Samorządy uginają się pod pręgierzem krytyki mieszkańców i wycofują z inwestycji w zakłady termicznego przekształcania odpadów.
Z powodu protestów lokalnej społeczności nie powstanie m.in. spalarnia w gminie Wągrowiec. O porzuceniu projektu poinformowały władze miasta. „Zdecydowałem o odstąpieniu od jakichkolwiek działań zmierzających do budowy instalacji termicznego przetwarzania odpadów komunalnych” – pisze burmistrz Jarosław Berendt. Na takiej decyzji zaważyły „uwagi i poruszane wątpliwości”, które przedstawili mieszkańcy na otwartym spotkaniu współorganizowanym przez gminę i inwestora. Dotyczyły one przede wszystkim bezpieczeństwa i wpływu instalacji na zdrowie.
To duża zmiana w nastawieniu lokalnych władz, po tym jak jeszcze w czerwcu zastępca burmistrza Piotr Pałczyński zapowiadał, że inwestycja wkrótce ruszy. Taki odwrót to zła wiadomość dla spółki, która za kadencji poprzedniego burmistrza uzyskała już niezbędną decyzję środowiskową. Spalarnia miała powstać w okolicy obwodnicy, a miasto przedstawiło nawet wstępne warunki najmu gruntu.
/>
Również w gminie Jedlicze mieszkańcom udało się skłonić władze do odstąpienia od rozbudowy działającej już tam spalarni. Czerwcowe protesty pod urzędem gminy przyniosły efekty, bo pod koniec miesiąca władze wydały decyzję o odmowie określenia środowiskowych uwarunkowań dla przedsięwzięcia. A to – przynajmniej chwilowo, bo decyzję zawsze można zaskarżyć – blokuje cały proces inwestycyjny.
Popyt rodzi podaż
Dalej trwa walka w wielu innych gminach, które planują zmodernizować lub wybudować nowe obiekty (m.in. elektrociepłownie, dziś zazwyczaj zasilane węglem), tak by były one przystosowane do produkcji energii i ciepła systemowego z tzw. paliwa alternatywnego. Są to odpady resztkowe powstałe w procesie recyklingu, których nie da się już dalej przetwarzać.
Takie przedsięwzięcia zgłoszono m.in. w Częstochowie, Gorlicach, Nowym Dworze, Nysie, Połańcu, Starachowicach, Tarnowie, Tomaszowie, Trzebini, Żywcu i Zamościu. Trzy z tych instalacji uzyskały decyzję o środowiskowych uwarunkowaniach, kolejne trzy wystąpiły o jej wydanie. Co więcej, dwa z nich umieszczono nawet na listach projektów do finansowania z funduszy UE, mimo iż nie są one ujęte w wojewódzkich planach gospodarki odpadami.
Kontrowersje i pieniądze
To śmiały ruch, zważywszy, że Ministerstwo Środowiska od samego początku sprzeciwia się budowie spalarni i zwraca uwagę na brak możliwości pozyskania środków na rozwój takich inicjatyw. Są one bowiem na cenzurowanym w UE, która stawia na recykling i chce ograniczyć termiczne przekształcanie.
Brak wsparcia ze strony Brukseli nie jest jednak przeszkodą dla inwestorów, którzy składają gminom propozycje wybudowania spalarni w formule partnerstwa publiczno-prywatnego. Za wzór stawiają spalarnię w Poznaniu powstałą dzięki PPP.
Eksperci przestrzegają przed takim rozwiązaniem. Podkreślają, że spalarnie to inwestycje wysokiego ryzyka, bo sam proces uzyskiwania pozwoleń i budowy trwa kilka lat. Innymi słowy, nie jest go rozwiązanie, które pozwoli gminie zlikwidować naglące problemy z gospodarką komunalną i powstrzymać wzrost cen w najbliższych latach.
Sceptyczny do spalarni jest Andrzej Gawłowski, ekspert gospodarki odpadami i wiceprezes zarządu ACG Sp. z o.o. W jego ocenie na budowie spalarni w formule PPP skorzystają inwestorzy, a nie samorządy.
– Spalarnia to daleko idące usztywnienie rozwiązań, betonujące sposób postępowania z odpadami na 25–30 lat, bez możliwości modyfikacji i adaptowania do zmieniających się okoliczności – mówi."
Zaznacza, że opłacalność spalarni zależy od wielu czynników niezależnych od udziałowców formuły PPP.
– Nie chcę zgadywać, na kogo spadną ewentualne negatywne konsekwencje pogorszenia się warunków prowadzenia tego biznesu. Bo spalarnia to przede wszystkim biznes, a nie wypełnienie misji samorządu w zakresie realizacji zadań publicznych – konkluduje.
Problem RDF
Niezależnie od powodzenia kontrowersyjnych inwestycji w zakłady termicznego przekształcania nadpodaż paliwa alternatywnego, które mogłoby znaleźć zastosowanie w takich instalacjach, jest ogromna. A to z kolei winduje ceny na rynku, przez co zagospodarowanie tej frakcji staje się coraz bardziej problematyczne. Średnia cena ofertowa w drugim kwartale tego roku to ponad 437 zł netto za tonę.
Przedstawiciele branży obawiają się, że wkrótce ceny poszybują w górę jeszcze bardziej, bo w związku z nowymi, bardziej restrykcyjnymi wymogami przeciwpożarowymi ewentualnych odbiorców tej kłopotliwej frakcji będzie jeszcze mniej.
– W nowych przetargach ceny oscylują już w przedziałach 500–550 zł za tonę – słyszymy na rynku. Nasi rozmówcy podkreślają, że olbrzymia ilość przetargów jest nierozstrzygnięta, najczęściej ze względu na brak ofert lub drastycznie przekroczone budżety zamawiających.
Czarny scenariusz jest taki, że brak możliwości zagospodarowania tej łatwopalnej frakcji (nie można jej składować, a jedynie tymczasowo magazynować) spowoduje, że przez kraj wkrótce przetoczy się kolejna fala pożarów, jak ta z zeszłego roku. Część paliwa spłonie w wyniku przypadkowego zaprószenia ognia od zbyt wysokich temperatur, a reszta z powodu podpaleń.