6 lat temu zmieniły się standardy nauczania. Pedagodzy pracują po staremu.
Wprowadzone w 2009 r. nowe podstawy programowe miały zmienić sposób, w jaki pracuje polska szkoła. Egzaminy gimnazjalne pokazują, że uczniowie wciąż nie radzą sobie z opanowaniem narzuconych przez nie wymagań. Czy tak będzie i w tym roku? Zobaczymy 19 czerwca. Wtedy komisje egzaminacyjne przekażą do szkół wyniki testów. We wtorek 360 tys. uczniów pisało egzaminy z języka polskiego oraz historii i WOS. W środę rozwiązywało arkusze z matematyki i przedmiotów przyrodniczych. Dziś przystąpią do języków obcych. To już ostatni w cyklu testów.

Wkuwaj, nie myśl

Optymizmem nie napawają wyniki ewaluacji, którą w szkołach prowadzą urzędnicy resortu edukacji. Praca na nowej podstawie programowej to jedno z kryteriów, na bazie których oceniane są szkoły. W zależności od tego, jak spełniają je placówki, wizytatorzy wystawiają im noty. Na najwyższą – A, zasłużyło jedynie 7,8 proc. placówek. Ponad połowie wystawiono ocenę B, a co trzeciej – C. Na dwóch najniższych poziomach znalazło się łącznie ponad 5 proc. szkół. To dane z 2,2 tys. gimnazjów. Łącznie ze szkołami niepublicznymi w Polsce jest ich ponad 6 tys.
– Szkoła powinna realizować podstawę programową z uwzględnieniem zalecanych warunków i sposobów jej realizacji oraz osiągnięć uczniów z poprzedniego etapu edukacyjnego. To dla każdej placówki obowiązek – przypomina Joanna Dębek z Ministerstwa Edukacji Narodowej.
Analiza realizacji podstaw programowych, które przeprowadził Instytut Badań Edukacyjnych, pozwala założyć, że i tym razem gimnazjaliści nie wykażą się na testach wieloma umiejętnościami, których wymagaliby od nich przedstawiciele resortu edukacji. Badacze IBE odwiedzili 180 szkół i sprawdzili, jak z językiem polskim radzi sobie 18 tys. uczniów, a także jak pracują ich nauczyciele.
Jak się okazało, uczniowie gimnazjum dość dobrze radzą sobie z nieskomplikowanymi procesami komunikacji językowej. Mają podstawową wiedzę z zakresu słownictwa, zasad poprawności, tworzenia tekstów – w szczególności rozprawek i zaproszeń, doboru odpowiedniego stylu wypowiedzi i rozpoznania podstawowych założeń intencji tekstu. W tym miejscu lista kompetencji opanowanych przez większość uczniów się wyczerpuje. Badanie pokazało, że gimnazjaliści nie wykorzystują zdobytej przez siebie wiedzy w praktyce, mają problemy z ortografią i interpunkcją, a także zastosowaniem środków stylistycznych. Rozbieżność między wiedzą a umiejętnościami dobrze widać na przykładzie zjawiska manipulacji. Jak zauważyli analitycy IBE, uczniowie wiedzą, co to jest, i potrafią ją rozpoznać, ale nie wiedzą, jak działa.
– Nauczyciele deklarują, że czytają podstawę programową, ale kiedy przyglądamy się ich pracy, okazuje się, że nie zawsze rozumieją ducha tej podstawy. Odhaczają kolejne wymagania i wydaje im się, że przez to je realizują – ocenia prof. Krzysztof Biedrzycki, lider pracowni języka polskiego IBE. – Wielu nauczycieli po prostu nie uczy samodzielności, która jest kluczową kompetencją, na jaką kładzie nacisk nowa podstawa programowa. Skupiają się na kształceniu umiejętności, ale zapominają, że uczeń później musi z nich skorzystać w życiu. Skutki są najbardziej widoczne w przypadku zadań dotyczących interpretacji tekstu. Nauczyciele omawiając z dziećmi jakieś dzieło, przekazują gimnazjalistom wiedzę o nim, potem z niej odpytują. A podczas egzaminu gimnazjalnego okazuje się, że uczeń nie potrafi przeprowadzić interpretacji samodzielnie, nawet dla prostego utworu – dodaje.
Przekonuje, że skutki było widać po tegorocznym egzaminie z języka polskiego. Wówczas gimnazjaliści oburzali się, że dostali do napisania opowiadanie, a przez trzy lata szykowali się do rozprawki.
Podobne uwagi już wcześniej pojawiły się w stosunku do podstawy programowej z historii. Po rozmowach z nauczycielami i dyrektorami okazało się, że w chwili, gdy nowe zalecenia MEN wchodziły w życie, pracownicy oświaty postrzegali ją raczej jako coś, co należy przetrwać, niż jako sprawę, w którą warto się zaangażować. Jej wymagania oceniali jako nierealne.

Mogą, ale nie chcą

Zupełnie inaczej na dokument patrzy Dariusz Jenderko, nauczyciel historii w zespole szkół nr 23 w Warszawie. – Teraz mam większą możliwość dopasowania programu do dzieci, które uczę. Wcześniej akcenty były inaczej rozłożone, poprzednia podstawa większy nacisk kładła na suchą wiedzę. Ta zaleca raczej kształtowanie umiejętności uczniów – ocenia. Podstawa programowa z WOS zaleca na przykład, by 20 proc. materiału było realizowane metodą projektu. – Nie chcę oceniać moich kolegów, ale uważam, że wprowadzanie nowych metod nauczania zależy przede wszystkim od mentalności nauczycieli – dodaje.
Międzynarodowe badania TALIS 2013 pokazują, że choć zdecydowana większość nauczycieli uważa, że w procesie nauczania ważniejsze jest samo wyciąganie wniosków i rozumowanie niż nabycie konkretnej wiedzy, nasi pedagodzy rzadziej niż ich koledzy z innych krajów OECD stosują techniki nauczania w największym stopniu angażujące uczniów (praca w małych grupach, dłuższe projekty).