...a tego nie ma, bo wyjechał do Niemiec, Anglii czy Irlandii. A jak jest, to nie pierwszej młodości. To sarkazm, ale problem dziury pokoleniowej wśród medyków nie budzi uśmiechu.
Nawet na pierwszej linii frontu, w oddziałach ratunkowych, nie brakuje specjalistów, którzy właśnie zbliżają się do wieku emerytalnego lub już go przekroczyli. Politycy i rządowi decydenci powinni poważnie potraktować dane Naczelnej Rady Lekarskiej, która po raz pierwszy w kompleksowy sposób zbadała strukturę wiekową lekarzy poszczególnych specjalizacji. Średnio najstarsi są m.in. diagności (63 lata). Czyli wąskie gardło systemu lecznictwa. Nie dość, że się starzeją, to tę specjalizację wybiera zbyt mało młodych lekarzy. Podobnie jest w innych dziedzinach – geriatrii, dermatologii, położnictwie.
Pesymiści twierdzą, że jeżeli ten trend się utrzyma, to za 10 lat nie będzie miał nas kto leczyć. Starsza kadra odejdzie z zawodu, a młoda jej nie zastąpi, bo jej nie będzie. Mówi się też o drugiej fali emigracyjnej wśród lekarzy. Pierwsza miała miejsce po przystąpieniu Polski do UE. Od 2011 r. znów rośnie liczba wydanych zaświadczeń potwierdzających kwalifikacje do wykonywania zawodu za granicą. W 2014 r. wzrosła ona w porównaniu z 2013 r. o 25 proc. Ale jeśli po akcesji lekarze wyjeżdżali, to jednocześnie deklarowali, że wrócą. Teraz coraz częściej rozważają wyjazd na stałe. I to ci najlepsi, świetnie wykształceni, znający języki. Decydenci muszą zrozumieć, że nie stać nas na rugowanie medycznych kadr, zwłaszcza że na ich naukę składamy się wszyscy.