Przede wszystkim zająłbym się kwestią wysokości wkładu własnego przy projektach badawczo-rozwojowych. Unijnych i krajowych, finansowanych przez Narodowe Centrum Badań i Rozwoju. Dla małych przedsiębiorstw próg ten wynosi obecnie 20–25 proc. w zależności od projektu, a dla dużych – 40–60 proc - pisze dr Michał Boćkowski TopGaN – producent laserów i diod
Problem polega na tym, że dla małych firm niejednokrotnie próg 20 proc. jest nie do przeskoczenia. Proszę zwrócić uwagę, że w przypadku działalności typowo produkcyjnej, gdy przedsiębiorca zwraca się o środki na badania i rozwój celem opracowania nowej generacji produktu, na rynku wciąż sprzedawana jest stara. W związku z czym takie przedsiębiorstwo, przynajmniej teoretycznie, na pokrycie wkładu własnego dysponuje zyskami ze sprzedaży bieżącej. Zupełnie inaczej to wygląda jednak w przypadku firm z sektora wysokich technologii.
Realia takich przedsiębiorstw powodują, że bardzo często nie dysponują one jeszcze rynkowym produktem, którego sprzedaż zapewniałaby bieżące wpływy lub produkt ten jest zbyt niszowy, żeby duże wpływy generować. Firmy takie działają w oparciu o założenie, że produkt końcowy będzie gotowy dopiero po kilku latach prac. Do realiów tego biznesu należy również fakt, że nie zawsze takie badania mogą się zakończyć sukcesem.
Jakimś rozwiązaniem jest fakt, że wkład własny można pokrywać amortyzacją parku technologicznego. Niestety, nie zawsze jest to możliwe; jeśli maszyny pracujące w firmie są starsze niż pięć lat, nie ma już czego amortyzować.
Rozwiązaniem mogłoby być selektywne zwolnienie przedsiębiorstw, które działają w sektorze wysokich technologii – między innymi w elektronice – z konieczności zapewnienia takiego wkładu. Bądź znaczne jego obniżenie do symbolicznej wartości. Takim przywilejem cieszą się obecnie uczelnie publiczne, które otrzymują w ramach takich projektów dofinansowanie w wysokości 100 proc. To sprawia, że niewielkim przedsiębiorstwom z branży high-tech nie opłaca się „puszczać spódnicy” instytucji państwowych, przy których wyrosły – bo zawsze prościej jest realizować projekt w ramach tej instytucji niż jako firma.
Dla takich firm, jak TopGaN, konieczność znalezienia wkładu własnego oznacza, że musimy szukać nowego inwestora – co nie jest proste, zważywszy na awersję polskiego rynku kapitałowego przed inwestowaniem w ryzykowne przedsięwzięcia z dziedziny nowych technologii. Albo od obecnego inwestora będziemy oczekiwali podniesienia kapitału zakładowego. Co również nie jest proste, biorąc pod uwagę, że inwestor już zdążył na firmę wyłożyć pieniądze. Niestety, realia branży high-tech są takie, że praktycznie ciągle ponosi się tutaj znaczące nakłady na badania i rozwój.