– Jesteśmy świadkami bardzo poważnego zwrotu w tej kwestii, zmiany sposobu myślenia i Polska ma w tym bardzo duży udział – powiedział w czwartek wieczorem Donald Tusk. Premier odniósł się w ten sposób do zapisu ustaleń unijnych liderów w Brukseli obejmującego, według jego interpretacji, zapowiedź rewizji systemu ETS2.

Czy w UE nastąpił przełom? Oto, do czego odnieśli się przywódcy

Krytykowane przez Polskę przepisy, wpisane w 2023 r. do unijnej dyrektywy ETS, mają, poczynając od 2027 r., zwiększać koszty stosowania paliw kopalnych w sektorach transportu i budynków. Jak pisaliśmy w DGP, pod koniec czerwca szeroka koalicja unijnych stolic na czele z czeską Pragą (ale obejmująca też m.in. Warszawę, Berlin i Rzym) zwróciła się do Komisji o wprowadzenie ulepszeń, które pozwolą złagodzić skutki wdrażania nowych opłat za emisje. Państwa zaproponowały m.in. wzmocnienie mechanizmów stabilizujących ceny uprawnień w granicach 45 euro za tonę CO2.

Do tych właśnie rekomendacji, na dwa dni przed czwartkowym spotkaniem unijnych liderów, pozytywnie odniósł się komisarz ds. klimatu Wopke Hoekstra. W liście skierowanym do czeskiego ministra środowiska Petra Hladíka, reprezentującego grupę 19 popierających je krajów, Hoekstra przychylił się do kluczowych tez otrzymanego dokumentu. Komisarz zapowiedział wzmocnienie rezerwy stabilności rynkowej, z której uwalniane będą dodatkowe uprawnienia w razie przekroczenia ustalonego pułapu cenowego oraz bardziej stopniowy mechanizm aktywacji tych interwencji. KE zamierza też przyspieszyć uruchomienie aukcji uprawnień w ramach ETS2, co ma zwiększyć przewidywalność systemu i zapewnić państwom dodatkowe środki na finansowanie wsparcia, a firmom umożliwić rozłożenie nowych kosztów w czasie.

Najważniejszym elementem planów Hoekstry jest jednak uruchomienie już w przyszłym roku mechanizmu prefinansowania inwestycji w sektorach objętych ETS2, których realizacja ma obniżyć koszty społeczne systemu. Oznacza to wcześniejsze uruchomienie m.in. środków z Społecznego Funduszu Klimatycznego. Mechanizm prefinansowania ma być skonstruowany w taki sposób, żeby zapewnić dostępność wsparcia dla gospodarstw domowych o niskich i średnich dochodach. Jednym ze źródeł środków ma być Europejski Bank Inwestycyjny (EBI). Hoekstra zadeklarował, że konkretne propozycje trafią wkrótce do Rady (skupiającej rządy krajowe) i Parlamentu Europejskiego, opowiadając się za ich pilnym procedowaniem. Ani w dokumencie skierowanym do Komisji przez grupę państw, ani w liście Hoekstry nie ma natomiast mowy o przesunięciu o trzy lata terminu uruchomienia opłat, co stanowi główny postulat wysuwany przez polski rząd.

Opóźnienie ETS2? „Jeszcze nie gwarancja, ale możliwość”

To właśnie te zapowiedzi unijnego komisarza ds. klimatu zostały odnotowane w konkluzjach czwartkowego szczytu Rady Europejskiej jako szansa na „złagodzenie wejścia w życie” ETS2. Unijni liderzy skonstatowali, że czekają na dalsze propozycje dot. rewizji „ram implementacji” systemu, która powinna objąć „wszystkie istotne jego aspekty”. W czwartek premier Donald Tusk określił te zapisy mianem przełomowych i uznał je za wielki sukces. – Udało nam się wpisać kluczowe dla nas słowo, jakim jest „rewizja” – podkreślił szef polskiego rządu, oceniając, że oznacza ono „jeszcze nie gwarancję, ale możliwość” uniknięcia wejścia w życie negatywnie ocenianego przez Polskę mechanizmu w 2027 r.

– To wielki sukces koalicji pod przywództwem Czech, bo Hoekstra zapowiada wdrożenie w zasadzie wszystkich zmian, które były przez nią postulowane – komentuje Maciej Burny z firmy doradczej Enerxperience. – Tego samego nie można powiedzieć o Polsce, która, choć jest formalnie w tej grupie, chciała ugrać więcej i w dalszym ciągu opowiada się za opóźnieniem systemu o 3 lata – zastrzega. Jak podkreśla ekspert, z punktu widzenia Warszawy opłaty za emisje z ogrzewnictwa będą tak wielkim problemem politycznym, że można powątpiewać, czy zostaną one implementowane – przynajmniej do czasu, do kiedy nie wymuszą tego na polskich władzach kary Trybunału Sprawiedliwości UE.

Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu i środowiska, widzi rzecz inaczej, uznając obietnice komisarza UE ds. klimatu za efekt presji polskiego rządu. Jak mówił po środowym spotkaniu ministrów środowiska „27”, wśród państw członkowskich „bardzo mocno wybrzmiał” polski postulat odsunięcia w czasie implementacji systemu. – Będziemy robić wszystko, żeby Komisja na poważnie zabrała się za zmiany w ETS2 – zapowiedział. Także nieoficjalnie w rządzie słyszymy zapewnienia, że batalia o ten system jeszcze się nie skończyła, a szanse na jego opóźnienie są wyższe niż jeszcze rok temu. – Lepszą kontrolę cen już mamy. Teraz gramy dalej o rewizję regulacji przed uruchomieniem systemu – mówi nam jeden z urzędników.

Rzeczywiście, jeśli propozycje KE objęłyby zmiany w dyrektywie o rynku uprawnień do emisji, okno pozwalające na spełnienie polskich postulatów mogłoby się pojawić. Siły zwolenników i przeciwników objęcia opłatami za emisje nowych sektorów uchodzą obecnie za stosunkowo wyrównane, zarówno wśród państw członkowskich, jak i w europarlamencie. Wycofania się z ETS2 lub odsunięcia go w czasie chciałaby – jak słyszymy – znaczna część europejskiej chadecji i w zasadzie wszystkie ugrupowania zasiadające na prawo od niej w PE. Nie ma też bynajmniej pewności co do jednolitego poparcia systemu w dotychczasowym kształcie w grupie Renew, gdzie wśród europejskich liberałów zrzeszeni są też deputowani partii Emmanuela Macrona, sceptycznego wobec wielu elementów unijnej polityki klimatycznej.

Problem jednak w tym, że propozycje, które zdobyły szerokie poparcie państw, a teraz podchwycone zostały przez Wopkego Hoekstrę, niekoniecznie wymagają zmian w dyrektywie, a w Brukseli mówi się, że Komisja chce tego za wszelką cenę uniknąć. Mówiąc ściślej: rewizja jest planowana, ale w drugiej połowie przyszłego roku, kiedy na zmianę terminu wdrożenia systemu będzie już raczej za późno.

Ostry klimatyczny kurs na kolejną dekadę? Będzie furtka, żeby się wycofać

Na razie znacznie większe sukcesy udało się polskim dyplomatom osiągnąć na froncie celu klimatycznego na 2040 r. Najpierw grupie stolic z udziałem Warszawy udało się zablokować błyskawiczne procedowanie propozycji Komisji (chciała tego m.in. kierująca pracami Rady duńska prezydencja), która zakłada na przyszłą dekadę zobowiązanie do redukcji emisji o 90 proc. i skierować problem na forum szefów państw i rządów, gdzie obowiązuje jednomyślność. Teraz, wśród określonych w konkluzjach „27” oczekiwań co do dalszych prac nad celem na kolejną dekadę, znalazło się m.in. wezwanie do wpisania do prawa klimatycznego klauzuli umożliwiającej rewizję celu w świetle przyszłych ustaleń nauki, rozwoju poszczególnych technologii oraz szans i wyzwań dla europejskiej konkurencyjności. Według nieoficjalnych informacji z Brukseli za tym zapisem dokumentu mieli stać polscy dyplomaci.

Również inne zapisy konkluzji dotyczące unijnych planów na 2040 r. są zbieżne z postulatami zgłaszanymi przez urzędników i ekspertów z Polski. Obejmują one m.in. uwzględnienie „realistycznego udziału” w wysiłkach związanych z redukcjami emisji tzw. pochłaniaczy CO2 – czyli z jednej strony technologii pozwalających na jego wychwyt z powietrza, a z drugiej rozwiązań wykorzystujących procesy zachodzące w przyrodzie, czyli np. zdolności roślin czy określonych ekosystemów do „związywania” dwutlenku węgla. Drugim zaś, a potencjalnie jeszcze bardziej brzemiennym w skutki narzędziem, na które wskazują unijni liderzy, są wysokiej jakości offsety, czyli odpowiednio certyfikowane działania redukcyjne opłacane w innych państwach – które, zwłaszcza na dalszych etapach drogi do neutralności klimatycznej, mogą być znacznie tańsze w realizacji niż analogiczne w skutkach dla klimatu działania w krajach UE. Przywódcy wprost wskazali jednocześnie, że decyzje o zakresie stosowania obu instrumentów powinny brać pod uwagę kryterium efektywności kosztowej.