Ratownicy chcą, by rząd wreszcie podniósł ich pensje. I grożą ogólnopolskim strajkiem. Dziś złożą wniosek o pilne spotkanie z wiceministrem zdrowia Markiem Tombarkiewiczem. A w środę pismo z postulatami chcą przekazać premier Beacie Szydło.
Równocześnie 12 związków reprezentujących m.in. pielęgniarki, lekarzy i rehabilitantów spotkało się wczoraj w sprawie systemowych podwyżek dla wszystkich zawodów medycznych. Po wielkim proteście, jaki porozumienie tych organizacji zorganizowało w czerwcu zeszłego roku, resort zdrowia opracował projekt ustawy kompleksowo regulującej minimalne płace dla różnych pracowników medycznych, ale rząd nadal go nie przyjął.
Zarobki młodego ratownika lub lekarza są często na poziomie niższym niż kasjerów w sklepach. Niezadowolone są też pielęgniarki, choć dostały od poprzedniego rządu podwyżkę 1600 zł brutto rozłożoną na cztery lata (w tym roku będzie jej trzecia rata). To jeszcze bardziej rozwarstwiło wynagrodzenia i np. w tym samym ambulansie ratownik kierujący zespołem zwykle zarabia teraz znacznie mniej niż pielęgniarka, która mu podlega.
– Oczekujemy znaczących podwyżek, na poziomie przynajmniej takim jak pielęgniarki – mówi DGP Roman Badach-Rogowski, przewodniczący Krajowego Związku Zawodowego Pracowników Ratownictwa Medycznego. Dodaje, że pilnie trzeba też wdrożyć inne zapowiadane zmiany, np. trzyosobowe zespoły karetek (teraz w wielu jeżdżą dwie osoby, co naraża je na urazy podczas noszenia ciężkich pacjentów).
Ratownicy chcą też rozmawiać o nowelizacji przepisów dotyczących państwowego ratownictwa medycznego. Te – jak opisywaliśmy, przewidują m.in., że z systemu usunięte zostaną wszystkie niepubliczne podmioty, o ile właścicielem większościowym nie jest publiczna instytucja. Rozwiązanie to miałoby obowiązywać od początku 2021 r., by firmy miały czas dostosować się do zmiany. Obecnie ok. 9 proc. karetek pracujących w publicznym systemie jest prywatnych. Ratownicy chcieliby szybszych zmian – najpóźniej od 1 stycznia 2018 r. Twierdzą, że w niepublicznych placówkach są zatrudniani za grosze, na umowach śmieciowych, w publicznych będzie im lepiej.
Ratownictwo finansowane jest nie ze składek odprowadzanych do NFZ, a z budżetu państwa. O podwyżki dla ratowników Ministerstwo Zdrowia walczyło więc przez ostatnie miesiące z resortem finansów. I choć chodzi o niewielką grupę zawodową, nie udało się tego finansowania znaleźć. Tymczasem od 1 stycznia 2018 r. – zgodnie z planami rządu – obecny system ubezpieczeniowy ma być zastąpiony przez budżetowy. Pieniądze na leczenie mają pochodzić z części PIT oraz dotacji. I budzi to wiele obaw, ponieważ w przeszłości potrzeby zdrowotne Polaków przegrywały z innymi rządowymi wydatkami, jak wsparcie rodzin, górników, wydatki na wojsko