Nie chcę wchodzić w dyskusje, czy powinniśmy przyjmować uchodźców, a jeśli tak, to ile. Natomiast dziwi mnie stanowisko szefowej resortu edukacji, która twierdzi, że placówki oświatowe są przygotowane na przyjęcie dzieciaków uciekających wraz z rodzicami przed wojną w Syrii. Przypomina mi to bowiem zaklinanie rzeczywistości, jakie miało miejsce z przygotowaniem szkół na przyjęcie sześciolatków.
Jeżeli chcemy, by dzieci uchodźców czuły się dobrze w naszych szkołach, nie czekajmy z działaniami do czasu, aż pojawią się na lekcjach. Tym bardziej że na ich przyjęcie trzeba przygotować ich polskich rówieśników, którym należy przybliżyć inne kultury. Młodzież potrafi być bezwzględna, więc jeśli chcemy uniknąć różnego rodzaju incydentów, zacznijmy przygotowywać nasze dzieci na życie z tymi, którzy reprezentują inną kulturę.
Również nauczyciele mają dużo do zrobienia. Dyrektorzy, którzy mają doświadczenie z czeczeńskimi dziećmi, przyznają, że pedagog, zanim zajmie się nauką dzieci uchodźców, musi przestawić się mentalnie i dostosować program nauczania do tej nowej sytuacji.
Oczywiście, ktoś może powiedzieć, że dobrze jest zaapelować, ale już trudniej jest stworzyć plan działania, a najtrudniej go wdrożyć. Dlatego też w resorcie edukacji powinna powstać grupa robocza (nie zespół, bo ten kojarzy mi się głównie z patem i nicnierobieniem), która wypracuje rozwiązania dla szkół. Z pewnością trzeba będzie nieco zmienić podstawę programową. Warto byłoby w niej np. ująć kulturoznawstwo.
Pamiętajmy także, że dla małych przybyszów z Bliskiego Wschodu mieszkanie w obcym kraju będzie wyzwaniem, zwłaszcza że większość z nich nie zna języka polskiego. Dlatego trzeba będzie zaangażować określone środki po stronie samorządów na dodatkowe godziny zajęć języka polskiego dla tych uczniów. Skoro UE ma dawać na każdego uchodźcę określone wsparcie finansowe, to część pieniędzy powinna być przetransferowana do samorządów, które będą przyjmować dzieci imigrantów do przedszkoli czy szkół. Z kolei dyrektorzy muszą zadbać o to, aby nowi uczniowie byli w klasach mieszanych z polskimi dziećmi, a nie izolowani.
Problemów do rozwiązania jest więc sporo. Nie można też mówić, że do tej pory cudzoziemcy to marginalny problem, bo za rok lub dwa może być całkiem odwrotnie. A wtedy będzie za późno na naukę uczenia się wspólnego życia z imigrantami.