NFZ nie dostanie obiecanych 2,1 mld zł, które miały skrócić kolejki do zabiegów. Zaledwie 281 mln zł zostanie przeznaczone na zakup sprzętu medycznego, w tym dentobusów.
ikona lupy />
Specustawa w liczbach / Dziennik Gazeta Prawna
ikona lupy />
Klara Klinger dziennikarka DGP / DGP
Tak wynika z projektu specustawy, która wprowadza dodatkowe środki do systemu ochrony zdrowia w celu poprawy dostępu do świadczeń medycznych i wyposażenia placówek. Wczoraj ustawa autorstwa resortu zdrowia była rozpatrywana przez rząd.
Z 2,1 mld zł, o które wnioskował dla funduszu minister zdrowia Konstanty Radziwiłł, lwia część – 1,7 mln zł – miała iść na sfinansowanie nadwykonań (leczenia wykonanego ponad limit wynikający z umowy z NFZ) we wszystkich placówkach. Dzięki temu fundusz mógłby uregulować zaległości i rozpocząć nowy rok bez zobowiązań.
Kolejnych 400 mln zł miało być przeznaczone na skrócenie kolejek – głównie w grupie pacjentów czekających na zabieg usunięcia zaćmy i na operacje endoprotezoplastyki.
Pieniędzy jednak nie ma. „Zdając sobie sprawę z występujących ograniczeń budżetowych, na obecnym etapie projekt został skorygowany poprzez usunięcie tej części i pozostawienie tej kwestii do dalszych rozstrzygnięć” – napisało Ministerstwo Zdrowia w odpowiedzi na uwagi ministra finansów.
NFZ chciałby znaleźć pieniądze przynajmniej na skrócenie kolejek – aby jeszcze w tym roku mogło zostać przyjętych dodatkowo 43 tys. pacjentów czekających na usunięcie zaćmy. To oznaczałoby skrócenie kolejki o niemal 9 proc. – czeka w niej ok. 500 tys. osób. W endoprotezoplastyce miałoby być sfinansowane 13 tys. dodatkowych operacji (z 225-tysięcznej kolejki). Miałoby też być więcej pieniędzy na leki w leczeniu WZW typu C.
– Nadzieje, że ten rząd zrozumie, jak wielki deficyt mamy w ochronie zdrowia, że rosnące kolejki generują lawinowe koszty społeczne, a dodanie środków jest inwestycją, która może się zwrócić, okazały się płonne – mówi Małgorzata Sobotka, ekspertka ds. zdrowia z Uczelni Łazarskiego.
– Zostały rozbudzone nadzieje, z których niewiele zostało – dodaje Grzegorz Byszewski, ekspert ds. zdrowia z Pracodawców RP.
23 tys. gabinetów szkolnych
Z 700 mln zł, które miały trafić do budżetu ministra zdrowia, miał zostać sfinansowany głównie zakup sprzętu. Z wnioskowanej kwoty zostało 281 mln zł – z czego połowa pójdzie na wprowadzenie projektu medycyny szkolnej.
– Chciałbym, aby pieniądze na sprzęt były wydane zgodnie z mapami potrzeb zdrowotnych na podstawie rozpisanych konkursów, a nie żeby zostały rozdane wybranym przez resort zdrowia placówkom – zaznacza Byszewski.
Za 12 mln zł (lub 24 – cena pojazdu waha się między 750 tys. a 1,5 mln zł) zostaną kupione dentobusy – po jednym na województwo.
Taki dentobus wojewoda przekaże za darmo stomatologowi (świadczeniodawcy) mającemu podpisaną umowę z NFZ. Po jego stronie będą leżeć koszty utrzymania pojazdu.
Z kolei 134 mln zł zostaną przeznaczone na wyposażenie przez wojewodów gabinetów profilaktycznych w szkołach. Mamy 23 tys. placówek, w części potrzeby są już zaspokojone.
Sprzęt dla noworodka
Z ekstrapieniędzy cieszyć się będą neonatolodzy – 60 mln zł pójdzie na sprzęt na wyposażenie oddziałów neonatologicznych o III stopniu referencyjności (przyjmujących najcięższe przypadki). Jak tłumaczy resort zdrowia – w większości województw okresowo brakuje miejsc do prowadzenia intensywnej terapii noworodka. Wzrost zapotrzebowania na to świadczenie pojawia się nagle i jest niemożliwy do przewidzenia – dlatego trzeba mieć zapasową liczbę specjalistycznych łóżek.
Powody wzrostu liczby noworodków z ciężkimi wadami to po pierwsze rosnąca liczba matek z chorobami przewlekłymi, które wcześniej nie miałyby szans na potomstwo, a dziś wydają – obciążone genetycznie – na świat.
Druga kwestia to ta, że dzięki postępom położnictwa i neonatologii dziś ratowane są skrajnie niedojrzałe wcześniaki, wymagające długiego leczenia w oddziałach intensywnej terapii. I trzecia rzecz: sprzęt na wielu oddziałach jest przestarzały.
Planowane zakupy mają także rozwiązać problem leczenia metodą laseroterapii (przy terapii wrodzonych anomalii naczyniowych, które są najczęstszą wadą wrodzoną). Ze względu na niedostępność niektórych metod laseroterapii w kraju polskie dzieci nadal jeżdżą na leczenie za granicę, szczególnie do Niemiec. Także za pieniądze od Narodowego Funduszu Zdrowia, a sumy za leczenie pojedynczego małego pacjenta sięgają dziesiątek tysięcy euro – tłumaczy Ministerstwo Zdrowia. Dlatego chce doposażyć ośrodki laseroterapii.
Także dla dzieci będzie przeznaczony nowoczesny, bezinwazyjny sprzęt diagnostyczny, jak np. rozbudowane ultrasonografy (które w przypadku małych pacjentów są podstawową techniką diagnostyczną).
W przypadku onkologii postawiono też na rozwój brachyterapii, która jest teraz dostępna w szczątkowej postaci. Dodatkowo przewidywany jest zakup wyposażenia dla tzw. breast unitów, czyli kompleksowych ośrodków zajmujących się leczeniem raka piersi.
– Dobrze, że placówki medyczne będą miały najnowocześniejszy sprzęt. Oby tylko znalazły się pieniądze na sfinansowanie diagnostyki nim wykonywanej – podsumowuje Małgorzata Sobotka.
Eksperci mają nadzieję, że Ministerstwo Finansów nie postawiło kropki nad i. I że być może znajdą się jeszcze w tym roku dodatkowe środki.
OPINIA
Dentysta w szkole nie uratuje służby zdrowia
Patrząc na kwotę, którą minister finansów dał na zdrowie, musiałam zerknąć kilka razy na cyferki, żeby się upewnić, że się nie pomyliłam. Wygląda, jakby ktoś, delikatnie mówiąc... pomylił się o jedno zero. Zamiast obiecanych 2,8 mld będzie 280 mln zł. Ale pal licho kwotę. Do myślenia daje to, na co te resztki pieniędzy zostaną przeznaczone. Poświęcono skrócenie kolejek (w sumie i tak wiadomo, że to dziura bez dna), a zamiast tego zainwestowano w medycynę szkolną. Czy to dobry projekt, czy nie – nie ma dziś znaczenia (dopiero po efektach da się powiedzieć, czy pomysł pielęgniarki i dentystów dla każdego ucznia wypali). Ale już wiadomo, że to pociągnięcie stricte PR. To decyzja polityczna, a nie racjonalna – biorąca pod uwagę realne potrzeby.
Projekt powrotu medycyny szkolnej ma szanse stać się teraz kolejnym flagowym – jak „leki 75 plus” czy „Rodzina 500 plus” – projektem rządu. Po klapie z likwidacją NFZ natychmiast wszyscy zaczęli mówić o powrocie dentystów do szkół. Mówiła o tym premier Beata Szydło czy minister edukacji Anna Zalewska. I nie ma się właściwie do czego przyczepić – cel jest przecież szlachetny. A jeszcze za jednym zamachem mogą pochwalić się nim resorty edukacji i zdrowia. Trzeba więc zrobić wszystko, żeby okazał się sukcesem. A że ktoś czeka latami na operację usuwania zaćmy czy wszczepienia endoprotezy, to już nie jest tak istotne.