Dualny system kształcenia zawodowego, w którym teoretyczna nauka zawodu odbywa się w szkole, a praktyczna u pracodawcy, staje się w Polsce coraz bardziej popularny. Daleko nam jednak do takich potęg w tej dziedzinie, jak Szwajcaria czy Niemcy. Tam w systemie dualnym kształci się odpowiednio prawie 90 i 70 proc. uczniów szkół prowadzących kształcenie zawodowe. U nas zaledwie 20 proc. Ale ma się to zmienić.
Prawne podstawy kształcenia dualnego reguluje rozporządzenie ministra edukacji narodowej z 6 sierpnia 2015 r. Wynika z niego, że podstawą odbywania zajęć praktycznych u pracodawców może być zarówno umowa o pracę w celu przygotowania zawodowego, zawarta między pracownikiem a pracodawcą, jak i umowa o praktyczną naukę zawodu, którą zawierają dyrektor szkoły i pracodawca. Zasadnicze szkoły zawodowe (które od września przekształcą się w szkoły branżowe) najczęściej decydują się na pierwszą z tych możliwości. Kształcenie dualne w technikach i szkołach policealnych opiera się na umowie między szkołą a pracodawcą.
Co ważne, rozporządzenie daje pracodawcy możliwość zgłaszania wniosków do programu nauczania, przez co uzyskuje on realny wpływ na to, czego uczy. A uczy – wiadomo – także, a może przede wszystkim, pod kątem własnych wymagań i oczekiwań wobec potencjalnego przyszłego pracownika. Dlatego dobrym pomysłem jest zaproszenie pracodawców do uczestniczenia nie tylko w procesie kształcenia, lecz także egzaminowania. Taki system działa np. w Niemczech, gdzie przeprowadzaniem egzaminów zajmują się komisje powoływane przez izby przemysłowo-handlowe. W ich skład wchodzą zarówno przedstawiciele szkół, jak i przedsiębiorców.
Dualny model kształcenia nie jest w Polsce nowością. Podobne rozwiązania istniały przed 1991 r., czyli zanim zmienił się system oświaty. Przyzakładowe szkoły zawodowe, bo o nich mowa, kształciły we współpracy z przedsiębiorcami, co dla absolwentów oznaczało gwarancję zatrudnienia. Później przyzakładówki uznano za komunistyczny przeżytek i zdecydowano, że zawodu – zarówno w wymiarze teoretycznym, jak i praktycznym – ma uczyć szkoła. A temu wyzwaniu szkolne pracownie i warsztaty – wtedy często skromnie wyposażone – nie były w stanie sprostać.
Dopiero w podstawie programowej z 2012 r. pojawił się zapis umożliwiający praktyczną naukę zawodu w innych miejscach. Oprócz szkolnych pracowni i warsztatów wymieniono tam placówki kształcenia praktycznego, a także „podmioty stanowiące potencjalne miejsce zatrudnienia absolwentów szkół kształcących w danym zawodzie”. Warto dodać, że dualny model kształcenia z powodzeniem od lat funkcjonuje w polskim rzemiośle.
Z czego wynikają opory przed jego upowszechnianiem? Kiedy w 2014 r. Wydawnictwa Szkolne i Pedagogiczne razem ze Związkiem Przedsiębiorców i Pracodawców przeprowadziły badania na temat współpracy szkół zawodowych z biznesem, na pytanie o powody braku takiej współpracy najczęściej padającą odpowiedzią – i to zarówno po stronie dyrektorów szkół, jak i pracodawców – było: „bo nikt się do mnie z taką propozycją nie zwrócił”. Wynika z tego, że tym, czego najbardziej brakuje, jest inicjatywa, ale też obawa przed formalno-organizacyjnym wymiarem przedsięwzięcia.
A przecież poza podpisaniem umów, dostosowaniem szkolnego planu nauczania i wyznaczeniem instruktora praktycznej nauki zawodu (który musi mieć przygotowanie pedagogiczne) nie wymaga to żadnych dodatkowych zabiegów. Nie wiąże się też z obciążeniami finansowymi, ponieważ koszty wynagrodzenia instruktorów są refundowane z Funduszu Pracy. Ostatnio dodatkową zachętą mogą być środki unijne, które w bieżącej perspektywie budżetowej na lata 2014–2020 przeznaczono m.in. na rozwój współpracy szkół zawodowych z ich otoczeniem, w tym zwłaszcza z pracodawcami i uczelniami. Można je zatem wykorzystać np. na organizowanie praktyk zawodowych.
Od kilku lat trwa w Polsce moda na klasy patronackie, które są niczym innym, jak formą kształcenia dualnego. Lokalny pracodawca lub przedsiębiorstwo przyjmują uczniów na praktyczną naukę zawodu, a najlepszym proponują zatrudnienie po ukończeniu szkoły. Od września 2016 r. w zasadniczej szkole zawodowej w Górnośląskim Centrum Edukacyjnym w Gliwicach działa klasa patronacka Opla kształcąca przyszłych mechatroników. Swoją klasę patronacką od września 2017 r. mają także gliwickie Zakłady Mechaniczne Bumar, które umowę w tej sprawie podpisały z miejscowym Zespołem Szkół Samochodowych.
Z kolei Volkswagen Poznań otacza patronatem klasy kształcące m.in. mechatroników i elektromechaników pojazdów samochodowych z Zespołu Szkół nr 1 w Swarzędzu oraz mechaników precyzyjnych z Zespołu Szkół Politechnicznych we Wrześni. Także sieradzki Zespół Szkół Ponadgimnazjalnych nr 1 ma w swojej ofercie klasę patronacką PGE, w której kształci przyszłych techników energetyków. Nietrudno się domyślić, że wszystkie te klasy cieszą się olbrzymim zainteresowaniem, na co decydujący wpływ ma nie tylko szansa zatrudnienia, ale także możliwość pracy na najnowocześniejszym sprzęcie i perspektywa atrakcyjnego wynagrodzenia.
Tworzenie klas patronackich przyspieszyło dzięki obowiązującej od ponad dwóch lat znowelizowanej ustawie o specjalnych strefach ekonomicznych. Jedną z wprowadzonych w niej zmian jest ścisła współpraca spółek zarządzających strefami ze szkołami i uczelniami. 20 stycznia w Wałbrzychu, w obecności minister edukacji Anny Zalewskiej, przedstawiciele 14 specjalnych stref ekonomicznych podpisali deklarację poparcia dla oświatowej polityki państwa w zakresie kształcenia zawodowego. Zobowiązali się w niej do pomocy szkołom w zakresie profesjonalnego wsparcia kadrowego, do zaangażowania w organizację kształcenia praktycznego oraz doskonalenia nauczycieli, a także dalszej promocji kształcenia zawodowego. Pozostaje tylko z uwagą obserwować, czy i w jaki sposób te deklaracje przełożą się na konkretne działania i jakie korzyści przyniosą.