Rząd i gminy zapomnieli, że walka ze smogiem to nie tylko modernizacja kotłów, ale również ograniczenie transportu i redukcja spalin – przekonuje NIK.
Najwyższa Izba Kontroli przedstawiła drugą część swojego najnowszego raportu dot. zanieczyszczeń powietrza. To druzgocząca diagnoza dotychczasowych wysiłków trzech skontrolowanych resortów (energii, środowiska, przedsiębiorczości i technologii) i samorządów, która pokazuje, jak zawodzi walka ze smogiem. Wynika z niej, że przy tym tempie działań mieszkańcy skontrolowanych gmin będą mogli bezpiecznie odetchnąć pełną piersią dopiero za kilkadziesiąt lat.
Co gorsza źle opracowane przepisy dotyczące tzw. stref czystego transportu niejako pogrzebały szanse, by terminy te znacząco się skróciły. W ocenie NIK nowe regulacje, choć miały duży potencjał, nie sprawdzają się. Izba przekonuje, że zasady, na których gminy mogą ustanawiać strefy, są na tyle restrykcyjne, że zniechęcają samorządy, bo w praktyce oznaczają wykluczenie z ruchu aut ponad 99 proc. mieszkańców.
Brak zainteresowania
Chociaż takie rozwiązanie jest dla samorządowców na wyciągnięcie ręki już od lutego, kiedy to weszła w życie ustawa o elektromobilności i paliwach alternatywnych (Dz.U. z 2018 r. poz. 317 ze zm.), to dotychczas ustanowienia strefy na poważnie zabrał się tylko Kraków. Walcząca ze smogiem stolica Małopolski (a przy tym jedyne skontrolowane przez NIK miasto, którego działania oceniono pozytywnie) jest jednak ewenementem na transportowej mapie Polski.
A to błąd, bo sam pomysł ograniczania wjazdu, który regulowałyby samorządy, jest w ocenie Izby jak najbardziej na miejscu. W ciągu ostatnich 16 lat liczba zarejestrowanych samochodów wzrosła bowiem pięciokrotnie, a wraz z tym wzrosła też liczba emitowanych zanieczyszczeń – przekonuje NIK. I nie chodzi tylko o spaliny, bo – jak twierdzi Piotr Siergiej, ekspert z Warszawy Bez Smogu – problemem są też zanieczyszczenia powstałe w wyniku ścierania się klocków hamulcowych czy opon.
– W dodatku duży ruch samochodowy wzbija w powietrze cząsteczki pyłu z kopciuchów, które osiadły na ulicach, przez co „wtórnie” trafiają do naszych płuc – mówi ekspert.
Nieelastyczne i nieskuteczne
Izba piętnuje przede wszystkim nadmierny rygoryzm obecnych rozwiązań, które nie dają gminom wielkiego pola manewru. Po pierwsze zgodnie z ustawą o elektromobilności strefa może powstać tylko na terenie 100-tys. miasta i na obszarze „śródmiejskiej zabudowy lub jej części o intensywnej zabudowie”. A to zdaniem NIK niesłusznie odbiera możliwość regulowania ruchu pojazdów na swoim terenie mniejszym miejscowościom, np. uzdrowiskom.
NIK zwraca też uwagę na jeszcze inne ustawowe ograniczenie. Zgodnie z przepisami do takiej strefy mogłyby docelowo wjechać tylko pojazdy napędzane gazem ziemnym, prądem lub wodorem. A to znaczące zawężenie, biorąc pod uwagę, że samochody zasilane takimi paliwami stanowią w Polsce ok. 0,03 proc. wszystkich czterokołowców.
Tymczasem, jak zwróciła uwagę NIK, pracując nad zupełnie nowymi w Polsce regulacjami można było skorzystać z doświadczeń innych krajów (np. Wlk. Brytanii) i dopuścić także wjazd pojazdów spalinowych, ale spełniających określone normy.
Walka ze smogiem z doskoku
Obok krytycznych uwag pod kątem rządu, który źle opracował regulacje dotyczące stref czystego transportu, NIK nie miał też wiele dobrego do powiedzenia o działaniach samych samorządów. Zwłaszcza w sferze sektora komunalno-bytowego, na który miały one dużo większy wpływ, bo dysponują większą liczbą narzędzi prawnych niż w przypadku regulowania transportu.
Izba wskazała chociażby, że tylko co trzecia skontrolowana gmina przeprowadziła szczegółową inwentaryzację źródeł emisji powierzchniowej. A przy tym tylko jedna (Kraków) podeszła do wymiany starych niskosprawnych pieców kompleksowo, czyli uruchomiła program osłonowy, który zapewnił mieszkańcom dopłaty do wyższych kosztów ogrzewania.