Narodowy Fundusz Ochrony Środowiska i Gospodarki Wodnej po zatruciu Odry miał przeznaczyć 250 mln zł na monitoring wód. Chociaż monitoring środowiska jest ustawowym zadaniem Generalnej Inspekcji Ochrony Środowiska, pieniądze trafiły jednak do Instytutu Rybactwa Śródlądowego. Stało się tak na mocy porozumienia ówczesnych ministrów klimatu i rolnictwa.

System do monitorowania rzek drogi i nieskuteczny

W chwili ogłoszenia naboru wniosków przez NFOŚiGW, nadzorowany przez resort rolnictwa IRŚ był jedynym podmiotem, który mógł zostać beneficjentem programu. Zaczął więc budować monitoring od podstaw, zamawiając m.in. metodyki badań inne niż wykorzystywane przez GIOŚ. Ich koszt to 732 tys. zł, przy czym założenia dotyczące technologii systemu monitorowania zostały odebrane już po ogłoszeniu lub rozstrzygnięciu przetargów na jego najważniejsze elementy. Te zresztą okazały się znacznie droższe niż funkcjonujące już na rynku systemy.

„Średni koszt utworzenia i uruchomienia w ramach projektu jednej stacjonarnej stacji pomiarowo-kontrolnej wyniósł 105,8 tys. zł, zaś na pływające boje pomiarowo-kontrolne wydatkowano średnio 106,5 tys. zł” wyliczyła Najwyższa Izba Kontroli w opublikowanym w poniedziałek dokumencie z kontroli. Tymczasem system uruchomiony przez prywatną firmę niezależnie od programu NFOŚiGW na jeziorze Wigry posługiwał się w analogicznym czasie bojami, których koszt wraz z montażem wyniósł ok. 30 tys. zł. I miał tę przewagę, że działał i przesyłał dane o parametrach wody, czego nie można powiedzieć o systemie IRŚ. „Do 30 czerwca 2024 r. żadna z pływających boi pomiarowo-kontrolnych nie przesyłała danych” – zauważa NIK. Z 325 stacji kontrolnych, planowanych do uruchomienia w 2024 r., do końca czerwca funkcjonowało jedynie 46.

Stanowiska bez konkursów, zamówienia z pominięciem przepisów

Co więcej, pieniądze z projektu były wydawane z pominięciem zasad prawa zamówień publicznych. W taki sposób udzielono zamówień na pełnienie funkcji kierownika projektu na kwotę 1,5 mln zł i jego zastępcy na 1,4 mln oraz na dostawę elementów do boi na łączną kwotę 500 tys. zł. – Było zadanie do zrealizowania w określonym terminie i presja, dlatego dopiero później pomyślałem o tym, że trzeba było przeprowadzić zamówienie. Nie było czasu na przeprowadzenie tego postępowania. Jestem świadomy, że należało to zrobić, ale niestety czasu się nie cofnie – zeznał jeden z pracowników podczas kontroli. 1,2 mln zł przyznano zaś podmiotowi, który powinien być odrzucony w postępowaniu z powodów formalnych. W tym czasie w dziale zajmującym się właśnie zamówieniami publicznymi trwała rotacja pracowników. Tylko w 2023 r. odeszło stamtąd pięć osób.

IRŚ zatrudnił do projektu na umowę o pracę albo w innej formie 17 osób, których średnie wynagrodzenie zasadnicze brutto wyniosło 16 tys. zł, przy czym w aż 12 przypadkach było ono równe lub wyższe niż zarobki dyrektora instytutu; w jednym przypadku aż dwukrotnie wyższe. Osoby te zostały zatrudnione bez otwartego konkursu, z reguły na zasadzie zadaniowego czasu pracy, którego zasad rozliczenia nikt nie określił. W czasie kontroli osoby związane z projektem zeznawały, że „osoby zatrudniane w projekcie były dobierane przez dyrektora instytutu”. Na potrzeby projektu zostało też wynajęte ponad 300-m biuro przy ul. Nowogrodzkiej, co do czerwca 2024 r. kosztowało prawie 500 tys. zł. Na dodatek umowa została podpisana do końca 2027 r. bez zapisu o możliwości wypowiedzenia jej przez najemcę.

