Organizacja zrzeszająca szefów placówek oświatowych oficjalnie poparła protest nauczycieli. Dyrektorzy nie zamierzają jednak zawierać z nimi porozumień.
Organizacja zrzeszająca szefów placówek oświatowych oficjalnie poparła protest nauczycieli. Dyrektorzy nie zamierzają jednak zawierać z nimi porozumień.
Związek Nauczycielstwa Polskiego i Forum Związków Zawodowych w ubiegłym tygodniu zdecydowały się na wejście w spór zbiorowy z rządem (a formalnie z dyrektorami szkół i przedszkoli). Z kolei w poniedziałek oświatowa Solidarność, która do tej pory stała z boku i prowadziła własne negocjacje z MEN, powołała komitet protestacyjno-strajkowy. Oficjalnie rozmowy jednak wciąż trwają. Dużym wsparciem dla protestujących są ich przełożeni. Wczoraj w przekazanym MEN stanowisku jednoznacznie opowiedzieli się za 1000 zł brutto podwyżki dla nauczycieli z wyrównaniem od stycznia. Szefowie placówek oświatowych zdają sobie sprawę, że korzystanie przez ich podwładnych ze zwolnień lekarskich i widmo zapowiedzi strajku na czas matur jest i będzie dla nich ogromnym problemem organizacyjnym. Mimo to postanowili wesprzeć protestujących.
Oliwy do ognia dolał Maciej Kopeć, wiceminister edukacji narodowej, który zapowiedział, że jeśli strajk nauczycieli odbędzie się w czasie matur, to dyrektorzy będą musieli się z tym problemem zmierzyć.
Ogólnopolskie Stowarzyszenie Kadry Kierowniczej Oświaty w kwestii tegorocznych planowanych podwyżek płac wypowiedziało się więc bardzo stanowczo. Z dokumentu, do którego dotarliśmy, wynika, że dyrektorzy zarzucają MEN wieloletnie niedoinwestowanie kadry pedagogicznej. Obawiają się, że taka polityka doprowadzi do powrotu negatywnej selekcji do zawodu nauczycielskiego i nasili demotywację już zatrudnionych.
– Stanowczo sprzeciwiamy się takiemu traktowaniu kluczowego dla przyszłości państwa zawodu, jakim jest nauczyciel. Rekomendujemy gruntowną zmianę postępowania państwa w tej sprawie – mówi Marek Pleśniar, dyrektor biura OSKKO.
Widzimy potrzebę odczuwalnego podwyższenia płac nauczycieli wszystkich stopni awansu zawodowego. Wysokość tych podwyżek nie może być mniejsza niż 1000 zł brutto na każdy etat – postuluje organizacja.
Dyrektorzy szkół i przedszkoli w swoim stanowisku podkreślają także, że dalsze zaniedbywanie potrzeb kadrowych oświaty prowadzi do coraz niższej jakości edukacji. Zaznaczają też, że wobec rosnących wymagań cywilizacyjnych, trudności w pozyskaniu wykwalifikowanej kadry na rynku pracy powinien być to zawód szczególnie wspierany przez modernizujące się państwo. A proponowane przez MEN kwoty wynagrodzenia są nieodpowiednie dla osiągnięcia powyższych celów.
– Bardzo nas cieszy fakt, że mimo trudności organizacyjnych nasze postulaty zostały poparte przez tak liczną grupę kadry kierowniczej w oświacie – mówi Sławomir Wittkowicz, przewodniczący Branży Nauki, Oświaty i Kultury w Forum Związków Zawodowych. – Mamy nadzieję, że w tej sytuacji dyrektorzy podpiszą porozumienie po zakończeniu z nimi rokowań i w tych placówkach nie będzie strajku – przekonuje.
