ogłosił decyzję o nadzwyczajnej emisji akcji o wartości 9,4 mld dol., która okazała się niezbędnym remedium na problemy koncernu z płynnością. Przy tej okazji do spółki popłynęły środki duńskiego skarbu państwa, który objął część wyemitowanych akcji odpowiadającą swojemu, większościowemu udziałowi w strukturze właścicielskiej, oraz drugi co do wielkości akcjonariusz, Equinor (kontrolowany przez rząd Norwegii). Rokowania nie są najlepsze także dla projektu Sunrise Wind, budowanego niedaleko nowojorskiej Long Island, w którym część udziałów bezskutecznie starał się sprzedać koncern w poprzednich miesiącach. Bank Citi nie wykluczył w najnowszej analizie, że ta właśnie inwestycja stanie się jednym z kolejnych celów administracji Trumpa. Na „czarnej liście” są też francusko-portugalski projekt SouthCoast Wind (realizują go Engie i EDP Renewables) oraz New England Wind (tu pierwsze skrzypce gra należący do grupy hiszpańskiej Iberdroli Avangrid).
Do uchylenia podobnego polecenia udało się przekonać administrację Trumpa w przypadku należącego do Equinora projektu Empire Wind, realizowanego w rejonie Nowego Jorku. W kampanię dyplomatyczną w tej sprawie zaangażował się m.in. b. sekretarz generalny NATO, norweski minister finansów Jens Stoltenberg, a ostatecznym warunkiem zmiany decyzji okazało się porozumienie z nowojorską gubernatorką w sprawie wznowienia projektu połączenia gazociągowego tego stanu z Pensylwanią. Jak ocenia „Financial Times”, uchylenie zakazu prac dla projektu Ørsted jest znacznie mniej prawdopodobne m.in. ze względu na napięcia dyplomatyczne na linii Waszyngton-Kopenhaga, które dotyczą m.in. Grenlandii.
Offshore w kryzysie
Tymczasem kłopoty duńskiej grupy nie zaczęły się z nadejściem Trumpa. Już wcześniej dotykały ją perturbacje powszechne w branży offshore na całym świecie, związane m.in. z eskalującymi kosztami i pojawianiem się „wąskich gardeł” w łańcuchu dostaw czy lokalnymi protestami. Już jesienią 2023 r. Ørsted anulował projekt Ocean Wind o planowanej mocy ponad 2 gigawatów, który miał powstać u wybrzeży stanu New Jersey, uzasadniając to „względami makroekonomicznymi”. Kilka miesięcy później ogłoszono „tymczasowe wstrzymanie” budowy kolejnej z farm wiatrowych, w które zaangażował się duński deweloper w USA, Skipjack Wind Farm, która miała zasilać stan Maryland. Realizacja tego projektu w najlepszym wypadku przesunie na drugą połowę dekady.
Sytuacja branży offshore jest w USA szczególnie trudna ze względu na fakt, że lokalizacje morskie z definicji podlegają bezpośrednio administracji federalnej. Ale rosnące kłopoty ma już cały sektor energetyki odnawialnej. Według najnowszych danych Amerykańskiego Stowarzyszenia Czystej Energii (ACP) w drugim kwartale br. zanotowano wyhamowanie wzrostu mocy wiatrowych, słonecznych i bateryjnych w stadium budowy lub zaawansowanego planowania. Kolejnym negatywnym dla branży symptomem jest radykalny spadek wartości umów PPA i innych kontraktów na dostawy energii zawieranych bezpośrednio między wytwórcami a odbiorcami prądu. W raporcie zaznaczono jednocześnie, że aż osiem z dziesięciu stanów, w których czyste źródła rozwijają się najdynamiczniej, to wyborcze bastiony republikanów.