PiS chce wyższego dodatku dla otrzymujących najmniejsze świadczenia - 400 zł do 900 zł i niższego - 50 zł w przedziale między 1,5 tys. a 2 tys. zł. Pozostałe dwie kwoty są takie same jak w propozycjach PO i PSL - 300 zł przy świadczeniu 900-1100 zł i 200 zł między 1100-1500 zł.
Projekty trafią do dalszych prac w sejmowej komisji polityki społecznej i rodziny. Opinię o projektach ma wydać komisja finansów publicznych.
Mirosław Kasprzyk przedstawiając projekt złożony przez PSL przypomniał, że z rozwiązania skorzysta 6,5 mln emerytów i rencistów, bo tyle osób otrzymuje świadczenia niższe od 2000 zł. Podkreślił, że w tej grupie jest 100 proc. świadczeniobiorców Kasy Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego - bo ta grupa ma najniższe świadczenia.
Według Kasprzyka przydałyby się też inne formy wsparcia dla emerytów - np. zwiększenie kwot na dodatki. "Emerytom żyje się coraz trudniej, każdy gest w ich stronę byłby mile widziany. Gdyby znalazł się dodatkowy miliard złotych w budżecie byłby to naprawdę dobre rozwiązanie" - przekonywał
Beata Mazurek (PiS) prosiła o skierowanie projektów do komisji polityki społecznej i rodziny, której przewodniczy. Zaznaczyła, że z dodatku skorzysta 60 proc. ubezpieczonych w Funduszu Ubezpieczeń Społecznych i wszyscy korzystający z rent socjalnych.
Przypomniała, że waloryzacja wynikająca ze zwykłych przepisów byłaby bardzo niska, i niewystarczająca w odczuciu społecznym - dla najniższego świadczenia wyniosłaby 4,57 zł brutto, a dla 2 tys. zł - 10,40 zł.
Magdalena Kochan przedstawiając projekt PO zaznaczyła, że wszystkie rozwiązania zawierają ten sam mechanizm - najniższe świadczenie - najwyższa kwota dodatku. "Różnimy się nieznacznie w kwotach, ale jestem przekonana, że przy zbieżności projektów będziemy w stanie wypracować rozwiązanie dobre dla emerytów i rencistów" - oceniła.
Ustawa o jednorazowym dodatku pieniężnym dla niektórych emerytów, rencistów i osób pobierających świadczenia przedemerytalne, zasiłki przedemerytalne, emerytury pomostowe albo nauczycielskie świadczenia kompensacyjne w 2016 r. miałaby wejść w życie 1 marca, a dodatek byłby wypłacony z marcowymi świadczeniami.
Limit wydatków na ten cel został określony na 1,41 mld zł. Dodatek jest zwolniony od podatku dochodowego i składki na ubezpieczenie zdrowotne - chcą posłowie. We wszystkich projektach zakłada się, że dodatek będzie wypłacony z urzędu, a nie na wniosek uprawnionych.
W debacie nad trzema projektami Ewa Tomaszewska (PiS) podkreśliła, że dodatek jest niezbędny, skoro wynikający z waloryzacji wzrost świadczeń byłby niedostrzegalny w skali nawet najniższych świadczeń. "To byłaby jedynie równowartość jednego bochenka chleba miesięcznie" - zauważyła.
Według posłanki rozwiązanie zaproponowane przez jej klub jest korzystniejsze, bo daje więcej najuboższym, przy utrzymaniu podobnych kosztów dla budżetu państwa. Opowiedziała się jednak nad dalszymi pracami nad wszystkimi projektami.
Marzena Okła-Drewnowicz (PO) prosząc o skierowanie projektów do dalszych prac zaznaczyła, że one łączą, a nie dzielą. Przypomniała, że w poprzednich latach koalicja PO-PSL przeprowadziła waloryzację procentowo-kwotową - nie mniej, niż 36 zł. Zaznaczyła, że bez dodatków świadczenia nie byłyby wysokie, bo to kwoty brutto.
Agnieszka Ścigaj (Kukiz'15) poparła wszystkie trzy projekty, ponieważ - jak mówiła - sytuacja emerytów i rencistów nie jest najlepsza. "Wydaje się, że rozwiązanie tymczasowe, jednorazowe dodatki poprawiają nieco tę sytuację" - dodała. Ścigaj powiedziała jednak, że nie rozumie partyjnej licytacji na projekty - kto da więcej emerytom.
Zapowiedziała, że Ruch Kukiz'15 poprze wersję PiS, choć będzie to oceniane, że jest przystawką rządzącej partii. Zaproponowała jednak zamiast powiększania dziury budżetowej - wprowadzenie oszczędności z 4 mld zł rocznie na utrzymanie ZUS, kwot subwencji na partie polityczne i 1 mld zł na utrzymywania 16 urzędów wojewódzkich. Przekonywała, że przy takich oszczędnościach dodatek w przyszłym roku mógłby wynieść 500 zł, a pozostałe środki zmniejszyłyby deficyt budżetowy.
Kornelia Wróblewska (Nowoczesna) zauważyła, że dodatki nie są zmianą systemową, tylko łataniem dziur. "Czy miesięcznie 30 zł poprawi, jakość życia kogoś, kto do ręki dostaje 750 zł?" - pytała. Zastanawiała się czy ci, którzy otrzymują powyżej 2 tys. zł powinni być z tego rozwiązania wykluczeni. W jej ocenie ustawa waloryzacyjna wymaga całościowego przerobienia.
Władysław Kosiniak-Kamysz (PSL), b. minister pracy przypomniał, że poselskie projekty są tożsame z rządowym, który przeszedł konsultacje społeczne, ale zgodnie z zasadą dyskontynuacji nie przeszedł na nową kadencję Sejmu. "Myśmy te środki zapisali i zablokowali w budżecie, dziś rząd PiS może to wykorzystać" - podkreślił.
Apelował o przyjęcie w pracach komisji bardziej odważnych rozwiązań - wyższych jednorazowych dodatków. "Ta ustawa może być bardziej odważna, klub PiS ma zdolności do znajdowania dochodów" - zaznaczył. Skoro są środki na zakup węgla od kopalń, to może znajdzie się dodatkowe 1,41 mld zł na podwojenie dodatków - przekonywał. "Dajmy szansę na godniejsza waloryzację i dodatek" - apelował Kosiniak-Kamysz.
Wiceminister rodziny pracy i polityki społecznej Marcin Zieleniecki powiedział w Sejmie, że nie są obecnie prowadzone prace nad wprowadzeniem waloryzacji mieszanej - kwotowo-procentowej. Przypomniał, że Trybunał Konstytucyjny oceniał takie rozwiązanie z 2012, i uznał je za konstytucyjne, ale jako rozwiązanie jednorazowe, a nie systemowe.
Zaznaczył, że pieniądze na wypłatę dodatków nie będą pochodziły ze składek na emerytury, tylko z dotacji budżetowej. Przypomniał, że nie ma stanowiska rządu w sprawie projektów, ale minister rodziny i pracy Elżbieta Rafalska rekomenduje dalsze prace w komisjach nad projektami.