Barack Obama, były już prezydent USA, kilka dni temu na Twitterze napisał: „System opieki zdrowotnej to coś więcej niż tylko polityka. To coś, co definiuje charakter kraju”. Jasne, że w ten sposób odniósł się do działań Donalda Trumpa, który wstrzymał reformę zdrowotną przygotowaną przez ekipę swojego poprzednika. Ale parafrazując jego wpis, można zapytać, czy dla naszego rządu zdrowie to coś więcej niż polityka i granie opinią publiczną?



DGP zapytał (badanie przeprowadzone na panelu Ariadna) Polaków, na jakich obszarach rząd Prawa i Sprawiedliwości powinien skupić się w ciągu najbliższego roku? Aż 40 proc. pytanych wskazało właśnie na opiekę zdrowotną. To, że dla Polaków system lecznictwa jest najważniejszą kwestią, wcale nie dziwi. Pytanie, jak rząd o nią dba i jak reformy przeprowadzane w tym zakresie przekładają się na całkiem przyziemne rzeczy, takie jak długość szpitalnych kolejek, dostęp do specjalistów, warunki pobytu w lecznicach. W końcu na zachowanie personelu wobec pacjentów. To są rzeczy, które tak naprawdę interesują chorych. W końcu każdy z nich na to zdrowie płaci. Czy to w ramach powszechnego ubezpieczenia zdrowotnego, czy prywatnie. Już teraz dodatkowo na ten cel Polacy przeznaczają ponad 27 mld zł. Mówienie więc przez polityków, że służba zdrowia jest i ma być bezpłatna, jest nadużyciem. To sankcjonowanie fikcji. A wycofywanie się z projektu ustawy, który chciał to zmienić nawet bez rozpoczęcia poważnej dyskusji nad problemem, jest taktyką strusia.
Więc na zakończenie tylko przypomnę. Gdy przychodzi do wystawiania politykom cenzurek, to właśnie sukcesy albo porażki na takich „prozaicznych” polach, jak zdrowie, edukacja, zasiłki czy świadczenia przesądzają o być albo nie być w wyborach. Nie wygrywa się ich wprowadzeniem tego czy innego swojego człowieka do Trybunału Konstytucyjnego, Sądu Najwyższego czy nawet kolejnej spółki Skarbu Państwa.