Prace nad ustawą o jakości paliw się przedłużają. Jak ustalił DGP, dokument zakazujący sprzedaży najgorszego węgla może się pojawić w 2018 r.
WALKA ZE SMOGIEM CZYLI GRA WARTA ŚWIECZKI / Dziennik Gazeta Prawna
Będąca elementem programu „Czyste powietrze” ustawa o jakości paliw wciąż nie weszła w życie. Przepisy miały zakazać sprzedaży węgla najgorszej jakości – mułów, flotokoncentratów i węgla brunatnego – odbiorcom indywidualnym. Problem w tym, że nie wszystkim graczom rynkowym to odpowiada.
Na razie paliwa te zniknęły z rynku. Trafiły do energetyki, jednak – jak ustaliliśmy – większość elektrowni narzeka na ich jakość i wcale ich nie chce. Niektórzy z naszych rozmówców przyznają wprost – to paliwo dla energetyki się nie nadaje. Spala się prawidłowo tylko w niektórych instalacjach.
– Dlatego Polskiej Grupie Górniczej, największemu producentowi węgla kamiennego w UE, gra na opóźnienie wejścia w życie przepisów jakościowych jest na rękę – mówi jeden z naszych rozmówców znających sprawę. PGG otwarcie przyznaje, że planowane przepisy uderzą ją po kieszeni – to utrata sprzedaży ok. 4 mln ton na rynku detalicznym, co obniża przychody o ok. 600 mln zł w skali roku.
Nasze źródła w resorcie rozwoju przekonują, że opóźnień nie będzie, do przepisów są już wprowadzane ostatnie poprawki i projekt powinien trafić na Radę Ministrów w październiku. Wiele zależy jednak od tego, co zrobi resort energii nadzorujący górnictwo. Może zaproponować poprawki, które będą korzystniejsze dla branży węglowej. Jego propozycje mogą też opóźnić prace nad dokumentem.
W poniedziałek na Śląsku Grzegorz Tobiszowski, wiceminister energii, i Tomasz Rogala, prezes PGG, odpowiadali na pytania dziennikarzy dotyczące braków węgla dla odbiorców indywidualnych, a także jego rosnących cen w rozpoczynającym się sezonie grzewczym.
– Dzisiaj jest nadpopyt, a była nadpodaż. Pytanie, na ile jest to gra na cenę. Brak węgla powoduje, że odbiorcy akceptują wyższą cenę. A uchwały antysmogowe promują importowany węgiel, czyli ekogroszki, które są droższe nawet o 100 proc. Mamy cel nadrzędny, jakim jest ochrona powietrza, ale w Polsce mamy też ubóstwo energetyczne – mówił Rogala. – Zwiększenie produkcji ekogroszków to dwa lata, muszę zmienić fronty na wydobycie węgla grubego i zmodernizować zakłady przeróbcze, wcześniej jest to po prostu niemożliwe. W zeszłym roku o tej porze przekaz był inny: zamknijcie połowę mocy, zwolnijcie połowę ludzi. Odbudowanie potencjału nie jest możliwe z dnia na dzień – tłumaczył.
– Jeśli chodzi o ceny surowca dla odbiorców indywidualnych, to ja odsyłam do tych wrażliwych na czystość powietrza, m.in. marszałków województwa małopolskiego i województwa śląskiego, aby się przyjrzeć, jaką wyrwę na rynku węgla zrobili dla odbiorcy indywidualnego, dla ogrodnictwa i jak wpłynęło to na cenę. Bo uchwały sejmików tych województw miały znaczenie. Cen na rynku nie dyktuje tylko PGG, ale także decyzje administracyjne – powiedział z kolei Tobiszowski.
Od urzędników w Krakowie usłyszeliśmy, że uchwała antysmogowa dla Małopolski, która weszła w życie 1 lipca 2017 r., nie wprowadziła zakazu stosowania węgla. „Wyeliminowane zostały jedynie floty i muły węglowe, które są odpadem węglowym i nigdy nie powinny trafić do odbiorców indywidualnych. Ich ilość szacuje się na około 800 tys. ton wprowadzanych rocznie na terenie woj. małopolskiego i śląskiego” – czytamy w odpowiedzi na pytania DGP.
