Zakaz przerywania ciąży w naszym kraju to fikcja. Na taki zabieg decyduje się co roku od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy kobiet.
Dziś na zabieg mam umówionych dziesięć Polek – mówi dr Janusz Rudziński, który przyjmuje w klinice ginekologicznej w Prenzlau na terenie Niemiec, tuż przy granicy z Polską. Na jego stronie internetowej czytamy (oczywiście w języku polskim): „oferujemy wysokospecjalistyczne usługi w dziedzinie ginekologii i położnictwa, uwzględniając daleko idące, indywidualne życzenia naszych pacjentek”.
To tylko jeden z wielu przykładów. I dowód, że zakaz aborcji w Polsce to fikcja. Kobiety, niezależnie od przepisów, i tak znajdują sposoby na przerwanie ciąży. Najczęściej wszystko dzieje się legalnie.
Według szacunków na taki sposób decyduje się od kilkunastu do nawet kilkudziesięciu tysięcy Polek rocznie. O precyzyjne dane trudno, bo mimo unijnych zaleceń nikt tego w Polsce nie monitoruje.
Z oficjalnych statystyk wynika jedynie, że w 2014 r. legalnie wykonanych zabiegów w naszym kraju było 977. Do samego tylko Prenzlau przyjeżdża tyle pacjentek w ciągu roku.
– Mają po kilkoro dzieci, nie stać je na kolejne – opowiada dr Rudziński. Nawet trzy czwarte jego pacjentek jest po nieudanej aborcji, którą próbowały zrobić na własną rękę. – Kobiety najczęściej sięgają po tabletki, które mają wywołać poronienie – opisuje.
Bez nadzoru lekarza. Często z produktami kupionymi nielegalnie przez internet. Zdarza się, że płód obumiera, ale kobiety obawiają się iść do polskiego szpitala. – Choć nawet nie musiałaby się tłumaczyć. Lekarz nie jest w stanie rozpoznać, czy jest o to poronienie samoistne, czy wywołane – przyznaje Claudia Snochowska-Gonzalez, współautorka filmu „Podziemne państwo kobiet” dotyczącego podziemia aborcyjnego.
Do Niemiec Polki telefonują także po poradę. – Kiedyś zgłosiła się zdesperowana kobieta z małej wioski, której doradzono, żeby wsadziła drut do macicy. Krwawiła, nie wiedziała, co robić. Kazałem natychmiast jechać do szpitala. Nie wiem, co się z nią stało – opowiada Rudziński.
Pacjentki czasem przyjeżdżają z partnerami. Nie chcą, by wiedziała o tym rodzina. Nawet najbliższa. – Pytają, czy lekarz pozna, że był zabieg – dodaje dr Rudziński.
W klinice pojawiają się również kobiety, które mają dobrą pracę, jedno lub dwoje dzieci i nie chcą kolejnego. Mają pieniądze. Zabieg w Niemczech kosztuje ok. 1,5 tys. euro. Plus 20 euro za konsultację psychologiczną, którą trzeba wykonać na trzy dni przed zabiegiem. To jedyny wymóg prawny. Do 12. tygodnia ciąży nie trzeba podawać powodu jej przerwania.
Najczęściej jednak Polki wybierają nie wyjazdy za zachodnią granicę, ale Słowację. – Jest tańsza i przygotowana na przyjmowanie Polek – mówi Natalia Broniarczyk z Federacji na rzecz Kobiet i Planowania Rodziny.
Jedna ze słowackich placówek dokonujących aborcji ma profesjonalnie przygotowaną stronę w języku polskim. Cena za usunięcie ciąży, wraz ze znieczuleniem ogólnym, to 390 euro (ok. 1900 zł). Do 12. tygodnia ciąży można wykonać zabieg bez podawania przyczyny. Informacje o procederze można uzyskać telefonicznie. – Obie konsultantki są bardzo miłe i mówią po polsku – przekonują właściciele kliniki. Jak przyznają, przyjazdy z Polski nie należą do rzadkości. Nie chcą jednak podawać konkretnych liczb.
Kolejne popularne kierunki to Holandia, Wielka Brytania czy Austria. – Coraz częściej są zatrudniani konsultanci mówiący po polsku czy też działa polska infolinia – przyznaje Natalia Broniarczyk.
I dodaje, że w celu ułatwienia wyjazdów powstają nieformalne grupy wsparcia. Działają za granicą, ale są złożone z Polek. W Berlinie to np. Ciocia Basia. Można zadzwonić, dowiedzieć się o przepisach, klinkach, skonsultować swój problem.
Wyjazd rozważa Olga. Niedawno się dowiedziała, że jest w ciąży, mimo stosowanej antykoncepcji. Ma już dwójkę odchowanych dzieci, w końcu udało jej się dostać pracę, ale jest zatrudniona na umowę o dzieło. Nie ma więc żadnego zabezpieczenia. Nie przysługuje jej urlop macierzyński. Mąż też nie chce trzeciego dziecka. Szukała w internecie tabletek. Ich koszt to ok. 300 zł. Może wyjedzie. Na razie boi się konsekwencji.
– Wyjazd za granicę i przerwanie ciąży w kraju, w którym jest to legalne, nie stanowi przekroczenia prawa – tłumaczy Karolina Więckiewicz, prawniczka zajmująca się m.in. przepisami aborcyjnymi.
– Jednak duża część pacjentek szukających możliwości przerywania ciąży w innym kraju to takie, które mają wszelkie wskazania do legalnej aborcji w Polsce, ale nie mogą wyegzekwować prawa – twierdzi Natalia Broniarczyk. Nawet ze skierowaniem od lekarza prowadzącego, z decyzją prokuratora (jest potrzebna, jeżeli do ciąży doszło w wyniku zabronionego czynu) – często bezskutecznie. – Ostatnio miałam sprawę kobiety z depresją lękową. Nie zdecydowała się nawet na walkę, była pewna, że jest ona przegrana, i nie chciała przeżywać upokorzenia – dodaje Więckiewicz.
Zdaniem przeciwników aborcji nikt w tych dyskusjach nie bierze pod uwagę dobra dziecka. „To ono – jak piszą autorzy projektu obywatelskiego zaostrzającego przepisy aborcyjne – z uwagi na swą niedojrzałość fizyczną oraz umysłową, wymaga szczególnej opieki i troski, a zwłaszcza właściwej ochrony prawnej, zarówno przed, jak i po urodzeniu”. I zwracają uwagę, że przepisy powinny być tak sformułowane, by wykluczyć każdą możliwość aborcji, bowiem od poczęcia jest mowa o dziecku.
Cena za usunięcie ciąży na Słowacji to 390 euro wraz ze znieczuleniem