Dwa miliony chorych wykreślono z list lekarzy rodzinnych – wynika z danych zebranych przez DGP z 14 oddziałów wojewódzkich NFZ.
Zmiany na listach pacjentów / Dziennik Gazeta Prawna
Za tylu pacjentów lekarze stracili finansowanie. W sumie chodzi o 6–7 proc. wszystkich chorych. W niektórych przypadkach może to być nawet 10 proc.
Chodzi o tzw. czerwonych, czyli chorych, przy których taki kolor wyświetla się w systemie eWUŚ i informuje, że pacjent nie posiada ubezpieczenia. W związku z tym nie mają prawa do bezpłatnych świadczeń. Chodzi często o studentów, którzy przestali się uczyć, ale nie znaleźli pracy. Albo o osoby, które wyemigrowały lub czasowo wyjechały z Polski i nie zgłosiły tego swojemu lekarzowi. W przypadku części to błąd systemu lub błąd pracodawcy, który np. nie zgłosił swojego pracownika do ZUS.

Lekarze mają 2 mln pacjentów mniej i 66 mln zł więcej

Do końca ubiegłego roku Narodowy Fundusz płacił lekarzom za „czerwonych”. W styczniu, wraz z wprowadzeniem pakietu onkologicznego, resort zdrowia przerwał finansowanie martwych dusz. Wywołało to protest lekarzy, którym udało się wynegocjować pewne ustępstwa. Fundusz od stycznia miał nie wyrzucać z list tych chorych, którzy przyszli do lekarza i złożyli oświadczenie, że pracują i są ubezpieczeni. Za tych miał zapłacić. Oświadczenie miało być ważne trzy miesiące. Po tym czasie, jeżeli pacjent nadal wyświetla się na czerwono, lekarz musi ponownie udokumentować prawo do leczenia. Inaczej pieniędzy za niego nie dostanie.
Lekarze twierdzą, że zostali oszukani, bo ustalenia ze stycznia nie są przestrzegane. Jacek Krajewski z Porozumienia Zielonogórskiego tłumaczy, że Fundusz nie zapłacił wielu lekarzom, pomimo złożonych przez nich wyjaśnień. NFZ udostępnił aplikację, dzięki której można było umieścić „czerwonych” w sprawozdaniu, dopiero pod koniec stycznia. – Wielu lekarzy nie miało więc szans ich rozliczyć – denerwuje się Krajewski.
Jak wynika z danych przesłanych przez oddziały Funduszu, już w lutym liczba zakwestionowanych i wykasowanych pacjentów była trochę mniejsza. Tak było w każdym regionie.
Zdaniem Krajewskiego na bałaganie w Centralnym Wykazie Ubezpieczonych Fundusz zyskuje finansowo. Ponadto, jak podkreśla, na listach są chorzy, których spraw nie można wyjaśnić, bo nie pojawiają się u lekarza.
Sylwia Malcher-Nowak, rzeczniczka lubuskiego oddziału NFZ, przekonuje jednak, że jeżeli lekarze przesłali odpowiednie dokumenty, to otrzymali pieniądze. Ponadto, jak tłumaczą urzędnicy, z list chorych zniknęli nie tylko czerwoni, ale także osoby, które zmarły albo zmieniły miejsce zamieszkania – np. studenci, którzy zarejestrowali się do lekarza, a potem wyjechali, ale nie wypisali się z listy.
Fundusz argumentuje, że lekarze nie powinni narzekać. Nie tylko mają mniej pacjentów, ale też otrzymują więcej pieniędzy. – Zapłacimy lekarzom POZ o 6 mln zł więcej za styczeń niż roku temu – mówi Anna Leder, rzeczniczka łódzkiego oddziału NFZ.
Podsumowanie danych z 14 województw: lekarze tracąc ponad 2 mln chorych, zyskali równocześnie blisko 66 mln zł więcej niż w podobnym okresie 2014 roku. Wyższe kwoty to efekt zwiększenia stawki kapitacyjnej z 96 do 140 zł za jednego pacjenta. Tyle Fundusz płaci rocznie za chorego, który widnieje na liście danego lekarza, niezależnie, czy ten skorzystał z jego usług, czy nie. – Mają mniej pracy za większe pieniądze – uważa jeden z urzędników.
Lekarze tłumaczą, że przecież większe pieniądze zostały przekazane za większą liczbę kosztownych badań, które muszą wykonywać od nowego roku pacjentom. Lekarz rodzinny może zrobić m.in. kolonoskopię, RTG płuc, badanie tarczycy. I płaci za to ze stawki, którą otrzymuje na pacjenta. To oznacza, że w jego kieszeni zostanie mniej.