Lokalne władze alarmują, że mają problem z zaplanowaniem w swoich budżetach przyszłorocznej edycji nieodpłatnej pomocy prawnej. Do tej pory nie wiedzą bowiem, ile pieniędzy na ten cel dostaną od rządu.
W projekcie przyszłorocznego budżetu na funkcjonowanie programu darmowej pomocy prawnej państwo zabezpieczyło niemal 100 mln zł (z czego część ma wrócić do niego w postaci VAT). Ale samorządowcy nie wiedzą, jaką konkretnie kwotę otrzymają z tych środków. W efekcie mogą mieć problemy z powierzeniem prowadzenia części punktów organizacjom pozarządowym. Zgodnie z przepisami powinni zrobić to do 30 listopada.
To niejedyny problem powiatów, które są odpowiedzialne za realizację rządowego programu. Otóż pieniądze na pomoc prawną należy zapisać w przyszłorocznych budżetach. Jak wyjaśniają władze Krakowa, chodzi o kwestię formalnego zabezpieczenia i przekazania środków na to zadanie w formie dotacji. Istnieje też obawa, że powtórzy się sytuacja z początku tego roku. – Generalnie zadanie udzielania nieodpłatnej pomocy prawnej jest realizowane przez powiaty po raz pierwszy od początku tego roku. Okazało się, że na koniec 2015 r. nie było zabezpieczonych środków w budżecie państwa na ten cel i zadanie to Kraków musiał realizować z uwzględnieniem formalnych zapisów budżetowych na podstawie promesy wojewody małopolskiego z końca października 2015 r. – przypomina Jan Machowski z krakowskiego magistratu. Dotację miasto otrzymało dopiero 19 stycznia 2016 r., a więc dawno po uchwaleniu lokalnego budżetu.
Niepewna sytuacja jest także w powiecie ostrzeszowskim. – Czekamy na ruch ze strony wojewody – mówi starosta Lech Janicki. Skarbnik powiatu ostrzeszowskiego Czesław Mitmański dodaje, że otrzymanie przez samorząd promesy, zamiast realnej dotacji, utrudnia organizację systemu. – Już w tamtym roku dostaliśmy promesę, którą trzeba było wpisać do budżetu. Choć regionalna izba obrachunkowa uznała, że wszystko jest w porządku, my nie chcieliśmy tego robić, bo była to rezerwa, która miałaby zostać uruchomiona dopiero w ciągu 2016 r. A przecież aby organizować przetargi na obsługę punktów, trzeba mieć zabudżetowaną konkretną kwotę. Obawiamy się, że sytuacja powtórzy się w tym roku – wyjaśnia skarbnik.
Sytuację dodatkowo komplikuje zapowiedź zmian w programie. – W ustawie jest mowa o tym, że minister sprawiedliwości po roku funkcjonowania nieodpłatnej pomocy ma dokonać jej oceny. Z informacji przekazanych wcześniej przez resort wynika, że będą rozważane ewentualne zmiany w przepisach na bazie zebranych danych i doświadczeń – dodaje Machowski.
Ministerstwo do tej pory nie poinformowało powiatów, na jakich zasadach – dotychczasowych czy nowych – będzie funkcjonować program w 2017 r. Na nasze pytanie w tej sprawie odpowiedziało, że nie przewiduje żadnych zmian.
Tymczasem samorządowcy twierdzą, że potrzebna jest zmiana zasad finansowania nieodpłatnej pomocy. Bo obecnie pieniądze są często wydawane niegospodarnie. – To, że do prawników zgłasza się wiele osób nieuprawnionych do takiej pomocy, powoduje, że pracownicy takich punktów w jakiejś mierze dostają pieniądze za nicnierobienie, bo otrzymują wynagrodzenie ryczałtowe – twierdzi jeden z samorządowców.
I tak na naszą prośbę Warszawa podliczyła, że tylko w pierwszych pięciu miesiącach działania programu jedna porada prawna kosztowała 156,36 zł, a godzina pracy prawnika (zakładając uśrednioną liczbę 84 godzin pracy punktu nieodpłatnej pomocy prawnej w miesiącu) wyniosła 59,47 zł. Porada była udzielana raz na ok. 2,5 godziny.
Dochodzi też do absurdalnych sytuacji wynikających z założeń systemowych. Jedna z form nieodpłatnej pomocy dotyczy sporządzenia projektu pisma o zwolnienie od kosztów sądowych lub ustanowienie pełnomocnika z urzędu w postępowaniu sądowym (podobnie – ustanowienie adwokata, radcy prawnego, doradcy podatkowego lub rzecznika patentowego w postępowaniu sądowoadministracyjnym). – Osoby, którym adwokat czy radca prawny sporządził pismo o ustanowienie adwokata z urzędu, nie uzyskują sądowej zgody, ze względu na sporządzenie pisma w sposób profesjonalny i przyjęte przez sąd mylne założenie, że poradzą sobie bez dodatkowego wsparcia – wskazuje Michał Różycki z urzędu miasta w Kielcach.