Reforma ROP
To kolejny głos w sprawie jednej z najbardziej wyczekiwanych i skomplikowanych reform prawa odpadowego, która wzbudza dziś, w przysłowiowym przededniu publikacji projektu ustawy, nie lada emocje. Mowa o zapowiadanym od kilku lat wdrożeniu tzw. Rozszerzonej odpowiedzialności producenta (ROP), która w gruntowny sposób zmieni relacje, przepływy finansowe i obowiązki wszystkich uczestników rynku odpadowego i opakowaniowego. A nie jest to jednolita grupa. Wręcz przeciwnie – przy pracy nad ustawą każda za stron zwracała uwagę na inne wątpliwości i obawy związane z reformą.
W świetle ostatnich propozycji Ministerstwa Klimatu i Środowiska (MKiŚ) największe powody do niepokoju mogą mieć dziś przedstawiciele tzw. organizacji odzysku opakowań (OOO). To podmioty, które realizują ustawowe obowiązki producentów (np. napojów), czyli zbierają i poddają recyklingowi określony, wymagany przepisami poziom opakowań po swoich produktach. Na swój sposób pośredniczą one więc między firmami, które płacą za pozbieranie i przetworzenie swoich opakowań, a gminami, w których te opakowania są faktycznie zbierane – trafiają bowiem do gminnych kubłów i koszy w osiedlowych altanach.
Zgodnie z propozycją resortu, organizacje te utraciłyby jedno ze swoich głównych zadań i źródeł dochodu, które są ściśle powiązane z tzw. dokumentami potwierdzającymi recykling (DPR). To papiery wartościowe, które poświadczają o wykonaniu usługi, jaką jest przetworzenie (poddanie recyklingowi) określonej masy konkretnych opakowań.
Niestety, wieloletnie zaniedbania na rynku i słaby nadzór wielu instytucji wypaczyły – co do czego panuje niemal powszechna zgoda – wartość tych dokumentów, co dotkliwie rzutuje na całą gospodarkę odpadami.
Propozycje MKiŚ
Dlatego też MKiŚ proponuje zerwanie z dotychczasowymi mechanizmami, które w jego ocenie się ewidentnie nie sprawdziły. Obecny ROP miałby zastąpić system, w którym większą rolę odgrywałby podmiot centralny – byłby to Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej, i sam resort klimatu określający wysokość części konkretnych opłat w drodze rozporządzenia.
Rozwiązanie to wzbudza głośny sprzeciw producentów żywności i współpracujących z nimi organizacji odzysku, którzy upatrują w reformie próby centralizacji systemu, a także obawiają się arbitralnie ustalanych opłat i braku wpływu na wydatkowanie pieniędzy wpłacanych do rządowego regulatora.
Wiele z tych obaw podziela Paweł Lesiak, wiceprezes Interzero. – Ministerstwo idzie w złym kierunku, proponując model centralnie zarządzany, który z założenia nie może być na tyle elastyczny, by szybko reagować na zmieniające się uwarunkowania rynku, w tym stale wahające się ceny surowców wtórnych i pierwotnych na światowych rynkach – przekonuje.