Czy będzie zmiana prawa po bulwersującym powiększeniu Opola? Chcą tego samorządowcy. I nie tylko oni. Także posłowie, rzecznik praw obywatelskich, a nawet... rząd, który wydał rozporządzenie o poszerzeniu granic.
Pewne jest jedno. Coś trzeba zrobić, bo emocje sięgnęły zenitu i przeniosły się poza Opolszczyznę. I, co ciekawe, to nie jedyny taki problem. W innych rejonach kraju takie zmiany granic też antagonizują lokalne społeczności.
Miasta chcą się rozrastać, inwestować, zwiększać swoje budżetowe wpływy. Trudno się dziwić, że także w tym celu sięgają po tereny należące do okolicznych gmin. Nawet, a może przede wszystkim wtedy, gdy liczba mieszkańców w mieście spada, czyli w praktyce robi się luźniej. Bo przyłączenie fragmentów sąsiedniej gminy to także więcej obywateli płacących podatki w miejskim urzędzie. Często tych samych, którzy parę lat wcześniej w poszukiwaniu tańszych i bardziej dostępnych działek budowlanych wynieśli się poza administracyjne granice. Jeszcze lepiej, gdy na przyłączanych terenach znajduje się atrakcyjna i przynosząca duże profity samorządowej kasie inwestycja. Tak jest w tym roku w Opolu. Sięgając w celach rozwojowych po okoliczne sołectwa, miasto przygarnęło również elektrownię Opole, a gmina Dobrzeń Wielki, na terenie której obiekt się dzisiaj znajduje, utraci tym samym większość swoich wpływów. Musi zamykać szkoły, ograniczać inwestycje i zatrudnienie w urzędzie. Spadnie też z pewnością w rankingu najbogatszych gmin w Polsce, w którym w 2015 r. plasowała się na 27 pozycji. Trudno się więc dziwić, że jej mieszkańcy protestują. Protestują też obywatele innych gmin i sołectw przyłączanych od 1 stycznia 2017 r. do Opola rozporządzeniem Rady Ministrów z 19 lipca 2016 r. w sprawie ustalenia granic niektórych gmin i miast oraz nadania niektórym miejscowościom statusu miasta (Dz.U. z 2016 r. poz. 1134). Dlatego, że w niewielkiej gminie jest im łatwiej przebić się ze swoimi problemami niż w wielkim mieście, a co nowe, to niepewne. W okolicach Opola nakłada się na to jeszcze problem mniejszości narodowej. Jak zwraca uwagę zastępca wójta gminy Turawa, Sławomir Kubicki, do miasta wcielono wiele wiosek zamieszkanych przez mniejszość niemiecką. A to jest niezgodne z przepisami o mniejszościach narodowych i etnicznych. Trudno się więc dziwić, że protesty mieszkańców, którzy w konsultacjach opowiedzieli się zdecydowanie przeciwko zmianom granic, dotarły aż do stolicy. Ale praktycznie nic to nie zmieniło. Rozporządzenie o powiększeniu obszaru Opola (a ponadto 16 innych miejscowości w kraju) jest już opublikowane. Wyniki konsultacji nie są bowiem wiążące dla podejmującej decyzję Rady Ministrów. Tej nie wolno wydać rozporządzenia w sprawie zmiany granic tylko w dwóch przypadkach – gdy dochody na mieszkańca stałyby się drastycznie niskie lub gdyby gmina po okrojeniu okazała się najmniejszą pod względem liczby mieszkańców w Polsce. Wprawdzie ustawa o samorządzie gminnym wymienia i inne kryteria, ale są one uznaniowe. W takim wypadku duży może więcej. Zwłaszcza gdy jest z rządzącej w kraju opcji politycznej. Ale casus Opola dał też sporo do myślenia rządzącym. I choć zapewne nic nie odwróci wcielenia nowych terenów do miasta, to może doprowadzi choć do zmiany przepisów. Tak, by również głos małego liczył się w tej układance.
Leszek Jaworski, prawnik specjalizujący się w prawie administracyjnym, Paweł Sikora, Tomasz Żółciak