Nadmierne regulowanie szkolnego życia nie jest ani właściwe, ani zgodne z prawem – przekonują eksperci. Przypominają, że wewnętrzne przepisy mogą określać zasady ubioru uczniów, ale nie powinny odnosić się do ich wyglądu.
Nadmierne regulowanie szkolnego życia nie jest ani właściwe, ani zgodne z prawem – przekonują eksperci. Przypominają, że wewnętrzne przepisy mogą określać zasady ubioru uczniów, ale nie powinny odnosić się do ich wyglądu.
Statuty to jedne z wielu dokumentów, do tworzenia których zobligowani są dyrektorzy szkół i przedszkoli. Często angażują do tego nauczycieli i choć w teorii pomoc prawną powinni świadczyć im prawnicy zatrudnieni w samorządach, to w praktyce zwykle nie mają oni czasu zajmować się analizą wewnątrzszkolnych dokumentów. Dlatego pojawiają się tam błędy logiczne, merytoryczne i prawne. Szefowie placówek i nauczyciele tłumaczą, że nie są prawnikami i trudno od nich wymagać legislacyjnej skrupulatności. - W niemal każdym statucie możemy dopatrzyć się mniejszych lub większych nieprawidłowości. Wyjaśnienia dyrektorów, że nie są prawnikami, a dostęp do radców prawnych w gminie mają ograniczony, nie są żadnym usprawiedliwieniem - ocenia jednak Daniel Sjargi, wiceprezes zarządu Stowarzyszenia Umarłych Statutów.
Zagadnienia, jakie powinny się pojawić w treści statutów, są określone w art. 98 prawa oświatowego (t.j. Dz.U. z 2021 r. poz. 1082 ze zm.). Mimo tego jest do nich wpisywanych wiele regulacji, które nie powinny się tam znaleźć. W efekcie statuty stają się często opasłymi dokumentami, których przepisy wzajemnie się wykluczają i powodują, że są niezgodne z aktami wyższej rangi, jak rozporządzenia lub ustawy.
- Są regulacje, które można wyeliminować bez udziału prawnika. Na przykład stwierdzenie, że ocenę celującą można otrzymać po napisaniu sprawdzianu powyżej 100 proc., co jest absurdem matematycznym. Albo możliwość złożenia skargi przez ucznia, ale z zastrzeżeniem, że gdy rozpatrzy ją dyrektor i okaże się ona niezasadna, trzeba będzie przeprosić nauczyciela lub posądzony organ szkoły pod groźbą obniżenia oceny z zachowania. A jeżeli skargę składał rodzic, statut straszy odpowiedzialnością odszkodowawczą - wylicza Daniel Sjargi.
Nadmierne regulacje, które często zakrawają na absurd, wskazują również oświatowe związki zawodowe. - My mieliśmy przykłady takich statutowych zapisów jak np. zakaz uprawiania seksu na terenie szkoły i poza nim - potwierdza Krzysztof Baszczyński, wiceprezes Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Jedną z najbardziej spornych kwestii jest to, jak dalece szkolny statut może ingerować w wygląd uczniów. Damian Jaworek, warszawski rzecznik praw uczniowskich, w wywiadzie z DGP przekonywał, że zgodnie z prawem oświatowym statut może regulować sposób ubierania się, ale szkoła nie powinna zabronić ani karać za farbowanie włosów, makijaż, malowanie paznokci, bo to już dotyczy cielesności. W tej kwestii jednak eksperci i prawnicy są podzieleni. - Temat regulowania wyglądu uczniów budzi kontrowersje, ale ustawa - Prawo oświatowe wprost stanowi, że statut szkoły może określać zasady ubioru, o wyglądzie nie wspomina. Dlatego farbowanie włosów czy makijaż nie powinny być podstawą do karania uczniów - mówi Daniel Sjargi.
- Przestrzegamy przed nadmiernym regulowaniem szkolnego życia, zachowania w klasie czy też stroju. Jednak dorośli, czyli również nauczyciele, powinni wskazywać granice wyglądu i stroju, by uczniowie wiedzieli, że do pracy nie można chodzić z brzuchem na wierzchu. Jest to także nasza działalność wychowawcza i dydaktyczna. Tego typu kwestie powinny być regulowane np. w programach profilaktyczno-wychowawczych, a niekoniecznie w statutach - wskazuje Marek Pleśniar, dyrektor biura Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Kadry Kierowniczej Oświaty.
Inną sporną kwestią są usprawiedliwienia. - Nauczyciel ma prawo wiedzieć, z jakiego powodu dziecko nie było w szkole, ale już żądanie dodatkowego zaświadczenia od lekarza jest niezasadne, bo ten nie ma obowiązku wystawiania takiego dokumentu, jak np. zwolnienia lekarskiego dla racownika - mówi Daniel Sjargi.
Szefowie placówek przyznają, że czasami przesadzają z regulacjami. - Dyrektorzy i ich doradcy wpisują do statutu zbyt dużo różnych rzeczy. Zachęcamy do tworzenia jak najprostszych statutów. Jeśli zbyt dużo kwestii będziemy w tym dokumencie regulować, to po kilu latach będzie on przypominał relikt będący powodem żartów, a nawet kompromitacji - mówi Marek Pleśniar. Potwierdzają to prawnicy. - Statut szkoły to dość istotny dokument, ale nie oznacza to, że należy go nadmiernie rozbudowywać - podkreśla Łukasz Łuczak, adwokat i ekspert ds. prawa oświatowego. Jego zdaniem nieprawidłowości w tym zakresie biorą się głównie stąd, że tworzenie statutów jest pozostawione dyrektorom i radom pedagogicznym bez zapewnienia im wsparcia prawnego.
Stowarzyszenie, które działa na rzecz przejrzystości tych dokumentów, wysuwa podobne postulaty i przedstawia nawet gotowe rozwiązania. - Statuty powinny być pisane przystępnym językiem, zrozumiałym dla uczniów i rodziców, a także zgodne z ustawami i rozporządzeniami. Wskazane jest również, aby co najmniej raz w roku weryfikować aktualność statutu. Dlatego bezpłatnie udostępniamy wzór takiego statutu, który ma bardzo dobre recenzje i nie jest obszerny, ogranicza się do podstawowych wymogów wynikających z przepisów prawa oświatowego - mówi Daniel Sjargi.©℗
OPINIA
Statuty mają obowiązywać uczniów, nauczycieli - niekoniecznie
/>
Statut ma być taką szkolną konstytucją, powinien regulować najważniejsze sprawy, wtym także prawa iobowiązki. Ito zarówno po stronie uczniów, jak inauczycieli oraz ogólnie szkoły.
Uważam, że generalnie statuty są zbyt obszerne, to jedna zich największych wad. Wynika to zprzepisów prawa oświatowego, które nakłada, szczególnie na szkoły publiczne, obowiązek zawierania wnich bardzo wielu szczegółowych uregulowań, wtym warunków isposobu oceniania wewnątrzszkolnego, które dawniej mogły być oddzielnym dokumentem. Wefekcie powstają dokumenty kilkudziesięciostronicowe, które ztrudem daje się czytać. Regulacje dla szkół niepublicznych są mniejsze, aich statuty zwykle znacznie lepiej pasują do potrzeb uczniów iszkoły.
Można zaobserwować pęd do wpisywania do statutów także rozwiązań iprzepisów, których prawo nie wymaga. Az drugiej strony są tam zapisy, które niewiele znaczą. Dobrym przykładem są cele izadania szkoły. Oczywiście we wszystkich statutach powtarzają się niemal identyczne zapisy, bo co nowego można jeszcze wymyślić? Itych kilkadziesiąt punktów jest całkowicie martwych, bo opisują itak inną rzeczywistość niż realna szkoła. Często też są powtarzane zapisy zustaw, ato nie powinno mieć miejsca, gdyż jest to niezgodne zzasadami dobrej legislacji, aakty tego rodzaju nie mogą modyfikować obowiązujących przepisów, co czasem próbują robić. Itrzeba pamiętać, że działanie statutu ogranicza się do szkoły iżycia szkolnego.
Chyba najciekawszą sprawą są prawa iobowiązki uczniów. Prawo oświatowe pozwala na określenie wstatucie jedynie właściwego zachowania, zasad ubioru na terenie szkoły, warunków wnoszenia ikorzystania ztelefonów komórkowych iurządzeń elektronicznych. Tymczasem już samo porównanie objętości regulacji dotyczących praw iobowiązków daje wyobrażenie, co jest ważniejsze. Prawa są opisane niezwykle ogólnie, za to szeroko opisuje się, czego uczniom nie wolno.
Najgorsze jednak wpraktyce jest podejście do przepisów statutowych. Bo mają one obowiązywać uczniów, szczególnie co do nakazów izakazów, zaś szkoły inauczyciele traktują te akty bardzo wybiórczo. Wymownym przykładem są przepisy osprawdzianach, ich liczbie izakresie, które są notorycznie nieprzestrzegane przez nauczycieli.©℗
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Reklama
Reklama