Minister sportu i turystyki Witold Bańka chce ograniczyć sponsorowanie sportu wyczynowego przez samorządy lub wręcz ustalić proporcje między wspomaganiem profesjonalistów i amatorów. Twierdzi, że „rozbestwiono” duże kluby, co spowodowało, że nie mają one ochoty starać się o sponsorów. Ich działacze wolą wywrzeć presję na radnych, by przegłosowali budżet dla nich, niż szukać prywatnych inwestorów.
Minister sportu i turystyki Witold Bańka chce ograniczyć sponsorowanie sportu wyczynowego przez samorządy lub wręcz ustalić proporcje między wspomaganiem profesjonalistów i amatorów. Twierdzi, że „rozbestwiono” duże kluby, co spowodowało, że nie mają one ochoty starać się o sponsorów. Ich działacze wolą wywrzeć presję na radnych, by przegłosowali budżet dla nich, niż szukać prywatnych inwestorów.
Wiele wskazuje na to, że tak jest. Wszyscy przedstawiciele samorządów, z którymi rozmawialiśmy, przyznają, że sponsorują wielki sport, choć na różne sposoby. Bo buduje to markę miasta, jego prestiż. To ich zdaniem wciąż jeden z najtańszych i najskuteczniejszych sposobów promocji miast i gmin. Są takie, które mają wręcz własne kluby. Ale z kolei na to, że duże zaangażowanie samorządu w sport może nie przynieść spodziewanych efektów, zwraca uwagę Grzegorz Kita, założyciel Sport Management Polska i były dyrektor generalny Legii Warszawa. Przypomina, że w ostatnim sezonie Ekstraklasy z ligi spadły dwa zespoły – obydwa zarządzane samorządowo (Górnik Zabrze i Podbeskidzie Bielsko-Biała).
Sam sposób sponsorowania wielkiego sportu wynika niekoniecznie z preferencji samorządowców. Także z niejednorodnych orzeczeń sądowych i wskazań regionalnych izb obrachunkowych. Na szczęście problem ten odchodzi już chyba do lamusa. Z niektórych orzeczeń sądów i regionalnych izb obrachunkowych wynikało bowiem, że udzielenie dotacji powinno nastąpić zgodnie z ustawą o działalności pożytku publicznego i o wolontariacie (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 239 ze zm.), a nie na podstawie ustawy z 25 czerwca 2010 r. o sporcie (t.j. Dz.U. z 2016 r. poz. 176 ze zm.). Tegoroczne wyroki Naczelnego Sądu Administracyjnego wskazują jednak, że możliwe jest dotowanie klubów na podstawie obu tych ustaw.
Wydaje się więc, że prawne wątpliwości się zmniejszą. Jednak nad proporcjami między dokładaniem do profesjonalnego i amatorskiego sportu trzeba będzie sporo popracować. Zwłaszcza że program 500+ dał pewien finansowy luz rodzinom wielodzietnym. Część z nich zapewne wyśle swoje latorośle na zajęcia sportowe. Gdyby udało się do tego dodać finansowanie ze strony gminy i wsparcie organizacji pozarządowych, efekty mogłyby okazać się doskonałe. I to nie tylko w sporcie. Także w późniejszym, zwykłym życiu.
A gladiatorzy? O nich też nie można zapomnieć. Kto jak nie Lewandowski, Błaszczykowski, Majka czy Włodarczyk rozbudza wyobraźnię młodych, daje przykład, że wytrwałe treningi i hart ducha, a nie nieustanne śledzenie ekranu komputera lub komórki, pozwalają dojść na szczyt niezależnie od tego, skąd kto pochodzi. Ale przekonanie, że ustawa określi, ile wolno przeznaczyć na wielkich, a ile na kluby i obiekty sportowe dla amatorów, wydaje się utopią.
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama
Reklama
Reklama