Zakończyły się konsultacje publiczne rozporządzenia Ministerstwa Nauki i Szkolnictwa Wyższego dotyczącego wynagrodzeń pracowników akademickich. Większość środowisk, która wzięła w nich udział twierdzi, że zaproponowane podwyżki są niewystarczające.



Znowelizowana Ustawa o szkolnictwie wyższym zakłada, że wynagrodzenia nauczycieli akademickich będą uzależnione od pensji profesora, która w roku akademickim 2018/2019 została ustalona na poziomie 6410 zł brutto. Żaden z pracowników nie będzie mógł zarabiać mniej niż 50 proc. tej kwoty, natomiast w przypadku adiunkta i profesora uczelni nie mniej niż, odpowiednio, 73 proc. i 83 proc. Stawki podane w rozporządzeniu MNiSW są stawkami minimalnymi. Oznacza to, że uczelnia, która może sobie pozwolić na wypłatę większych wynagrodzeń może to zrobić. Tak jest również do tej pory – w efekcie podwyżki, o których mówi ministerstwo otrzyma na pewno 40 proc. wykładowców. Dla reszty może się okazać, że ich pensja wcale nie wzrośnie.

Część środowisk, które odniosły się do rozporządzenia, podkreśla, że pierwotnym założeniem ustawy było uzależnienie wynagrodzenia na uczelniach od obiektywnych wskaźników jak płaca minimalna lub średnia krajowa prognozowana w założeniach budżetowych. Zamiast tego w rozporządzeniu jest podana sztywna stawka, która może być, ale wcale nie musi – być zmieniana (zamrożenia tej stawki obawiają się przedstawiciele Akademii Morskiej w Szczecinie). - W pierwotnej wersji procedowanej ustawy minimalne stawki wynagrodzeń uzależnione były od przeciętnego wynagrodzenia w gospodarce. W ten sposób środowisko akademickie miało być beneficjentem wzrostu gospodarczego. Środowisko nastawiało się, że minimalne płace będą indeksowane do obiektywnego wskaźnika, jakim jest przeciętne miesięczne wynagrodzenie w gospodarce, w celu zapewnienia im niezbędnej podstawy finansowej umożliwiającej realizację rozwoju naukowego oraz postawionych przez uczelnię zadań wykazania się wysokim stopniem wiedzy merytorycznej i naukowej w celu przekazania jej kształconym pokoleniom – czytamy w opinii nadesłanej przez Akademię Morską w Szczecinie. Co więcej, autorzy opinii podkreślają, że pierwotnym założeniem było ustalenie wynagrodzenia profesora na poziomie 150 proc. średniego wynagrodzenia. To zaproponowane przez ministerstwo to zaledwie 138,7 proc. wynagrodzenia przewidywanego w nadchodzącym roku. W podobnym tonie wypowiedziała się Rada Szkolnictwa Wyższego i Nauki Związku Nauczycielstwa Polskiego. Związkowcy postulują jednak uzależnienie pensji profesora od wynagrodzenia minimalnego. W swoim stanowisku zaznaczają, że propozycja ministerstwa to nie jest nawet 300 proc.

Niezależnie od mechanizmu podwyżek – niemal wszyscy uczestnicy konsultacji i opiniowania rozporządzenia są zdania, że proponowane podwyżki są zbyt niskie, a wręcz, jak pisze Komitet Polityki Naukowej, zatrważająco niskie. Rada Główna Instytutów Badawczych uważa, że wynagrodzenie zasadnicze naukowca z tytułem profesora nie powinno kontrastować z uposażeniami prominentnych urzędników i prezesów przedsiębiorstw. Uczestnicy konsultacji krytykują nie tylko poziom wynagrodzeń profesorów, ale także młodszych pracowników uczelni. „Z perspektywy Krajowej Reprezentacji Doktorantów największe znaczenie ma przełożenie kwoty wynagrodzenia profesora na kwoty np. wynagrodzenia asystenta lub wysokość stypendium doktoranckiego przed oceną śródokresową. Porównanie tych kwot ze społeczno-gospodarczymi realiami prowadzi do zatrważającego wniosku, iż mimo znaczącej podwyżki polski uniwersytet/instytut badawczy nadal będzie płacił młodemu człowiekowi mniej niż dyskont” – czytamy w opinii KRD.

Ostatnim problemem, na który zwraca uwagę większość środowisk to to, że bez zwiększenia finansowania uczelni, większość ośrodków nie ma środków na wprowadzenie podwyżek. A kwoty są niebagatelne, np. Uniwersytet Medyczny we Wrocławiu będzie potrzebował na podwyżki 6 mln złotych w skali roku.