W tym kontekście zwraca jednocześnie uwagę na konieczność wypracowania pomysłu na to, w jaki sposób wykorzystać doświadczenie emerytowanych profesorów. – Obecnie bardzo często się o nich zapomina, a przecież mogliby pełnić na uczelni ważne role, np. mediacyjne czy doradcze – dodaje.
Zdaniem związkowców na jego wprowadzenie nie zgodzi się Ministerstwo Finansów.
Zdaniem związkowców na jego wprowadzenie nie zgodzi się Ministerstwo Finansów.
Uprawnienia emerytalne pracowników akademickich to ostatnio gorąca kwestia. Niedawno jako pierwsi informowaliśmy o niezadowoleniu pracownic naukowych z powodu wykreślenia na ostatniej prostej art. 146 par. 1 z projektu ustawy 2.0, który zrównywał do 65 lat wiek emerytalny nauczycieli akademickich bez względu na ich płeć.
Z kolei za sprawą Włodzimierza Bernackiego, posła PiS i zastępcy przewodniczącego podkomisji stałej do spraw nauki i szkolnictwa wyższego, powrócił temat stanu spoczynku naukowców. W wywiadzie dla naszej gazety („Reforma uczelni do zaakceptowania, ale z poprawkami”, DGP 63/2018) parlamentarzysta mówił: „Na polskich uniwersytetach dostrzegalny jest poważny problem związany ze strukturą naukową. Obecnie mamy bowiem do czynienia ze zjawiskiem odwróconej piramidy. Oznacza to, że liczba doktorów na etacie w stosunku do profesorów i doktorów habilitowanych jest nieproporcjonalnie mała. Dlatego, jeżeli nie w tym roku, to w następnych latach do systemu powinien zostać wprowadzony stan spoczynku dla naukowców. (...) Takie rozwiązanie, przy odpowiednich środkach, uwolniłoby dużą liczbę etatów, z pożytkiem dla młodych. Przejście w stan spoczynku, jak dzieje się to w przypadku sędziów czy prokuratorów, wiązałoby się z koniecznością rezygnacji z dydaktyki na uczelni. Do wprowadzenia takiej regulacji potrzebna byłaby jednak wola Ministerstwa Finansów i dobra koniunktura gospodarcza”.
Wcześniej wprowadzenie regulacji w tym zakresie postulowano m.in. w projekcie założeń do nowej ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym przygotowanym przez zespół kierowany przez prof. Marka Kwieka. Zgodnie z tą propozycją profesorowie tytularni zatrudnieni w uczelniach publicznych przez co najmniej 30 lat wraz z osiągnięciem wieku emerytalnego powinni mieć zagwarantowane prawo do przejścia w stan spoczynku. Gwarantowałoby im to 75 proc. średniego wynagrodzenia otrzymywanego w poprzednich 3 latach pracy.
Resort nauki rozważał nawet wprowadzenie stanu spoczynku do projektu ustawy 2.0. Wicepremier Jarosław Gowin podkreślał, że z jednej strony służyłoby to uhonorowaniu wybitnych naukowców, a z drugiej doprowadziłoby do odmłodzenia kadry polskich uczelni. Ostatecznie takie regulacje nie zostały zawarte w Konstytucji dla Nauki. O dziwo, zarówno związkowcy, jak i sami naukowcy nie są tym faktem rozczarowani.
– Jako związkowcy nie popieramy wprowadzenia stanu spoczynku dla naukowców. Nie widzimy w nim antidotum na problemy, z jakimi boryka się nauka – tłumaczy Janusz Rak, prezes Rady Szkolnictwa Wyższego i Nauki ZNP. – Poza tym jesteśmy realistami i wiemy, że nie znajdą się pieniądze na sfinansowanie tej zmiany – dodaje.
W podobnym tonie wypowiada się też Aneta Pieniądz z Obywateli Nauki.
– Ewentualne wprowadzenie stanu spoczynku naukowców byłoby przywilejem dla profesorów. Nie miałoby natomiast większego znaczenia dla ogólnej sytuacji nauki w Polsce – mówi ekspertka.
W jej ocenie, nie wpłynąłby również na zniwelowanie zjawiska odwróconej piramidy, o którym wspominał poseł Bernacki. – Problem ten jest efektem wieloletniej polityki. Niskie nakłady na naukę i brak stabilności zatrudnienia powodują, że najlepsi młodzi nie garną się do pracy na uczelni. Wybierają raczej karierę w gospodarce lub naukowe oferty zagraniczne, a wprowadzenie stanu spoczynku tego nie zmieni – podkreśla Pieniądz.
Dalszy ciąg materiału pod wideo
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama