Nikt nie wie, co się stanie z tysiącami pacjentów czekających na zabiegi w placówkach, które w połowie roku stracą kontrakty z NFZ. Istnieje duże ryzyko, że kolejki jeszcze się wydłużą.
Nikt nie wie, co się stanie z tysiącami pacjentów czekających na zabiegi w placówkach, które w połowie roku stracą kontrakty z NFZ. Istnieje duże ryzyko, że kolejki jeszcze się wydłużą.
Zamieszanie ma związek z utworzeniem 1 lipca sieci szpitali i skierowaniem do niej 91 proc. wszystkich pieniędzy przeznaczonych na hospitalizację. Ile dokładnie osób dotknie ta zmiana? Tego ministerstwo nie oszacowało. Ale wiadomo, ile osób czeka np. na operację zaćmy. Jest ich około pół miliona.
Według portalu ABC Pacjenta prowadzonego przez NFZ w samej Warszawie na zabieg czeka blisko 38,3 tys. osób. – Z tego 20,6 tys., czyli ponad połowa, zarejestrowanych jest w placówkach chirurgii jednego dnia. A te, zgodnie z obowiązującym projektem ustawy, nie wejdą w skład sieci szpitali – zwraca uwagę Grzegorz Byszewski, ekspert Pracodawców RP. Mówiąc wprost, placówki takie mogą stracić finansowanie NFZ. W takim wypadku inne szpitale musiałyby przyjąć ponaddwukrotnie więcej chorych w tym samym czasie. A to jest nierealne.
Podobny problem dotyczy też innych miast i rodzajów operacji.
Niepotrzebny sprzęt
Nie wiadomo, kto dokładnie spoza sieci straci kontrakt. Walka o 9 proc. środków pozostawione do podziału w konkursach będzie zacięta. Pierwsze w kolejce po nie ustawią się placówki jednoprofilowe (np. ortopedyczne i okulistyczne), a także nowe oddziały i szpitale, które przyjmują już pacjentów, ale nie mogą się wykazać wymaganymi w przypadku przystępowania do sieci dwoma latami kontraktu z NFZ.
Poza siecią mogą się znaleźć także niektóre specjalistyczne oddziały szpitali powiatowych i wojewódzkich. Oznacza to, że np. ginekologia w danej placówce będzie należała do sieci, ale diabetologia już nie. I jej pacjenci znajdą się w tarapatach.
/>
– Procedura konkursu ma mieć jedynie charakter subsydiarny i nie daje gwarancji przedłużenia kontraktu. Istnieje ryzyko, że pacjenci zapisani do takich placówek nie otrzymają oczekiwanych świadczeń w pierwotnie planowanym czasie – potwierdza Piotr Najbuk z kancelarii Domański, Zakrzewski, Palinka.
Kłopoty z konkursami nie dotyczą tylko puli środków, ale i wymogów określonych w rozporządzeniu ministra zdrowia w sprawie szczegółowych kryteriów wyboru ofert (Dz.U. z 2016 r. poz. 1372). Resort założył, że – ze względu na zaplecze sprzętowe – preferowane będą duże szpitale. Sęk w tym, że niektórym placówkom pełne wyposażenie jest niepotrzebne. Przykład? Laboratorium czy tomograf w małym szpitalu chirurgii jednego dnia, gdzie pacjent i tak trafia zdiagnozowany i z kompletem badań.
Bez gwarancji
Dyskusja o sieci szpitali koncentruje się głównie wokół losu samych placówek medycznych i ich właścicieli. Projekt ustawy nie odnosi się do problemu kolejek i jakości świadczeń. Tego wątku nie uwzględniono też przy ocenie skutków regulacji. Ale pojawił się on w czasie konsultacji społecznych. – Podnoszono argumenty, że kryteria faworyzujące duże placówki bardzo negatywnie odbiją się na kondycji małych i średnich szpitali, przez co reforma może przynieść skutek odwrotny od zakładanego: kolejki do specjalistów mogą jeszcze się wydłużyć – przypomina mecenas Najbuk.
W przeszłości, gdy szpital tracił kontrakt w wyniku nowego rozdania pieniędzy przez NFZ lub zerwania kontraktu, chorzy musieli radzić sobie sami. Przez lata czekali w kolejkach tylko po to, by usłyszeć, że zabiegu czy operacji nie będzie. Tak było np. w przypadku osób zapisanych w Sensor Cliniq, placówce okulistycznej, która w 2013 r. straciła kontrakt.
Dziś art. 20 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 1793 ze zm.) mówi, że w razie zakończenia umowy NFZ z placówką pacjent otrzymuje zaświadczenie o tym, kiedy miał mieć zabieg. A placówki muszą w swoich kolejkach uwzględnić dodatkowe osoby i brać pod uwagę, w jakich terminach pierwotnie miały one planowane operacje. Ale w praktyce nie oznacza to, że gdy pacjentowi w szpitalu X wyznaczono zabieg na 17 października 2017 r., to po przejściu do szpitala Y termin ten zostanie utrzymany. Placówki mogą wydłużać kolejki: albo swoim chorym, albo tym przejętym od innych.