Wprowadzenie w Krakowie zakazu stosowania paliw stałych, który (wejdzie w życie dopiero 1 września 2019 r.) oznacza ograniczenie zużycia węgla o około 200 tys. ton, to ok. 0,2 proc. węgla kamiennego wykorzystywanego w Polsce.
„Należy zaznaczyć jednak, że od początku roku systematycznie wzrastają ceny węgla na rynkach światowych. W maju tego roku wynosiły około 73 dol. za tonę – obecnie są na poziomie 92 dol. za tonę. Powyższe argumenty dobitnie świadczą, że to nie decyzje administracyjne w województwach małopolskim i śląskim – jak sugeruje wiceminister Tobiszowski – wpływają na aktualne ceny węgla” – napisali małopolscy urzędnicy.
– Harmonogram wymiany pieców i kotłów, w których można spalać wszystko, został rozłożony aż na 10 lat. Nawet przy teoretycznym założeniu, że każda wymiana kotła i pieca odbywać się będzie na kocioł automatyczny, a więc wymagający paliwa typu groszek, nie nastąpi to ani w bieżącym, ani w przyszłym roku – mówi nam Wojciech Saługa, marszałek województwa śląskiego. – Kopalnie mają więc dużo czasu na dostosowanie swojej produkcji zarówno do wymagań ochrony środowiska, jak i zmian w strukturze popytu na węgiel, jaki będzie skutkiem uchwały antysmogowej. Mówienie teraz o gwałtownym odczuwalnym skoku cen węgla wskutek przyjmowania uchwał antysmogowych dla mieszkańców jest przedwczesne – dodał.
Kilkanaście dni temu resort rozwoju opublikował obiecane rozporządzenie o kotłach piątej klasy, czyli najnowocześniejszych, które wprowadza zakaz sprzedaży pieców tzw. kopciuchów, w których można palić byle czym, w tym śmieciami, które nawet bardziej niż węgiel przyczyniają się do powstawania smogu.
– 6 stycznia 2017 r. smog pojawił się w Warszawie i wiele osób dowiedziało się, że problem złego powietrza nie jest tylko problemem Krakowa czy Śląska. Pierwszy raz systemowo po 1989 r. polski rząd mierzy się z tym problemem – mówiła DGP Jadwiga Emilewicz, wiceminister rozwoju.
Argumenty dla Polski
Stowarzyszenie europejskich energetyków Eurelectric opublikowało wczoraj raport dotyczący rynku mocy, którego założenia opisaliśmy w poniedziałek na www.dziennik.pl. Chodzi o mechanizm, w którym wytwórca prądu dostaje pieniądze nie tylko za wytwarzanie energii, ale też za gotowość do większej produkcji w szczycie zapotrzebowania. Polska szykuje takie rozwiązania, jednak notyfikować musi je Komisja Europejska. A to może być problem – nasza produkcja energii bazuje bowiem na węglu. Bruksela forsuje zaś rozwiązania, w których instalacje objęte rynkiem mocy miałyby emitować do 550 g CO2/1 kWh (tzw. EPS 550). To dla elektrowni na węgiel niewykonalne (emitują ok. 700 g).
– Raport potwierdził, że EPS 550 nie ma uzasadnienia ekonomicznego ani środowiskowego, podnosi koszty energii dla odbiorców w Europie i niemal nie wpływa na ograniczenie emisji CO2 – mówi Henryk Baranowski, prezes PGE Polskiej Grupy Energetycznej, a równocześnie szef Polskiego Komitetu Energii Elektrycznej. – Wprowadzenie zaostrzonych norm wymusi przedwczesne wyłączenie mocy węglowych w takich krajach jak Niemcy, Rumunia, Bułgaria, Czechy, Estonia i Polska, co ograniczy bezpieczeństwo dostaw energii dla gospodarek tych państw i w konsekwencji przyniesie drastyczny wzrost importu gazu ziemnego zwłaszcza w krajach Europy Wschodniej – dodaje.