Obecna filozofia poboru składki na ubezpieczenie zdrowotne jest szkodliwa. Nie działa tu ekonomiczny mechanizm rynkowych składek ubezpieczeniowych zakładający wzrost składki wraz ze wzrostem ryzyka.
W naszym systemie składka rośnie wraz ze wzrostem otrzymywanego wynagrodzenia, co ma się nijak do wzrostu ryzyka poniesienia kosztów medycznych danej osoby dla Narodowego Funduszu Zdrowia. Proponowana przez rząd zmiana nadal wiąże pokrywanie kosztów medycznych z podatkami z pracy.
System społecznych ubezpieczeń medycznych jest potrzebny, bo leczenie jest bardzo kosztowne i nie stać na nie chorującego człowieka. Nie ma jednak powodu, dla którego ubezpieczenie zdrowotne ma być wyłącznie związane z wykonywaną pracą i podnosić jej koszty. Obecnie jest powiązane z produkcją i zarabianiem, a nie konsumpcją i wydawaniem. To mechanizm szkodliwy dla gospodarki, rynku pracy, konkurencyjności kosztów i wartości pracy w Polsce w stosunku do kosztów pracy u globalnego rywala.
W mojej ocenie warto ewolucyjnie przemodelować obecny, wiekowy system i urealnić bezpośrednią odpowiedzialność Polaka za własne zdrowie. Nie powinniśmy utrzymywać fikcji przerzucania odpowiedzialności finansowej za koszty medyczne czyichś chorób na tych, którzy zwracają uwagę na swój styl życia, angażując energię, pieniądze i czas, którzy są aktywni ruchowo, wybierają zdrową żywność i jednocześnie intensywnie pracują, wspierając polski budżet i gospodarkę.

Nie powinno się przerzucać odpowiedzialności za koszty czyichś chorób na tych, którzy są aktywni ruchowo, wybierają zdrową żywność i jednocześnie intensywnie pracują, wspierając polski budżet i gospodarkę

Proponuję powiązać finansowe przejawy podejmowania działań ryzykownych powodujących statystyczny wzrost kosztów medycznych osoby z opłatą na ubezpieczenie od kosztów medycznych. Inaczej mówiąc, osoba kupująca papierosy, słodycze czy usługę skoku ze spadochronem kupowałaby jednocześnie wliczone w cenę ubezpieczenie od kosztów medycznych. Warto zauważyć, że w tym systemie pracujący na czarno czy margines, który stać na alkohol i papierosy, wreszcie obcokrajowcy będący przejazdem i dokonujący w Polsce zakupów również partycypowaliby w składce na ubezpieczenie od kosztów medycznych.
Skorelowanie ubezpieczenia od kosztów medycznych z podejmowaniem zachowań ryzykownych ukształtuje w społeczeństwie poczucie realnej odpowiedzialności za własne zdrowie i koszty finansowe leczenia chorób oraz wypadków. Sugerowane mechanizmy dadzą też poczucie, że zdrowe życie kosztuje mniej niż hołdowanie zachowaniom ryzykownym; że ekonomicznie warto dbać o zdrowie. Dzisiejszy mechanizm kreuje wyobrażenie, że za moje zdrowie i koszty leczenia odpowiedzialne jest państwo. To mechanizm fałszywy sam w sobie, szkodliwy dla Polski i Polaków.
Po zmianie nazwy ubezpieczenia zdrowotnego na ubezpieczenie od kosztów medycznych, dla bezpieczeństwa i stabilności systemu, postuluję, by stopniowo zmieniać jego składowe poprzez obniżanie oskładkowania pracy i równoległe wprowadzanie ubezpieczenia nakładanego na finansowe przejawy ryzykownych zachowań społecznych, wpływających na wzrost kosztów medycznych. W szczególności działających krótko i długofalowo jako generatory chorób cywilizacyjnych i wypadkowości.
Niedopuszczalne jest przy tym nakładanie składek ubezpieczenia od kosztów medycznych związanych z chorobą pacjenta, układem jego kodu genetycznego, wadami wrodzonymi, występowaniem w rodzinie przypadków chorób itd., ponieważ na te czynniki nie mamy wpływu – i tu właśnie powinna działać solidarność społeczna.