– Gdy przygotowywano przepisy, zakładano, że takie sytuacje będą się zdarzały rzadko. Ale gdy zacznie funkcjonować sieć szpitali, może ich być znacznie więcej. A projekt nie przewiduje żadnej nowej procedury w tym zakresie – podkreśla adwokat Juliusz Krzyżanowski z kancelarii WKB Wierciński, Kwieciński, Baehr.
Wtóruje mu Byszewski z Pracodawców RP. – To, że taki problem się pojawi, jest pewne także z tego względu, że wielu specjalistów nawet po stracie kontraktu z NFZ nie przejdzie do publicznych szpitali ze względu na wysokość zarobków – ocenia.
Resort uspokaja
– Pośpiesznie wprowadzane w służbie zdrowia zmiany niepokoją nie tylko środowisko lekarskie i ekspertów, ale także pacjentów – komentuje Dagmara Samselska, przewodnicząca Unii Stowarzyszeń Chorych na Łuszczycę. Wyjaśnia, że osoby z tą chorobą poza publicznymi oddziałami szpitalnymi korzystają też z prywatnych, które uzupełniają lukę w dostępie do specjalistów. – W obliczu zapowiadanych zmian obawiamy się, że te ośrodki zostaną zamknięte – dodaje.
Niepokoją także zapowiedzi MZ, że szpitale w sieci będą dostawać ryczałt na leczenie i nie mogą liczyć na zapłatę nadwykonań, czyli świadczeń dla dodatkowo przyjętych chorych. W tym roku ryczałt określony zostanie na podstawie tego, ile konkretna placówka otrzymała pieniędzy z NFZ w 2015 r. Co jeśli w lipcu zacznie przyjmować pacjentow z kolejek w innych szpitalach?
Resort zdrowia w odpowiedzi na nasze pytania stwierdził, że wprowadzenie sieci szpitali nie będzie prowadziło do zmniejszenia liczby udzielanych świadczeń ani nie będzie skutkowało utratą przez pacjentów miejsc na listach oczekujących. Powołał się przy tym na wymienione wcześniej przepisy o przenoszeniu pacjentów.
Ponadto w projekcie ustawy znalazł się wentyl bezpieczeństwa, który umożliwi wpisanie do sieci placówki, która nie spełnia kryteriów. W sytuacji gdy szef oddziału NFZ zauważy, że bez jakiegoś szpitala nie uda się zapewnić właściwego poziomu opieki, może poprosić ministra zdrowia o dopisanie go do listy. Z drugiej jednak strony projekt nie przewiduje żadnego mechanizmu kontroli, który umożliwiłby płatnikowi publicznemu monitorowanie poziomu dostępności do świadczeń.
Zmieniona ustawa o sieci
Nową wersją projektu Rada Ministrów zajmie się 14 lutego. Ponieważ budzi wiele kontrowersji, a prace nad nią w ramach samego rządu przeciągały się, to teraz ma być procedowana w trybie pilnym. A to oznacza, że przez parlament może przejść błyskawicznie.
W kwestiach merytorycznych nowy projekt niewiele zmienia. Do ustawy dodano część zapisów z planowanego rozporządzenia określającego, jakie rodzaje oddziałów szpitalnych mogą wejść w sieć na różnych jej poziomach – placówki w sieci będą mieć różne kategorie, np. I, II, III stopnia, ogólnopolskie czy onkologiczne (tej części jednak nie konsultowano).
Proponowane przepisy dotyczą fundamentalnej zmiany w podziale pieniędzy na leczenie, ale muszą być uchwalone bardzo szybko. Maksymalnie do 27 marca szefowie oddziałów NFZ muszą opublikować listy szpitali i konkretnych oddziałów zakwalifikowanych do sieci. – Zostało więc bardzo mało czasu na uchwalenie i wejście w życie ustawy i rozporządzeń wykonawczych – zwraca uwagę Jerzy Gryglewicz, ekspert Uczelni Łazarskiego.
Sieć ma zacząć działać 1 lipca. Przedstawiciele placówek medycznych, zwłaszcza prywatnych, apelują, by ze zmian zrezygnować lub choć przeprowadzić ich pilotaż. Sprawdzić m.in., jak budowa sieci wpłynie na dostępność i jakość świadczeń. Większość zgłaszanych w konsultacjach poprawek (nawet przez NFZ) odrzucano, a uwagi dotyczące projektów rozporządzeń w ogóle nie były uwzględniane. MZ twierdzi, że zrobi osobne konsultacje w tej sprawie.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama