Próbę wpisania głosowania nad stanowiskiem w tej sprawie na agendę przyszłotygodniowego spotkania unijnych ministrów środowiska i ekspresowego poparcia dla przyspieszenia dekarbonizacji w przyszłej dekadzie podjęła wcześniej duńska prezydencja. Polska zabiegała o zbudowanie koalicji, która ten plan uniemożliwi.
W UE zmienia się klimat
– Większość państw członkowskich podziela polskie stanowisko. Propozycja Komisji ws. celu klimatycznego na rok 2040 wymaga decyzji na najwyższym szczeblu. To nie jest decyzja, którą można podjąć „na szybko” – mówi nam Krzysztof Bolesta, wiceminister klimatu zaangażowany w negocjacje na forum europejskim. – Po raz pierwszy w historii polityki klimatycznej jesteśmy w tym samym obozie co np. Włochy czy Francja – podkreśla. Zdaniem Bolesty wynika to z szeroko podzielanej diagnozy, że redukcje emisji w przyszłej dekadzie będą znacznie trudniejsze do realizacji niż te dotychczasowe. – Zaczynamy pracę nad przygotowaniem się do dyskusji na Radzie Europejskiej – dodaje.
Po tym, jak w lipcu Komisja Europejska przedstawiła swoją propozycję, która mówi o zobowiązaniu się do redukcji emisji gazów cieplarnianych w UE o 90 proc. w stosunku do ich poziomu z 1990 r., swoje stanowiska w ramach tzw. trilogu powinny określić państwa członkowskie i europarlament. Wyeliminowanie do końca przyszłej dekady 90 proc. klimatycznego „śladu” unijnej gospodarki oznaczałoby kolejne – po przyjęciu pięć lat temu celu 55 proc. redukcji do 2030 r. – zwiększenie tempa przemian. Przesądzone byłoby wówczas, że większość procesu dekarbonizacji (na drodze do pełnej neutralności klimatycznej UE w roku 2050) musiałaby zostać zrealizowana już w latach 2031-40.
Przegrana gra Kopenhagi. Komu nie podobają się ambitne cele klimatyczne?
Danii, która do końca roku kieruje pracami międzyrządowej Rady UE, a zarazem należy do krajów najbardziej przywiązanych do ambitnej polityki klimatycznej, zależało na szybkim poparciu celu rekomendowanego przez Komisję i równoczesnym przyjęciu – wyliczonej właśnie na podstawie 90-proc. celu – deklaracji dotyczącej planowanych redukcji emisji w perspektywie roku 2035. Ten ostatni dokument powinien w ciągu niespełna 2 najbliższych tygodni zostać złożony do koordynującej proces paryski (wdrażanie globalnego porozumienia z 2015 r. – DGP) agendy klimatycznej ONZ. Próba pospiesznego procedowania budzących coraz większe wątpliwości wśród stolic planów napotkała jednak opór.
Przyjęcie stanowiska w sprawie projektu zmian w prawie klimatycznym wymagałoby poparcia większości kwalifikowanej, czyli minimum 15 państw reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności UE. Tymczasem, jak słyszymy od dobrze poinformowanego rozmówcy, podczas piątkowych rozmów wszystkie duże państwa z wyjątkiem Hiszpanii, a więc oprócz Polski, rządy m.in. Francji, Włoch i Niemiec opowiedziały się za tym, by z przyjęciem stanowiska poczekać, umożliwiając dyskusję nad nim na październikowym szczycie szefów państw i rządów UE, sygnalizując brak gotowości do przyjęcia wspólnego stanowiska już w przyszłym tygodniu. Największym zaskoczeniem było stanowisko Berlina, który opowiedział się za kontynuowaniem dyskusji na forum liderów pomimo faktu, że poparcie dla celu 90 proc. jest częścią umowy koalicyjnej między chadekami a SPD. Raptem kilka godzin wcześniej rzecznik niemieckiego resortu środowiska (kierowanego przez socjaldemokratę Carstena Schneidera) przekazał dziennikowi „Handelsblatt”, że rząd porozumiał się i poprze propozycje Komisji oraz duńskiej prezydencji.