Jak się szacuje, połowa chorych to osoby z chorobami cywilizacyjnymi. Wielu z nich istotnie obciąża budżet NFZ, choć dzięki zmianie stylu życia mogliby być zdrowsi. Pytanie, dlaczego liczba chorych na choroby cywilizacyjne nieustannie rośnie, i co zrobić, aby ten trend odwrócić. Bezspornie kanonem ochrony przed większością chorób cywilizacyjnych jest właściwe odżywianie, utrzymanie prawidłowej wagi ciała, niepalenie papierosów, nienadużywanie alkoholu, rekreacyjne uprawianie sportów, unikanie stresu, właściwe wysypianie się i utrzymanie prawidłowej rytmiki zegara biologicznego.
Sugeruję obłożenie składką ubezpieczenia od kosztów medycznych tytoniu i wyrobów tytoniowych, alkoholu etylowego, żywności generującej wysoki indeks glikemiczny oraz wysoko przetworzonej, słodziw (glukozy, fruktozy, sacharozy, syropu glukozowo-fuktozowego), soli kuchennej, tłuszczy trans, chemii spożywczej, turystyki górskiej i sportów ekstremalnych, kierowców (koszt ubezpieczenia od kosztów medycznych mógłby być doliczany do OC progresywnie, w zależności od liczby zdarzeń drogowych danego kierowcy), generatory nadmiernego hałasu jako najważniejszego czynnika stresotwórczego, w szczególności motocykle, quady, samochody z tuningowanym układem wydechowym, nakładaną corocznie np. przy badaniu technicznym.
Formalnie procedurę nakładania ubezpieczenia od kosztów medycznych na produkty ryzykogenne można rozważać w dwóch formach: wzorując się na mechanizmie nakładania akcyzy lub VAT. Osobiście optowałbym za rozwiązaniem jednokrotnego naliczania ubezpieczenia na produkt, jak to jest w podatku akcyzowym. System ten jest o niebo łatwiejszy, a to cenna cecha. Ponadto w przypadku dóbr obłożonych akcyzą, a podlegających również oskładkowaniu od kosztów medycznych, wystarczy podnieść stawkę akcyzy i już na samym poziomie urzędów skarbowych albo Narodowego Banku Polskiego przekierowywać odpowiednie udziały kwotowe bezpośrednio (z pominięciem ZUS) na konta NFZ, bez tworzenia kolejnych podmiotów i kosztownych struktur.
Dla bezpieczeństwa i stałości systemu proces ten należy wykonywać etapowo, zaczynając od najoczywistszych i najprostszych (np. wyrobów tytoniowych i alkoholowych), stopniowo nakładając składkę na ubezpieczenie od kosztów medycznych i równolegle obniżając składkę ZUS ubezpieczenia zdrowotnego nakładaną na przychody z pracy. Przed każdym nowym etapem należy zweryfikować prawidłowość funkcjonowania poprzedniego, a wnioski zaadaptować w kolejnym etapie przemodelowania systemu.
Nie ma potrzeby obarczać całego społeczeństwa kosztami medycznymi ratownictwa ryzykownej turystyki i rekreacji niewielkiej, bogatszej części społeczeństwa czy też grupy szczególnie wypadkogennej na drodze, palaczy tytoniu itp. Proponowane rozwiązanie implementuje bardziej sprawiedliwą społecznie odpowiedzialność w ramach grupy podejmującej dany rodzaj ryzyka. Poprzez wzrost ceny ryzykogennych produktów i usług mechanizm ten działa również profilaktycznie oraz – w zakresie ekonomicznym – stymulująco na oszczędzanie pieniędzy, a nie ich wydawanie, czyli sprzyja bogaceniu się populacji.
Proponowane rozwiązanie jest nieporównanie lepsze niż postulowane przez Unię Europejską ustanowienie cen minimalnych na produkty alkoholowe. W jego efekcie mamy zwyżkę ceny rosnącą proporcjonalnie do stężenia etanolu w napoju, czyli dotyczącą nie tylko najtańszych alkoholi. Nie tracimy także mechanizmu konkurencji cenowej w całym spektrum cenowym produktów alkoholowych. Warto być nowoczesnym i europejskim pionierem we wskazywaniu i uświadamianiu społeczeństwu bezpośredniej odpowiedzialności za własne zdrowie oraz zachęcaniu narodu do dbałości o własne zdrowie w okresie całego życia. Odwagi, rządzie!