Główny inspektor transportu drogowego cofnął firmie Bolt licencję pośrednika w przewozie osób. Przedsiębiorca odwołał się od decyzji.

Jedna z firm straciła uprawnienia do wykonywania transportu drogowego w zakresie pośrednictwa przy przewozie osób po trwającym od jesieni 2022 r. postępowaniu administracyjnym. – Przedsiębiorca złożył wniosek o ponowne rozpatrzenie sprawy. Sprawa jest w drugiej instancji – mówi rzeczniczka GITD Monika Niżniak. Odwołanie bada biuro prawne inspekcji i powinno zostać rozpatrzone w ciągu kilkunastu dni. GITD konsekwentnie nie ujawnia, o jaką firmę chodzi. Nam udało się potwierdzić, że sprawa dotyczy Bolta.

Według GITD powodem decyzji miało być zlecanie wykonywania przewozów firmom i przedsiębiorcom, którzy nie posiadali stosownych licencji. Zarzutów było jednak więcej. Wylicza je znający sprawę Tadeusz Stasiów, prezes Samorządnego Związku Zawodowego Taksówkarzy RP. – To np. niezgodne z prawem użytkowanie aplikacji do rozliczania za przewozy. To też zatrudnianie kierowców na lewo, czyli np. na jedną szesnastą etatu, podczas gdy faktycznie jeżdżą oni niemal przez całą dobę. Wśród zarzutów jest również niezgłaszanie pracowników do żadnego urzędu – mówi Stasiów. Dodaje, że nawet jeśli cofnięcie licencji uprawomocni się, to i tak Bolt nadal będzie zapewne świadczył usługi, bo będzie pośredniczył w przewozach poprzez inną spółkę. Bolt latem 2022 r. założył nowy podmiot, Bolt Ride sp. z o.o. Zaczął on działać równolegle do dotychczasowej firmy Bolt Services. Spółka w odpowiedzi na pytania DGP nie przyznała, że GITD prowadził postępowanie wobec niej. – Działamy w Polsce w oparciu o ważną licencję pośrednika w przewozie osób taksówką – zaznacza tylko Martyna Kurkowska, rzeczniczka Bolta w Polsce.

Do utworzenia nowej spółki doszło już po tym, gdy stało się głośno o przypadkach molestowania pasażerek przez kierowców jeżdżących pod szyldem przewoźników zamawianych przez aplikację. Przedstawiciele Bolta nie chcą ujawnić, po co został założony nowy podmiot ani która spółka zleca teraz przewozy. W odpowiedzi na pytania DGP firma pisze, że „zmiany korporacyjne, w tym te dotyczące nowej spółki, wprowadzane są w związku ze zmianami operacyjnymi”. Firma twierdzi też, że zaostrzyła wymagania wobec kierowców. – Kierowcy świadczący usługi za pośrednictwem aplikacji Bolt muszą obowiązkowo przejść przez rygorystyczny proces weryfikacji następujących dokumentów: dowodu tożsamości, prawa jazdy, zaświadczenia o niekaralności, potwierdzenia przejścia badań medycznych i psychologicznych, wydawanego przez urząd miasta identyfikatora kierowcy taxi oraz zdjęcia kierowcy – wskazuje Kurkowska.

– Dokumenty kierowców są weryfikowane przez ekspertów z naszego zespołu lub osobiście w punkcie obsługi kierowców w Warszawie. Planowane jest otwarcie kolejnych 27 punktów w Polsce – dodaje. Kurkowska mówi, że zaostrzenie procesu weryfikacji skutkowało usunięciem w styczniu z platformy Bolt ponad 8 tys. kierowców. – Od tego czasu ok. 30 proc. z nich dostarczyło brakujące dokumenty, co pozwoliło na ponowne umożliwienie im współpracy z platformą. Pozostali, którzy nie przedstawili obowiązkowych dokumentów, pozostają trwale zablokowani i nie mogą wykonywać przejazdów z naszą aplikacją – podkreśla Kurkowska.

Stowarzyszenie Miasto Jest Nasze twierdzi, że przyjęte kilka lat temu prawo zwane „lex Uber” nie ucywilizowało rynku przewozowego. „W efekcie znaczącego obniżenia wymagań prawnych dla tego typu przewozów doszło do pogorszenia poziomu bezpieczeństwa osobistego pasażerów, spadku kwalifikacji kierowców, a w konsekwencji również poziomu bezpieczeństwa drogowego” – piszą działacze MJN na stronie internetowej. Dodają, że problemem są zwłaszcza przypadkowi kierowcy, nierzadko bez prawa legalnego pobytu w Polsce, z fałszywymi dokumentami, weryfikowani jedynie na podstawie skanów dokumentów. MJN dodaje, że kierowcy nie muszą mieć obecnie licencji taxi, a Uber, Bolt czy Free Now współpracują głównie z partnerami flotowymi. W efekcie to te duże firmy posiadające nierzadko po kilkaset samochodów, a nie sam Uber czy Bolt, kontraktują kierowców.

To również partnerzy flotowi mają licencje taxi, a w pojazdach w najlepszym razie znajdują się wyłącznie wypisy z licencji (przypisane do pojazdów, a nie do kierowców). MJN proponuje w odpowiedzi likwidację możliwości użyczania wypisów licencji taxi przypisanych do samochodów i przywrócenie licencji dla konkretnego kierowcy. Z kolei aby zapobiec przenoszeniu biznesu do innej spółki, zdaniem stowarzyszenia MJN, powinien pojawić się wymóg certyfikowania aplikacji i powiązania jej z jednym konkretnym podmiotem pośredniczącym. Zmiany w przepisach, które miałyby poprawić bezpieczeństwo podróżnych korzystających z przewozów na aplikację, zapowiedział Janusz Cieszyński, pełnomocnik rządu ds. cyberbezpieczeństwa. Propozycją za tydzień zajmie się sejmowa komisja infrastruktury.

W zmienionej regulacji mają zostać wprowadzone zapisy o tym, że firmy będą musiały dokładniej weryfikować tożsamość potencjalnych kierowców, ich uprawnienia do kierowania pojazdem oraz niekaralność, a także sprawdzać, czy kurs rzeczywiście wykonuje osoba, która jest u nich zatrudniona. Każdy potencjalny kierowca będzie musiał zgłosić się osobiście do przedsiębiorstwa jeszcze przed rozpoczęciem z nim współpracy. Trzeba będzie zostawić swoje zdjęcie, przedstawić prawo jazdy i zaświadczenie o niekaralności. Jeśli kierowca posiada polskie prawo jazdy, firma będzie musiała sprawdzić autentyczność dokumentu w rządowej Centralnej Ewidencji Pojazdów i Kierowców. Propozycje nie podobają się jednak taksówkarskim związkom zawodowym. Uważają oni, że zmiany niewiele pomogą. ©℗