Także osoby zbliżone do prezydencji przyznają, że to głosy największych państw przesądziły o ostatecznym wyniku dyskusji. Zaznaczają jednocześnie, że po stronie zwolenników szybkiego poparcia zmian w prawie klimatycznych była większość stolic, a wszystkie „szczerze doceniły” wysiłki Duńczyków na rzecz znalezienia wspólnego stanowiska.
Europa nie da przykładu światu
Nierozstrzygnięta, jak na razie, pozostaje kwestia deklaracji na 2035 rok. Jeśli stolice nie zgodzą się na jej przyjęcie w przyszły czwartek, będzie to oznaczało nie tylko przekroczenie przez Unię kolejnego już terminu wyznaczonego stronom porozumienia z Paryża, ale też pojechanie z pustymi rękami na zwołany przez sekretarza generalnego ONZ szczyt klimatyczny w Nowym Jorku – najważniejsze wydarzenie w kalendarzu klimatycznych negocjacji poprzedzające listopadową konferencję COP30 w Brazylii – co byłoby symbolicznym ciosem aspiracje UE do roli globalnego lidera w tej dziedzinie. Nasi rozmówcy z Brukseli odpowiedzialnością za to ryzyko obciążają Duńczyków, którzy postanowili wykorzystać zbliżający się deadline jako kolejny instrument presji na państwa. Zrezygnowali natomiast z łatwiejszej ścieżki i przyjęcia na użytek globalnych negocjacji zobowiązania będącego „liniowym” przedłużeniem już formalnie wiążących dla UE celów: redukcji emisji o 55 proc. do 2030 r. oraz neutralności klimatycznej do roku 2050, czyli ok. 66 proc. Prezydencja zapowiada kontynuację dyskusji na kolejnym spotkaniu unijnych ambasadorów we wtorek
Przed decyzją o wycofaniu się z prób forsowania poparcia dla celu klimatycznego w przyszłym tygodniu Kopenhaga przedstawiła kolejne zmodyfikowane propozycje mandatu negocjacyjnego Rady, mając nadzieję, że pozwoli on osłabić szeregi opozycji. Priorytetem Duńczyków, według naszych ustaleń, było przekonanie do jego poparcia Paryża, bez którego koalicja blokująca mogła się rozlecieć. Ustępstwa wobec krytyków dalszego zaostrzania kursu transformacji okazały się jednak zbyt skromne, by tego dokonać, sprowadzając się w istotnej mierze do wycofania z tych elementów mandatu, które dążyły do jeszcze mocniejszego wyśrubowania celu względem planów Komisji.
Główną kością niezgody, o czym pisaliśmy już na łamach DGP, jest kwestia tzw. mechanizmów elastyczności – narzędzi, które pozwalałyby realizować unijne cele alternatywnymi metodami, np. opłacając działania redukcyjne poza granicami UE (poprzez system offsetów albo międzynarodowych kredytów). Wykorzystanie tych instrumentów do ograniczenia obciążeń dla unijnych gospodarek było jednym z pomysłów promowanych przez Polskę, która przekonywała, że w ten sposób zrealizować można byłoby 10 z 90 proc. redukcji emisji. Jego krytycy podnosili jednak obawy o wiarygodność mechanizmów offsetowych, obciążonych historią nieprawidłowości i greenwashingu oraz zarzuty, że ich zastosowanie oznaczać będzie rozpraszanie zasobów potrzebnych do finansowania inwestycji wewnątrz UE. Nasi rozmówcy oceniają jednak, że deal oparty na zwiększeniu skali dopuszczalnego stosowania narzędzi elastyczności pozostaje najbardziej prawdopodobnym rezultatem boju o cel na 2040 r.