W wielu składach opałowych przyjmowane są specjalne zapisy. Na surowiec przyjdzie jednak poczekać kilka tygodni – dowiedział się DGP.
W wielu składach opałowych przyjmowane są specjalne zapisy. Na surowiec przyjdzie jednak poczekać kilka tygodni – dowiedział się DGP.
Polacy szturmują składy węgla przed zimą, choć sezon grzewczy jeszcze się na dobre nie zaczął. W wielu miejscach kraju jednak odprawiani są z kwitkiem. Wystarczy przejechać koło kilku placów sprzedaży opału – są niemal puste.
Nasz czytelnik z południa Polski – pan Jerzy – usłyszał u swojego sprzedawcy, że paliwo będzie w listopadzie, i to raczej w drugiej połowie. – Sąsiedzi byli bardziej zaradni, kupili węgiel w wakacje, jednak bardzo drogi. No ale przynajmniej mają czym palić – wzdycha pan Jerzy.
Remontują, zakorkowali
– Braki węgla opałowego są bardzo odczuwalne, a ludzie jak słyszą, że go brakuje, kupują więcej na wszelki wypadek. Po pierwsze krajowi producenci fedrują mniej, niż zakładali, a po drugie są problemy z importem – mówi DGP Łukasz Horbacz, prezes Izby Gospodarczej Sprzedawców Polskiego Węgla.
Opowiada, że przez remont mostu kolejowego na Bugu przepustowość przejścia w Małaszewiczach zmalała o kilkadziesiąt procent. Po białoruskiej stronie na wjazd czeka kilkaset tysięcy ton rosyjskiego węgla. Transporty są kierowane na inne przejścia, które też się w związku z tym korkują. A do transportu węgla z portów brakuje już węglarek. – Mamy sygnały od sprzedawców o listach kolejkowych, np. pod Wałbrzychem, i w ekstremalnych przypadkach faktycznie niektórzy poczekają na węgiel kilka tygodni. Ludzie słyszą w mediach, że węgla nie ma i jest droższy, więc się boją, że paliwa dla nich zabraknie. A przecież już we wrześniu zaczęły się przymrozki – dodaje Horbacz.
Wszystko przez smog?
W ubiegłym tygodniu wiceminister energii Grzegorz Tobiszowski przekonywał, że braki węgla i wysokie ceny to nie tylko wina kłopotów wydobywczych Polskiej Grupy Górniczej, czyli największego gracza na rynku (patrz ramka poniżej), ale także samorządowców, m.in. ze Śląska i Małopolski. W tych województwach obowiązują już uchwały antysmogowe zakazujące palenia węglem najgorszej jakości.
PGG, która zapowiedziała, że do końca roku przestanie dostarczać dla odbiorców indywidualnych węgle najgorszej jakości, czyli flotokoncentraty i muły, już zdjęła je z rynku. A to ok. 0,5 mln ton tylko do końca roku dla jej autoryzowanych sprzedawców. 1 września PGG odcięła ich także od miałów, choć zapotrzebowanie na nie od września do grudnia to ok. 1,2 mln ton. Brakuje też tzw. ekogroszków, bo polskie kopalnie są w stanie wyprodukować ich 0,3 mln ton rocznie, podczas gdy zapotrzebowanie wynosi 2 mln ton i będzie rosło po przepisach zakazujących sprzedaży najgorszych pieców, tzw. kopciuchów.
Sęk w tym, że wraz z wymianą pieców na te najlepszej klasy potrzeba będzie coraz więcej ekogroszków. A to oznacza jeszcze większy import albo palenie byle czym na jeszcze większą skalę niż dotychczas.
PGG bowiem jest głównym dostawcą węgla dla odbiorców indywidualnych. Jastrzębska Spółka Węglowa po zamknięciu kopalni Krupiński, gdzie był węgiel energetyczny, zmniejszyła swój udział w tym segmencie rynku, a Bogdanka praktycznie nie sprzedaje węgla odbiorcom indywidualnym (zaopatruje przede wszystkim elektrownie w Kozienicach i Połańcu). – Klienci indywidualni mają marginalny udział w sprzedaży, na poziomie ok. 1 proc. – mówi nam Grzegorz Gawroński, dyrektor biura zarządu podlubelskiej kopalni.
Od Francji i USA
Nową linię produkcyjną sprzedaży pakowanego groszku otworzył niedawno Tauron Wydobycie przy kopalni Sobieski w Jaworznie, ale on swoim węglem w większości pokrywa jedynie zapotrzebowanie elektrowni grupy.
