Zleceniobiorcy i samozatrudnieni będą mogli zakładać związek zawodowy bez konieczności wykazywania, że co najmniej połowę wynagrodzenia ogółem otrzymują od pracodawcy, u którego chcą stworzyć swoje zrzeszenie.
Jednocześnie będą mogli korzystać z etatów związkowych, nawet jeśli zatrudniającemu zależało na tym, aby to właśnie oni wykonali zakontraktowaną usługę (ze względu np. na wyjątkowe umiejętności lub przymioty osobiste). Tak wynika z ostatniej wersji rządowego projektu nowelizacji ustawy o związkach zawodowych, która ma trafić pod obrady Stałego Komitetu Rady Ministrów. Jej celem jest wykonanie wyroku Trybunału Konstytucyjnego z 2 czerwca 2015 r. (sygn. akt K 1/13), zgodnie z którym prawo koalicji (zrzeszania się) przysługuje nie tylko pracownikom, ale też zatrudnionym na innej podstawie niż umowa o pracę (np. zlecenio- i dziełobiorcom, tzw. samozatrudnionym).
O tym, że niektóre rozwiązania zawarte w ostatniej wersji projektu mogą ograniczyć zatrudnionym przystępowanie do związków, DGP informowała we wczorajszym wydaniu („Związki dla zleceniobiorców. Jednak nie wszystkich”, DGP nr 143/2017). Inne przedstawione w niej propozycje są jednak korzystniejsze dla pracujących w porównaniu z poprzednią wersją zmian. Przykładem może być przepis dotyczący wymogów, jakie trzeba spełnić, aby grupa zatrudnionych mogła założyć związek zawodowy w przedsiębiorstwie. Zgodnie z ostatnią wersją zakładową organizację związkową będzie mogło utworzyć co najmniej 10 pracowników (taki wymóg obowiązuje już teraz) lub 10 osób wykonujących pracę zarobkową na innej podstawie niż umowa o pracę, o ile są zatrudnione w firmie przez co najmniej sześć miesięcy.
W porównaniu z poprzednią wersją resort pracy zrezygnował z wymogu, aby przez ostatnie sześć miesięcy ich zatrudnienia co najmniej 50 proc. zarobków ogółem wypłacał im pracodawca, u którego działa związek. Oznacza to, że o możliwości założenia zakładowej organizacji będzie decydował jedynie związek czasowy (zatrudnienie przez co najmniej sześć miesięcy), a nie zależność ekonomiczna niepracownika od firmy. Ma to istotne znaczenie, bo np. zleceniobiorcy lub samozatrudnieni w praktyce znacznie częściej podejmują działalność zarobkową u kilku podmiotów (w porównaniu z pracownikami, którzy najczęściej są zatrudnieni na jednym etacie w danej firmie). Taką zmianę popierają związkowcy.
– Wspomniany wymóg powodowałby wiele istotnych problemów praktycznych. Przede wszystkim nie było jasne, kto i w jaki sposób miałby weryfikować to, czy dany członek związku zarobił w firmie co najmniej połowę swoich dochodów ogółem – tłumaczy Paweł Śmigielski, dyrektor wydziału prawno-interwencyjnego OPZZ.
Podkreśla, że zapewne konieczne byłoby oparcie się na oświadczeniach pobieranych od zatrudnionych.
– Ale powstaje wątpliwość czy takie dokumenty byłyby uznawane np. przez sądy, jeśli firma kwestionowałaby uprawnienie danej osoby do zrzeszenia się – dodaje.
Inaczej nowe rozwiązanie oceniają pracodawcy.
– To zła propozycja. Zależność ekonomiczna ma istotne znaczenie w omawianym zakresie, sądzę że także dla samych związków zawodowych. Zaproponowana zmiana oznacza, że np. samozatrudniony, który wykonuje jedynie drobne zlecenia dla firmy i nie jest ona dla niego kluczowym usługodawcą, będzie mógł wpływać na tak istotne kwestie jak np. obowiązujące w przedsiębiorstwie zasady wynagradzania lub regulamin pracy – tłumaczy prof. Monika Gładoch z Uniwersytetu Kardynała Stefana Wyszyńskiego, ekspert Pracodawców RP.
Firmy niepokoi także inna zmiana zawarta w ostatniej wersji projektu. W porównaniu z poprzednią resort pracy zrezygnował z propozycji, aby osoby wykonujące pracę zarobkową (inne niż pracownicy) nie mogły korzystać z etatów związków (zwolnienia z obowiązku świadczenia pracy na czas pełnienia funkcji związkowej), jeżeli charakter wykonywanych przez nie obowiązków na to nie pozwala (w szczególności jeżeli wykonanie zadań zależy od osobistych przymiotów danej osoby). Zdaniem związków zawodowych takie rozwiązanie jest słuszne, bo wyrównuje ono uprawnienia związkowe pracowników i zatrudnionych na innej podstawie.