Dzień przed świętem służby cywilnej, które przypada na 17 lutego, na stronie rządowej pojawiła się informacja, że premier Donald Tusk odwołał Dobrosława Dowiata-Urbańskiego ze stanowiska szefa służby cywilnej. Do czasu powołania jego następcy osobą zastępującą została Edyta Szostak, dyrektor generalna w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów.

Co ciekawe, w komunikacie nie znalazło się nawet zdanie uznania za osiem lat pracy na tym stanowisku. Odwołany szef służby cywilnej zasłynął m.in. wystąpieniem w Sejmie w marcu 2016 r., kiedy to tłumaczył, że likwidacja konkursów na stanowiskach dyrektorskich i możliwości zatrudniania na podstawie powołania nie spowodowały upartyjnienia korpusu ani też nie doprowadziły do lawiny zwolnień z dotychczasowych stanowisk. Ówczesna opozycja, a obecnie ekipa rządowa, miała inne zdanie na ten temat. Nie dziwiło więc, że po przejęciu władzy przez Koalicję 15 października o jego odwołanie apelowali m.in. urzędnicy, a także środowiska naukowe.

– Zadaniem szefa służby cywilnej było m.in. przygotowanie i przedstawienie Radzie Ministrów projektu strategii zarządzania zasobami ludzkimi w służbie cywilnej. Niestety, zgodnie z ustaleniami Najwyższej Izby Kontroli, tak się nie stało. W następstwie odstąpienia przez Dobrosława Dowiata-Urbańskiego od prac nad projektem strategii nie utworzono w ustawie budżetowej rezerwy na modernizację korpusu i nie zaplanowano pieniędzy dla urzędów administracji rządowej na dofinansowanie realizacji tej strategii. Dobrze się stało, że premier odwołał szefa służby cywilnej – mówi prof. dr hab. Jolanta Itrich-Drabarek z Uniwersytetu Warszawskiego i były członek Rady Służby Cywilnej. Przypomina też, że odwołany szef korpusu nie protestował przeciwko niekorzystnym zmianom zachodzącym w służbie cywilnej w 2015 r.

Krytycznych słów nie szczędzą również związkowcy.

– Niestety Dobrosław Dowiat-Urbański, podobnie jak jego poprzednicy, reprezentował interesy rządu, a nie pracowników korpusu. Nie widzę sensu istnienia tej instytucji. Być może to stanowisko zostanie zlikwidowane. Statystyki, tabelki, sprawozdania, którymi głównie zajmuje się szef służby cywilnej, nie niosą żadnych pozytywnych rezultatów dla urzędników. Natomiast likwidacja tego stanowiska i obsługującego go departamentu przyniesie spore efekty – mówi Robert Barabasz, przewodniczący NSZZ „Solidarność” w Łódzkim Urzędzie Wojewódzkim. Wyjaśnia, że w zamian należy zwiększyć rolę Rady Służby Cywilnej, obecnie określanej publiczną, i zaprosić do jej składu pion organizacji społecznych, w tym związków zawodowych. – Oczekujemy więc zmian systemowych i dbania przez radę o interes urzędników przez nadzór, inspiracje i koordynację – postuluje Barabasz.

Obecna władza jest krytykowana za to, że ma ponad 100 osób na stanowiskach dotyczącej tzw. R (czyli ministrów, wiceministrów, pełnomocników). Stanowisko szefa służby cywilnej również jest w randze wiceministra. Być może premier rzeczywiście nie widzi potrzeby, aby pojawiła się kolejna osoba pełniąca taką funkcję. Zwłaszcza że za poprzednich rządów premier Donald Tusk nie zdecydował się na powołanie przewodniczącego Rady Służby Cywilnej. Wszystkie zadania pełnił wtedy prof. Krzysztof Kiciński z Uniwersytetu Warszawskiego, który zajmował stanowisko wiceprzewodniczącego.

Z naszych informacji wynika, że nie ma chętnych na to stanowisko. Tym bardziej że z jednej strony rząd chce zreformować służbę cywilną i przywrócić konkursy dla dyrektorów, a z drugiej – pojawiają się głosy, że zmiany nie muszą być wprowadzane natychmiast. Obecne narzędzie zatrudniania dyrektorów i zastępców, które wprowadził PiS, jest dla każdej nowej ekipy rządowej bardzo wygodne. Niemal z dnia na dzień można odwoływać osoby wybrane przez poprzedników i zatrudniać nowych, nawet tych bez doświadczenia w administracji.©℗