– Dlatego między koncernami energetycznymi a resortem energii trwają nerwowe rozmowy na temat dopuszczenia importowanego węgla do naszych elektrowni – mówi DGP osoba z branży. PGE, Enea, Energa, Tauron, czyli wielka czwórka kontrolowana przez Skarb Państwa, ma bowiem od głównego właściciela zakaz zakupu surowca za granicą. Z naszych informacji wynika, że po tym, jak Węglokoks, eksporter węgla, sprowadził próbną partię paliwa z USA (jest zbyt wysoko zasiarczone, trzeba je mieszać z krajowym), pojawiły się pomysły, by kupił go więcej. – Wymieszany częściowo z paliwem PGG teoretycznie mógłby być „węglem z PGG” – uważa nasz rozmówca. Sprawa zielonego światła na import surowca przez państwowe elektrownie to kwestia czasu. – PGE lub Węglokoks mogą odkupić węgiel z portowego kontraktu EDF (francuska spółka sprzedaje aktywa w Polsce, ma je kupić PGE, ale nie ma wciąż zgody UOKiK – red.), a importowanym węglem z Węglokoksu interesuje się Enea – wyliczają nasi rozmówcy. Niebawem bowiem może się okazać, że węgla zabraknie i w energetyce. Zwłaszcza że nie zużywa go tylko na bieżąco, a zgodnie z ustawą musi mieć przynajmniej 30-dniowy zapas – to w przypadku dużych jednostek średnio 0,5 mln ton paliwa. A zapasy na zwałach wszystkich krajowych kopalń na koniec lipca tego roku wyniosły 2 mln ton (dane katowickiego oddziału ARP).
PGG zapowiedziała zwiększenie inwestycji, ale kontrahenci PGG w rozmowach z DGP przekonują, że nie odczuwają boomu inwestycyjnego w tej spółce.
Akcjonariuszom PGG kończy się cierpliwość
Główni właściciele Polskiej Grupy Górniczej skarżą się na sposób zarządzania węglowym gigantem. Jak ustalił DGP, domagają się zmian w zarządzie, trwa też batalia o skład rady nadzorczej spółki. Od 2016 r. akcjonariusze grupy dokapitalizowali firmę kwotą niemal 3 mld zł. Tymczasem węgla brakuje, a ceny są coraz wyższe. Węglokoks na przykład dostaje coraz mniej paliwa na eksport, a do elektrowni trafia mniej surowca, niż powinno. Polska Grupa Górnicza zaklina rzeczywistość zapewnieniami o produkcji 32 mln ton węgla w 2017 r., jednak nawet wliczając całoroczną produkcję przejętych w kwietniu czterech kopalń Katowickiego Holdingu Węglowego, uda się jej może wydobyć ok. 27 mln ton (do końca sierpnia produkcja wyniosła 17,6 mln ton).
Z naszych informacji wynika, że w sprawie zmian w PGG interweniują przede wszystkim prezesi PGNiG Piotr Woźniak i PGE Henryk Baranowski. – Pozycja Woźniaka i Baranowskiego w kręgach PiS jest bardzo mocna, więc być może pod koniec roku, gdy PGG nie będzie mogła już udawać, że wszystko jest w porządku, dojdzie też do zmian – twierdzi nasz rozmówca z kręgów partii rządzącej. Podobną teorię nieoficjalnie usłyszeliśmy od kilku rozmówców z energetyki. Jednak oficjalnie kontrolowane przez Skarb Państwa koncerny nie chcą rozmawiać o zmianach w PGG.
– Nie komentujemy spekulacji – ucina Patrycja Hryniewicz, rzeczniczka PGNiG Termika. To samo odpowiada Maciej Szczepaniuk, rzecznik PGE.
Spytaliśmy także pozostałych akcjonariuszy węglowego giganta. – Energa nie będzie komentować pogłosek i spekulacji – mówi jej rzecznik Adam Kasprzyk. Podobnie deklaruje Paweł Cyz, rzecznik Węglokoksu. – Zgodnie z umową inwestycyjną wszystkie decyzje są podejmowane kolegialnie w ramach Komitetu Inwestorów – twierdzi z kolei Piotr Ludwiczak, rzecznik Enei.
Od naszych rozmówców z PGG usłyszeliśmy że energetyce zależy na rozbiciu tej firmy, a być może i jej podziale (o czym DGP informował jako pierwszy), bo „obawia się monopolu PGG i jej wpływu na węglowy rynek w Polsce”.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama