Na poprawę swojej sytuacji – w związku z zapowiedzianym przez resort zdrowia zwiększeniem wyceny świadczeń – liczą zarówno pracownicy, jak i pracodawcy. Resort obiecuje, że podwyżki będą odczuwalne, i zapowiada określenie, na co mogą zostać wydane dodatkowe środki. Między innymi – wzrost wynagrodzeń dotychczas pomijanych grup zawodowych. Ale dyrektorzy utrzymują, że pieniędzy na wszystko nie wystarczy.
– Tak jak obiecałem, od 1 marca będzie wzrost wycen świadczeń w postaci zwiększenia ryczałtów. Być może nawet wcześniej, ze skutkiem od 1 stycznia – mówi DGP minister Łukasz Szumowski.
Prezes NFZ Andrzej Jacyna dodaje, że dodatkowe środki będą przeznaczone przede wszystkim na niedofinansowane dziedziny: chirurgię i internę oraz szpitalne oddziały ratunkowe i izby przyjęć. Potrzeby są jednak znacznie większe.
Na podwyżki sfinansowane z tych środków liczą diagności, fizjoterapeuci oraz przedstawiciele innych profesji, którym nie udało się wywalczyć poprawy warunków pracy na mocy porozumień z resortem – jak np. lekarzom czy pielęgniarkom. Dotychczas pojawiały się sprzeczne informacje co do tego, czy miałyby to być tzw. znaczone pieniądze, czy ich przeznaczenie zależałoby od decyzji dyrektorów. Pracownicy oczywiście nie chcą w tej sprawie dowolności. Jak podkreśla Tomasz Dybek, przewodniczący Ogólnopolskiego Związku Zawodowego Pracowników Fizjoterapii, środowisko oczekuje, że literalnie zostanie wskazane, iż dodatkowe środki będą przeznaczone dla przedstawicieli konkretnych zawodów.
Łukasz Szumowski to potwierdza. – W zarządzeniu prezesa NFZ będzie określone, na co mogą być wydane te pieniądze – deklaruje.
Nie chce jednak zdradzić, o jakich konkretnie sumach jest mowa. Do końca marca wyliczane są ryczałty, obowiązujące od 1 stycznia. – W związku z tym nie mogę jeszcze powiedzieć, jaka to będzie kwota, ale na pewno istotna z punktu widzenia systemu. Liczę na to, że będą na to środki, które pozwolą dyrektorom rozmawiać z zawodami, które nie zostały uregulowane w sposób odrębny – mówi. I dodaje, że wciąż trwają ustalenia z dyrektorami szpitali powiatowych.
Ci jednak coraz bardziej się niecierpliwą. Już w zeszłym tygodniu oceniali, że porozumienie się oddala, choć na 13 marca zaplanowane jest kolejne spotkanie. Wczoraj na konferencji prasowej Ogólnopolski Związek Pracodawców Szpitali Powiatowych (OZPSP) przekonywał, że sytuacja finansowa jest bardzo zła. Propozycje resortu ocenia jako daleko niestarczające. Chce zwiększenia wyceny o 10 proc. na pokrycie strat wynikających głównie ze zmian w wynagrodzeniach i kolejne 5 proc., by pokryć wydatki zaplanowane na ten rok.
– 15 proc. to jest gigantyczna skala. Myślę, że nasze szacunki są nieco niższe, ale nie tak całkiem małe – mówi minister Szumowski.
A OZPSP pokazuje dane: z sondy przeprowadzonej w grupie 99 szpitali wynika, że 2017 rok zamknęły z wynikiem ujemnym 77 mln zł, a 2018 – ze stratą 256,5 mln zł. Wzrost kosztów między rokiem 2017 a 2018 wyniósł 178,6 mln zł. Na same wynagrodzenia w 2018 r. wydano 3,6 mld zł – o 450 mln zł więcej niż rok wcześniej. Z 99 placówek jedynie 12 nie pogorszyło wyników finansowych.
Dyrektorzy dość mają porozumień zawieranych przez ministra i innych pomysłów resortu, które ma finansować NFZ. W lipcu zaplanowana jest kolejna podwyżka dla pracowników, do tego dochodzą rosnące ceny prądu oraz zmiana systemu finansowania, która przełożyła się na gorszą sytuację. – Ryczałt powoduje, że nie ma możliwości rozliczania nadwykonań – mówi Waldemar Malinowski, prezes OZPSP.
Dlatego związek chce dotacji budżetowej na leczenie szpitalne – nie tylko dla szpitali powiatowych, bo problem dotyka również większych placówek.
Obecnie dyrektorzy chcą wystartować z akcją informacyjną do pacjentów. Przekaz będzie prosty: jeżeli szpitale nie otrzymają dodatkowych pieniędzy, wielu grozi zamknięcie. Wystosowali również wczoraj list otwarty do premiera i ministra zdrowia, w którym po raz kolejny apelują o zwiększenie nakładów i ratowanie ich sytuacji.