Edukacyjne reformy PO i PiS zostawią bałagan, który samorządy będą sprzątać przez następne trzy kadencje.
Edukacyjne reformy PO i PiS zostawią bałagan, który samorządy będą sprzątać przez następne trzy kadencje.
– To jest najlepszy moment na wdrożenie zmiany w systemie edukacji – regularnie zapewnia minister edukacji Anna Zalewska. W jej ocenie zastąpienia gimnazjów ośmioletnią szkołą podstawową i wydłużenia o rok szkoły średniej nie należy opóźniać z uwagi na zaplanowane na 2018 r. wybory samorządowe. Tymczasem z analiz demograficznych wynika, że z konsekwencjami reform wprowadzanych przez nią i jej poprzedników będą musieli radzić sobie politycy nie tylko w najbliższych, ale w trzech kolejnych kampaniach wyborczych.
Przez polską oświatę przez kolejnych 13 lat będzie przetaczać się fala uderzeniowa uczniów – wynika z symulacji przeprowadzonej przez portal Strefa Edukacji. Najpierw przez cały system przejdą dwie klasy, gdzie uczyć się będzie ponad 500 tys. dzieci, a później kolejna, gdzie będzie tylko 200 tys. (dotychczas standardowa liczba dzieci w roku to ok. 340 tys.). Na problemy wygenerowane przez te wahania nałożą się następne – związane z reformą likwidującą gimnazja.
Fala uczniów to efekt zamieszania z sześciolatkami. Demograficzna górka w szkole pojawiła się, kiedy PO obniżyła wiek startu szkolnego. W dwa lata poszły do szkoły trzy roczniki uczniów. W tej chwili ponad 500 tys. osób uczy się w drugich i trzecich klasach szkoły podstawowej. Następująca po górce depresja to z kolei efekt pierwszych miesięcy rządów PiS. Partia cofnęła obowiązek szkolny dla sześciolatków – większość z nich została w przedszkolach.
W wyniku demograficznej zwyżki szkoły musiały powiększać liczbę sal lekcyjnych i zatrudniać dodatkowych nauczycieli nauczania początkowego. Tam, gdzie dzieci było wyjątkowo dużo (np. w młodych dzielnicach dużych miast), kumulacja wywołała lawinę problemów: przepełnione świetlice, zmianowość, konieczność adaptowania na potrzeby lekcji pomieszczeń do tej pory używanych jako gospodarcze itd. Tymczasem od września 2018 r. w podstawówkach mają się zmieścić o dwie klasy więcej niż do tej pory (VII i VIII, które zastąpią gimnazja). – To problem zwłaszcza dla małych gmin, które w podstawówkach zrobiły oddziały przedszkolne. One nie mają teraz gdzie zmieścić nowych klas – martwi się samorządowiec z woj. mazowieckiego i dodaje, że od przyszłego roku dodatkowo gminy będą musiały przyjąć do przedszkola każdego chętnego trzylatka. To pogłębi problemy lokalowe tuż przed wyborami.
Dla włodarzy gmin dodatkowe klasy to także konieczność nowego podziału rejonów szkół i dylemat: czy dotychczasowych uczniów po prostu stłoczyć w szkołach, a z nowymi placówkami startować od pierwszej klasy, czy dzielić obecne klasy według miejsca zamieszkania i tworzyć nowe w nowych podstawówkach. Czy może chwilowo zwalniać miejsce dla młodszych i przenosić całe starsze klasy do budynków gimnazjów. Już teraz generuje to konflikty społeczne. Np. na warszawskim Mokotowie toczy się w związku z tym batalia radnych PiS o odwołanie odpowiedzialnego za oświatę wiceburmistrza.
Apogeum konfliktów przypadnie na rok 2018, kiedy wszystkie szkoły wypełnią się dziećmi. Co ciekawe, w roku kolejnych wyborów samorządowych – 2022 – skończy się okres przejściowy, kiedy starsze klasy faktycznie będzie można przenosić do dawnych gimnazjów. Każda podstawówka będzie musiała już mieć osiem klas.
Na problemy z tłokiem w podstawówkach nakłada się jeszcze konieczność zlikwidowania gimnazjów. To dla samorządowców oznacza zwolnienia i potencjalnie niewykorzystane budynki. Jak w gminie Mońki. – W pierwszym roku wdrożenia przewidywanej reformy szacunkowo straci pracę ok. 8–10 nauczycieli gimnazjum. W naszym gimnazjum będzie o 240 godz. zajęć dydaktycznych mniej – wylicza Danuta Kuczyńska z urzędu gminy. – Nie przewiduje się, iż powstaną nowe miejsca pracy, gdyż w dwóch funkcjonujących szkołach podstawowych w mieście zatrudnieni tam nauczyciele będą w stanie przejąć powstałe godziny zajęć z poszczególnych przedmiotów wynikających z utworzenia klas VII – dodaje.
Trudności nie ominą też władz powiatowych, które prowadzą szkoły średnie. W 2019 (rok wyborów parlamentarnych) będzie w nich podwójny rocznik – do pierwszych klas naraz trafi ok. 700 tys. uczniów po III klasie gimnazjum oraz VIII podstawówki. Równolegle dla tych pierwszych trzeba będzie prowadzić szkołę trzyletnią, a dla drugich – czteroletnią. Kiedy szkoły średnie uporają się już z podwójnym programem, będzie do nich trafiać demograficzna fala, która dziś każe zwalniać i zatrudniać podstawówkom. Koniec zmian przypadnie na wrzesień 2030 r. O ile do tej pory żaden z kolejnych rządów nie zdecyduje o nowej reformie.
Przez oświatę przetoczy się w ciągu 13 lat fala uderzeniowa
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama