Zapowiedzi protestów przyniosły efekty. Na jutro zaplanowano spotkanie z ratownikami w resorcie zdrowia. – Przedstawimy propozycje dotyczące wynagrodzeń ustalone z premier Beatą Szydło oraz z resortem finansów – mówi DGP Marek Tombarkiewicz, wiceminister zdrowia.

Ratownicy zapowiadają, że jeśli nie usłyszą satysfakcjonujących deklaracji, w maju zaczną protesty w całym kraju. To prawdopodobnie zmobilizowało decydentów. Do tej pory wnioski resortu zdrowia o podwyżki dla tej grupy minister finansów odrzucał. A ponieważ ratownictwo opłacane jest z pieniędzy budżetowych, a nie składek na NFZ, to on ma decydujący głos. – Apelowaliśmy o pomoc do premier Beaty Szydło, na wtorkowym spotkaniu wprawdzie jej nie będzie, ale ma być przedstawiciel Ministerstwa Finansów, więc rząd wreszcie zainteresował się naszym losem – mówi Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Komisji Krajowej Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego.
Jasne oczekiwania
Ratownicy chcą zarabiać co najmniej tyle, ile pielęgniarki. Te zaś, decyzją poprzedniego ministra zdrowia Mariana Zembali, mają podnoszone pensje przez cztery lata z rzędu o 400 zł brutto. Dwie tury podwyżki już zrealizowano, trzecia będzie we wrześniu.
To spowodowało, że ratownik w ambulansie ma o ok. 800 zł niższą pensję niż pielęgniarka systemu ratownictwa, nawet jeśli w zespole to on pełni ważniejszą funkcję. – To niesprawiedliwe, a ta dysproporcja ma jeszcze rosnąć przez kolejne dwa lata – zwraca uwagę Badach-Rogowski. Jakie są więc oczekiwania?
– Chcemy, by pensje ratowników zostały od lipca tego roku podniesione o przynajmniej 800 zł brutto, a od września o kolejne 400 zł, czyli w sumie minimum 1200 zł. W kolejnym roku powinniśmy dostać następną podwyżkę, podobnie jak pielęgniarki – mówi związkowiec.
Co planuje rząd – tego na razie nie wiadomo.
– Nie znamy jeszcze tych propozycji, ale nie wyobrażam sobie, by podwyżki miały być niższe – mówi Badach-Rogowski. Dodaje, że gdyby sprawę rozwiązać sprawiedliwie, ratownicy powinni jeszcze dostać wyrównania, ale tego już nie postulują.
– Jeśli propozycje nie będą nas satysfakcjonować, w maju zaczniemy protesty i będą się one zaostrzać – mówi ratownik. Podwyżki mogłyby objąć ok. 12 tys. osób.
Część osiągnęli
Ratownicy podkreślają, że z ich trzech głównych postulatów, dwa, o charakterze pozapłacowym, zostaną przez resort zdrowia zrealizowane.
– Zależało nam, by prywaciarze wypadli z rynku, tak by ratownictwo było faktycznie państwowe. Zgodnie z ustaleniami, prywatne firmy mają przestać działać w publicznym systemie już od lipca przyszłego roku – twierdzi Badach-Rogowski.
Kolejny postulat dotyczył wprowadzenia dużej nowelizacji ustawy o ratownictwie dotyczącej m.in. kompetencji tej grupy zawodowej.
– Niedługo ministerstwo zorganizuje konferencję uzgodnieniową w tej sprawie – dodaje związkowiec. Wśród postulatów, które pozostają bez odzewu, jest za to powołanie samorządu zawodowego, takiego jak mają pielęgniarki, lekarze, aptekarze, a od niedawna też fizjoterapeuci.
– Teraz jako związek zawodowy staramy się zajmować także sprawami, którymi normalnie zajmują się izby. O to, byśmy mieli własną, apelujemy od 2007 r., ale zarówno rządy PiS, jak i PO najwyraźniej obawiają się, że będziemy wtedy jako środowisko zbyt skonsolidowani i skuteczniejsi w zabieganiu o swoje interesy – mówi Badach-Rogowski.
O podwyżkach we wtorek?
Osobną kwestią czekającą na regulacje jest utworzenie systemu minimalnych wynagrodzeń dla wszystkich grup pracowników medycznych. Resort zdrowia w zeszłym roku przygotował projekt ustawy w tej sprawie, ale jego przyjęcie hamowało Ministerstwo Finansów.
Nieoficjalnie mówi się, że w ten wtorek projekt może wreszcie stanąć na posiedzeniu rządu, ale w planie obrad go nie ma.