Leczenie można zacząć po dokładnej diagnozie, a nie zawsze jest to możliwe.
W czwartek w resorcie zebrało się grono lekarzy i urzędników, by omówić najpilniejsze zmiany. Oto niektóre z nich.

Zielona karta

To dokument wydawany każdemu choremu, u którego lekarz podejrzewa raka. Jest z jednej strony historią choroby, zawierającą m.in. wyniki wszystkich badań, ale także jest skierowaniem do specjalistów na kolejne badania oraz gwarancją szybkiej ścieżki leczenia. Problem w tym, że karta mająca usprawnić pracę, zdaniem lekarzy czasem ją utrudnia. Narzuca rygorystyczny sposób leczenia, który w indywidualnych sytuacjach się nie sprawdza. – Miała poprawić opiekę na pacjentami, a wywołując problemy techniczne, nie zawsze poprawia los chorych – mówił podczas spotkania w resorcie zdrowia jeden z lekarzy.
Jeden z przykładów: jeżeli jest tylko podejrzenie choroby, to kartę może założyć tylko lekarz pierwszego kontaktu. Jeśli więc pacjent trafi do onkologa lub innego specjalisty, a ten podejrzewa nowotwór, musi go odesłać do lekarza rodzinnego. Wcześniej mógł sam kierować na badania. Jak podkreślał w rozmowie z radiem RMF FM prezes Polskiego Towarzystwa Onkologicznego Jacek Fijuth, może też bez karty wysyłać na badania, ale wówczas pacjent musi czekać w zwykłej kolejce, a terminy są odległe. W ramach karty od diagnozy do leczenia ma minąć nie więcej niż 9 tygodni.
Drugi przykład. Lekarz podejrzewał, że chodzi o nowotwór jajników, okazało się, że to nowotwór wątroby. Musi założyć nową kartę. Nową kartę musi zakładać także przy drobniejszych błędach.
Trzeci przykład. Hematolodzy dziecięcy mają standard, że pewne badania diagnostyczne robią w ciągu 5 dni. Zgodnie z nowymi przepisami maksymalny czas oczekiwania na wyniki badań to dwa tygodnie. Teraz więc diagnozujący badania nie mają oporów, by trzymać się wersji MZ, która pozwala im na dłuższą zwłokę. W wielu przypadkach nie są też potrzebne konsylia lekarskie wymagane w pakiecie.
Czwarty przykład. Bez dokładnej diagnozy nowotworu na poziomie opieki ambulatoryjnej nie można wysłać do szpitala w ramach ścieżki gwarantowanej przez kartę. Przy niektórych typach raka pełna diagnoza jest trudna.

Wstępne propozycje MZ

Urzędnicy zamierzają uelastycznić kartę. Chcą uwzględniać te typy nowotworów, które nie są łatwe do zdiagnozowania, bo nie da się pobrać wycinka do badania histopatologicznego. Miałaby powstać lista takich chorób, które pomimo braku potwierdzenia diagnozy raka i tak by umożliwiały lekarzom rozpoczęcie terapii w szpitalu.
Jej forma ma zostać tak zmodyfikowana, by lekarz mógł łatwo nanosić poprawki, bez ponownego zakładania nowej karty.
Kolejną propozycją jest stworzenie przez NFZ aplikacji, dzięki której byłaby możliwa bezpośrednia komunikacja z systemami informatycznymi w przychodniach w przypadku zakładania zielonej karty.
Miała się pojawić w karcie opcja ułatwiająca wysyłanie pacjentów z podejrzeniem raka bezpośrednio od lekarza POZ do szpitala, z pominięciem opieki ambulatoryjnej.

Finanse

Kolejny problem to pieniądze. Z wyliczeń szpitali wynika, że zmiany w rozliczeniach terapii onkologicznych powodują straty. W chemioterapii nawet kilkumilionowe. Na to samo narzekają specjaliści pracujący w opiece ambulatoryjnej. Mogą niby zlecać dodatkowe badania u chorych z podejrzeniem raka, za które NFZ teoretycznie płaci, w praktyce czasem trudne te płatności wyegzekwować. Przykład: chora z podejrzeniem raka płuc trafia do pulmonologa. Ten zdiagnozował – przeprowadzając badania RTG i tomografię – guz i jego wielkość. Ale pobranie próbki i badanie histopatologiczne wymagałoby większych nakładów. Nie jest jasne, kto ma je zrobić: szpital czy specjalista.
Przykład drugi – wycena badań PET zmniejszyła się o jedną czwartą, więc spadła liczba badań tą metodą, m.in. na raka prostaty wymagająca bardziej kosztownych środków.
Urzędnicy podczas spotkania przyznali, że słyszeli o kłopotach i analizują możliwości przesunięć i zmian finansowania. Przynajmniej bardziej elastycznego dzielenia pieniędzy między chorych leczonych w ramach pakietu i w ramach zwykłego kontraktu. Dodatkowych środków nie będzie.
Następne spotkanie zespołu jest zaplanowane za miesiąc.
Kontrowersje wokół minut dla pacjenta
Lekarze rodzinni przy okazji rozmów o pakiecie chcą wywalczyć dłuższy czas, który mogliby przeznaczyć na pacjenta. Chcą, by powstał zapis ustawowy gwarantujący możliwości badania chorego przez 15 minut, dziś średnio to 7 minut. To oznacza jednak, że lekarze mogliby przyjmować o połowę pacjentów mniej. Dlatego, jak zaznacza Bożena Janicka z Porozumienia Pracodawców Ochrony Zdrowia, najpierw trzeba zwiększyć liczbę lekarzy, a następnie zająć się czasem trwania wizyty. Średnia europejska to ok. 15–20 minut. W Wielkiej Brytanii to pół godziny. Jak dodaje Andrzej Zapaśnik z Porozumienia Zielonogórskiego, uzgodniono z resortem, że zmianami w opiece pierwszego kontaktu zajmie się osobna grupa ekspertów, która będzie się spotykać niezależnie od prac nad pakietem.