Ministerstwo klimatu i ministerstwo rolnictwa w konflikcie

Ustalenia NIK potwierdzają efekty śledztwa DGP. Opisaliśmy przed rokiem, jak funkcjonują „biura terenowe projektu”, jakich zakupów dokonywał IRŚ na rzecz nowego monitoringu. Alarmowaliśmy, że nie ma dla niego dostatecznych uregulowań prawnych. Dotarliśmy do faktur i kosztorysów za sprzęt, wynajem samochodów, biur, zakup dronów, ściany wizyjnej i specjalistycznych łodzi oraz kosztów osobowych projektu, który nie przerodził się w sprawnie działający automatyczny monitoring. Wiceminister klimatu Urszula Zielińska złożyła wówczas zawiadomienie do prokuratury o możliwości niedopełnienia obowiązków lub przekroczenia uprawnień.

Na tym tle doszło do konfliktu między resortami rolnictwa a klimatu. NFOŚiGW wypowiedział umowę dotyczącą realizacji projektu i wezwał IRŚ do zapłaty 64,4 mln zł. Zielińska chciała przenieść monitoring do GIOŚ, czemu sprzeciwiał się ówczesny minister rolnictwa Czesław Siekierski.

Moim priorytetem jest zapewnienie, że dorobek tego projektu nie zostanie zmarnowany, a IRŚ nie zostanie obciążony finansowo w sposób, który zagroziłby jego funkcjonowaniu

– mówił DGP Siekierski. Kierownikiem projektu został związany z PSL Henryk Cichecki. Miał opracować „koncepcję realizacji projektu, która zakładałaby różne formy współpracy z IRŚ”.

Ostatecznie sprawa trafiła do sądu polubownego przy Prokuratorii Generalnej. Przyszłość projektu nie została rozstrzygnięta.

Co dalej z pieniędzmi na monitoring rzek?

Ministerstwo Środowiska oświadcza, że podtrzymuje stanowisko w sprawie przeniesienia projektu do GIOŚ. „Na gruncie prawnym to jest jedyna możliwa opcja wynikająca z ustawy o inspekcji ochrony środowiska i statutowych zadań GIOŚ” – pisze wydział prasowy MKiŚ. „Monitoring automatyczny na wniosek MKiŚ został uwzględniony w nowelizacji ustawy o inspekcji ochrony środowiska, która jest na etapie wniosku o wpis do wykazu prac Rady Ministrów” – dodaje, zastrzegając, że możliwe jest przy tym szukanie podwykonawców o odpowiednich kompetencjach. O projekcie dyskutowała wczoraj sejmowa komisja ochrony środowiska.

Problemem są pieniądze. – IRŚ miał otrzymać 250 mln zł, podczas gdy my na cały monitoring wszystkich komponentów środowiska otrzymujemy 100 mln zł rocznie. Zakładamy jednak, że potrzebna będzie mniejsza liczba stacji. Na podstawie analizy wyników stałego monitoringu stwierdziliśmy, że wystarczy ich 60 – mówi Hanna Kończal, szefowa GIOŚ. – Monitoring powinien odbywać się w tych miejscach, które są zagrożone. Zakładamy, że w związku z nowymi zadaniami potrzebne będzie też zatrudnienie nowych osób. W ostatnich latach dostaliśmy zadania z 11 ustaw bez gwarancji żadnego etatu, dlatego potrzebujemy nowych pracowników do realizowania nowych zadań w Centralnym Laboratorium Badawczym czy informatyków. Ministerstwo Finansów z pewnością zada więc pytania o to, z czego wynika ta potrzeba. Czekamy więc na uzgodnienia międzyresortowe – dodaje.

NFOŚiGW zlecił także wykonanie ekspertyzy przydatności istniejących stacji z projektu IRŚ. – Dzięki temu będziemy wiedzieć, czy nadadzą się one do naszych działań, co zmniejszyłoby koszty – mówi Kończal.