Lekarze narzekają na biurokrację, przez którą muszą sprawozdawać te same dane różnym instytucjom. Tymczasem NFZ i Ministerstwo Zdrowia nawet nie wykorzystują tych informacji.
Po prawie trzech miesiącach obowiązywania pakietu onkologicznego, który miał zwiększyć wykrywalność nowotworów, nie jest znana odpowiedź na najważniejsze pytanie: ile nowych przypadków wykryli w tym czasie lekarze? Danych takich nie udostępniły DGP ani Ministerstwo Zdrowia, ani NFZ. Odpowiedzi nie był w stanie udzielić także Krajowy Rejestr Nowotworów. To paradoks, bo lekarze mają obowiązek zgłaszać do niego każdy przypadek raka.
Zbadają skuteczność
Wiadomo, że od początku stycznia lekarze wypisali pacjentom ponad 80 tys. zielonych kart. Na podstawie tych danych nie można jednak wnioskować, ile w tym czasie zdiagnozowano nowych nowotworów. Kartę można było zakładać osobom, które w dniu wejścia w życie nowych przepisów były już w trakcie leczenia. Ponadto ok. 20 tys. takich dokumentów wystawili lekarze rodzinni, a oni wydają je osobom z podejrzeniem raka, które wcale nie musi się potwierdzić. Przy czym NFZ będzie ich w przyszłości rozliczał ze skuteczności rozpoznań – po wydaniu 30 kart wyliczy każdemu z nich indywidualny wskaźnik (na 15 podejrzeń będzie się musiało potwierdzić co najmniej jedno). NFZ do tej pory nie wyliczał go jednak żadnemu z lekarzy. Powód? Do tej pory medycy POZ średnio wystawili po 3–5 kart.
Precyzyjne dane o nowych rozpoznaniach powinien mieć Krajowy Rejestr Nowotworów (KRN). Od 1 stycznia lekarze w placówkach ambulatoryjnej opieki specjalistycznej oraz szpitalu mają obowiązek zgłosić do niego każdy stwierdzony przypadek nowotworu. Wynika on z art. 32a ust. 5 nowelizacji ustawy z 22 lipca 2014 r. o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (Dz.U. z 2014 r. poz. 1138).
Za dużo przypadków
Jednak KRN nie ma takich danych. Musi je dopiero wyselekcjonować, a nie będzie to proste. Na pojedynczego pacjenta w rejestrze przypada po kilka rekordów. Wszystko dlatego, że ta baza danych opiera się na założeniu, że informację o pacjencie onkologicznym powinien do niego zgłosić każdy lekarz, który ma z nim kontakt. Na podstawie zielonej karty jeden przypadek jest zgłaszany nawet trzykrotnie.
– Danego pacjenta zgłasza specjalista, który wykonał pacjentowi biopsję, a ta wykazała nowotwór. Kolejnego zgłoszenia dokonuje konsylium rozpatrujące ten przypadek, a następnie lekarz wykonujący u tej osoby operację – wyjaśnia Joanna Didkowska, kierownik KRN.
W efekcie rejestr nie odzwierciedla stanu faktycznego. Na przykład na Dolnym Śląsku jest już około 7 tys. zgłoszeń.
– Nie ma możliwości, żeby tak gwałtownie zmieniła się epidemiologia nowotworów w naszym województwie. Dotychczas mieliśmy około 13 tys. zachorowań rocznie, a więc ponad tysiąc miesięcznie – podkreśla Jerzy Błaszczyk, kierownik Dolnośląskiego Biura Rejestracji Nowotworów.
Gdy pracownicy tamtejszego rejestru sprawdzili dane za jeden miesiąc tego roku, okazało się, że w regionie zgłoszono tylko ok. 700 osób. To z kolei mniej, niż wynikało ze statystyk z ubiegłych lat.
Dziurawy rejestr
Lekarzy to nie dziwi. KRN nie działa prawidłowo od początku obowiązywania pakietu onkologicznego.
Został stworzony jako rejestr naukowy do obsługi kilkuset użytkowników. Tymczasem po 1 stycznia w tym samym czasie loguje się do niego nawet kilkanaście tysięcy lekarzy. W pierwszych tygodniach mieli oni z tym duże problemy. Zgodnie z przepisami zgłoszenia do rejestru powinni dokonywać równocześnie z wystawianiem danej osobie zielonej karty. Jednak system bez przerwy się zawieszał. A to oznacza, że nie wszystkie przypadki zostały zgłoszone.
– Wielu lekarzy, chcąc więcej czasu poświęcić pacjentowi, po prostu nie dokonywało zgłoszenia do Krajowego Rejestru Nowotworów – ujawnia Andrzej Włodarczyk, członek Naczelnej Rady Lekarskiej.
Jednak NFZ uspokaja, że bez pomocy KRN jest w stanie sam policzyć nowotwory zdiagnozowane w tym roku.
– Na razie tego nie robiliśmy, bo nie musieliśmy, ale jest to możliwe. Wszystkie potrzebne dane mamy na karcie diagnostyki i leczenia onkologicznego – stwierdza jeden z urzędników NFZ.
Dodaje, że fundusz został zobowiązany przez resort zdrowia do tego, aby system zielonej karty został skomunikowany z KRN tak, aby obowiązki sprawozdawcze zajmowały lekarzowi jak najmniej czasu. Przy czym NFZ ma na to czas do końca roku. Lekarze zadają więc pytanie o sens obciążenia ich dodatkową biurokracją.
– Cały problem polega na tym, że od lekarzy wymaga się mnóstwa informacji, których nikt do niczego nie wykorzystuje – komentuje Andrzej Włodarczyk.