– Oficjalnie poparcie ze strony dyrektorów jest dla nas bardzo cenne. Niestety, przy tego typu sporach wszystko rozbija się o definicję zakładu pracy. Prawo nie daje nam formalnie możliwości wejścia w spór zbiorowy z rządem, więc musimy robić to indywidualnie z każdym z dyrektorów, aby ostatecznie przystąpić do strajku – mówi Sławomir Broniarz, prezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
– Nie ja jestem autorem ustawy o rozwiązywaniu sporów zbiorowych, która do pracodawców nie zalicza rządu, który tak naprawdę przecież finansuje oświatę – dodaje. Szef nauczycielskiego związku podkreśla przy tym, że ewentualny strajk nie jest wymierzony w dyrektorów szkół i samorządy, które są organami prowadzącymi te placówki.
Związkowcy, którzy wchodzą w spór zbiorowy, najczęściej dają dyrektorom tydzień na odniesienie się do ich postulatów. Problem jednak w tym, że nawet jeśli ci zgadzają się z postulatami i pisemnie to deklarują w stanowisku do MEN, to jednak nie mogą oficjalnie podpisać porozumienia i wypłacić nauczycielom tysiąca złotych podwyżki, bo nie mają takich pieniędzy.
– To, że popieramy protest i żądania nauczycieli, nie oznacza, że się na nie będziemy zgadzać. Przecież jesteśmy uzależnieni od organów prowadzących, czyli m.in. gmin – mówi Jacek Rudnik, dyrektor i członek OSKKO.
– A samorządy formalnie, tak jak w Warszawie, mogą płacić wyższe wynagrodzenie zasadnicze nauczycielom, ale większość z nich tego nie robi, bo nie ma odpowiednich środków. Dodatkowo w większości budżety lokalne na 2019 r. są już uchwalone – wyjaśnia.
Zgodnie z art. 1 ustawy z 23 maja 1991 r. o rozwiązywaniu sporów zbiorowych (t.j. Dz.U. z 2018 r. poz. 399 ze zm.) spór może dotyczyć warunków pracy, płac lub świadczeń socjalnych oraz praw i wolności związkowych pracowników lub innych grup, którym przysługuje prawo zrzeszania się w związkach zawodowych.
– Związki mogą wszczynać spory zbiorowe tylko w tych szkołach, w których działa ich organizacja. A to oznacza, że tylko nauczyciele należący do związku mogą przystąpić do takiego sporu z dyrektorem placówki – mówi Bartosz Bator, adwokat.
– Protesty muszą być przeprowadzane zgodnie z przepisami o rozwiązywaniu sporów zbiorowych. Wtedy nikt nie powinien narazić się na zarzut, że strajk był nielegalny – dodaje.
Eksperci, a także resort edukacji narodowej zdają sobie sprawę, że zapowiedź strajku jest straszakiem na rządzących w negocjacjach. Bardziej skuteczna wydaje się oddolna inicjatywa związana z korzystaniem ze zwolnień lekarskich. Ostatnie spory zbiorowe Związku Nauczycielstwa Polskiego z dyrektorami miały miejsce pod koniec 2016 r. Wtedy ZNP protestował przeciwko reformie oświatowej, ale do strajku nie doszło.
Wcześniej, bo od września 2015 r., ZNP wszedł w spór zbiorowy z poprzednią ekipą rządową, domagał się wtedy 10 proc. podwyżek. Kolejne spotkanie MEN ze związkowcami ma się odbyć 22 stycznia.
To, że dyrektorzy popierają żądania nauczycieli, nie oznacza, że będą się na nie zgadzać – nie mają na ich spełnienie pieniędzy
Żółć rozlewa się po Polsce
Wczoraj Zarząd Niezależnego Związku Zawodowego Pracowników Inspekcji Handlowej we Wrocławiu poinformował DGP, że pracownicy Wojewódzkiego Inspektoratu wraz z delegaturami przyłączyli się do protestu pracowników budżetówki, w związku z niskimi płacami. Zarząd uznał, że odmrożenie kwoty bazowej o 2,3 proc. nie poprawi sytuacji finansowej pracowników. Podwyżka może wynosić jedynie ok. 60 zł brutto. Na znak protestu inspektorzy pracują w żółtych kamizelkach. Do tej formy protestu przystąpiło wcześniej większość urzędów wojewódzkich, a także nauczyciele. W najbliższym czasie do protestu mają przystąpić kontrolerzy z regionalnych izby obrachunkowych.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama