Placówki nie wiedzą, jak radzić sobie z osobami niepełnosprawnymi. Na ich przyjęcie nie jest przygotowana ani kadra akademicka, ani administracja.
Pomoc dla niepełnosprawnych nie zawsze aprobowana / Dziennik Gazeta Prawna
Pracownik uczelni: „Dlaczego ten student się na mnie gapi?”. Odpowiedź: „Bo nie słyszy i musi patrzeć na usta”. Pracownik: „To się nie nadaje na studia” – taka sytuacja spotkała niepełnosprawnego studenta.
„Wykładowca powiedział mi: Nie wiem, jak z panem przeprowadzić ten wykład. Może byśmy się umówili tak, że dam panu tróję, a pan sobie będzie tylko przychodził” – przyznaje inny niepełnosprawny zapytany przez zespół badawczy pracujący na zlecenie rzecznika praw obywatelskich. Przytoczone przykłady to wierzchołek góry lodowej. Raport RPO „Dostępność edukacji akademickiej dla osób z niepełnosprawnościami” ujawnia wiele nieprawidłowości.
Wstęp wzbroniony
Nowelizacja z 18 marca 2011 r. ustawy – Prawo o szkolnictwie wyższym (Dz.U. nr 84, poz. 455) zobowiązała uczelnie do stworzenia niepełnosprawnym warunków do pełnego udziału w procesie kształcenia. Regulaminy studiów muszą w sposób wyraźny określać sposób dostosowania dydaktyki do szczególnych potrzeb tej grupy osób. Ponadto Polska, ratyfikując Konwencję o prawach osób niepełnosprawnych, nie tylko uznała ich uprawnienia do edukacji, lecz także zobowiązała się zapewnić im włączający system kształcenia (gwarantujący integrację i taki sam dostęp do nauki jak pełnosprawnym – red.).
Jak wynika z raportu RPO, niektóre szkoły wyższe podejmują działania, które wręcz zniechęcają niepełnosprawnych do podjęcia w nich studiów. „Powstała komisja, która tak naprawdę ograniczyła dostęp studentom niepełnosprawnym. Formalnie u nas jest bardzo mało tych osób, dlatego że oni ukrywają to, iż są niepełnosprawni, i jakoś sobie radzą” – ujawnia RPO pracownik jednej z uczelni.
Wykluczanie osób z dysfunkcjami z grona potencjalnych studentów występuje najczęściej na uczelniach lub kierunkach specjalistycznych o wąskim profilu kształcenia (akademie wychowania fizycznego, uczelnie artystyczne, morskie, medyczne, fizjoterapia), na których istnieje ugruntowane przekonanie kadry akademickiej, że nie są to szkoły przeznaczone dla niepełnosprawnych.
– Potwierdzają to skargi samych zainteresowanych – przyznaje Justyna Rokita, rzecznik praw studenta. Dodaje, że uczelnie też niezgodnie z prawem domagają się od studentów okazania dokumentacji medycznej, która potwierdzi rodzaj niepełnosprawności.
Inne wydziały ograniczają dostęp do niektórych zajęć.
„U nas dla osób niepełnosprawnych WF jest w formie e-learningu. Jest kurs o jakimś zdrowym odżywianiu i wiedza o sportach ekstremalnych” – informuje pracownik innej uczelni.
Zdarza się, że nauczyciele akademiccy nie wiedzą, jak pomóc niepełnosprawnym studentom, i traktują ich ulgowo. „Mieliśmy takiego wykładowcę (zresztą nie pierwszy raz była taka sytuacja), który strasznie bał się studentki niepełnosprawnej. Chciał jej koniecznie postawić jakąś dobrą ocenę, byle ona tylko nie przychodziła na te zajęcia i w ogóle nic nie robiła, bo jest taka biedna i on sobie daje prawo do litości” – informuje kolejny pracownik.
– Czasem ograniczanie dostępu osobom niepełnosprawnym do studiów jest uzasadnione, np. z uwagi na bezpieczeństwo innych studentów. Jeżeli w trakcie laboratoriów studenci pracują z kwasami, to osoba, która ma epilepsję, w przypadku ataku mogłaby poparzyć innych – wyjaśnia Justyna Markitoń, kierownik biura ds. osób niepełnosprawnych na Uniwersytecie Szczecińskim.
Jej zdaniem część zaniedbań spowodowana jest brakiem środków. – Na dostosowanie kształcenia do potrzeb niepełnosprawnych mamy za mało pieniędzy. Dotacja z roku na rok maleje – tłumaczy Justyna Markitoń.
Nieokreślona dotacja
Szkoły wyższe mogą wnioskować o wsparcie z budżetu państwa. – Ale nawet jeżeli jest to dla szkoły 500 tys. zł na rok, a niepełnosprawnych studentów mamy 400, to oznacza, że na każdego możemy przeznaczyć 1,2 tys. zł. To nie wystarczyłoby nawet na opłacenie asystentów dla tych osób – zauważa Justyna Markitoń.
Ponadto niektóre uczelnie nieprawidłowo wydatkują te pieniądze, ponieważ w przepisach brakuje wytycznych, na co można je przeznaczyć.
„Ministerstwo zagwarantowało nam tylko dotację, natomiast cała reszta to jest wolnoamerykanka. Można powiedzieć, że z jednej strony dobrze, bo to jest twórczość, aktywność, kreatywność, ale z drugiej strony to jest trochę chodzenie po omacku” – wskazuje pracownik zapytany na zlecenie RPO.
– Bardziej niż sztywny katalog wskazujący, na co szkoła wyższa może przeznaczyć te pieniądze, lepiej byłoby opracować informację dotyczącą dobrych praktyk. Kiedyś resort nauki stworzył katalog określający konkretnie, na co można przeznaczać fundusze z dotacji na dostosowanie procesu kształcenia do potrzeb niepełnosprawnych. Niestety z błędami – przypomina Anna Rutz z biura ds. osób niepełnosprawnych na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu.
– Potrzebna jest wyspecjalizowana komórka w resorcie nauki, która będzie zajmowała się studentami niepełnosprawnymi. Obecnie zdarza się, że występujemy o interpretację przepisu i otrzymujemy odpowiedź, że powinniśmy rozstrzygać dany problem w ramach swojej autonomii. Tylko jak przychodzi kontrola, to ta zasada już nie działa – podsumowuje Radosław Cichański, pełnomocnik rektora ds. osób niepełnosprawnych na Uniwersytecie Kazimierza Wielkiego w Bydgoszczy.