Zlikwidujmy szkoły, bo drogie. Obetnijmy pieniądze na kulturę, bo czekają inwestycje. Samorządowcy tak bardzo uwierzyli, że mają być sprawnymi menedżerami, iż zapomnieli, co jest ich głównym zadaniem – troska o jakość życia mieszkańców.
Uwolnijmy na chwilę wyobraźnię. Rząd forsuje, Sejm uchwala, a prezydent podpisuje likwidację Karty nauczyciela. Samorządy, do tej pory tłamszone ustawowymi ograniczeniami, mają wolną rękę w zarządzaniu oświatą. Nie ma absurdalnego 18-godzinnego pensum, a wysokość płac od tej chwili ustala pracodawca. Publicyści i eksperci, którzy uważają kartę za hamulec rozwoju edukacji, która tłamsi niezależność samorządów, oddychają z ulgą, bo oto pada jeden z ostatnich bastionów socjalizmu. Precz z przywilejami, takie same zasady dla wszystkich. Jeszcze tylko rolnicy, górnicy, policjanci i żołnierze, i w końcu będzie w Polsce sprawiedliwie.
Prawo wchodzi w życie w roku niewyborczym, bo przed wyborami przecież żaden polityk pętli na szyję by sobie nie zarzucał. Samorządy biorą się do pracy. Wydłużają czas pracy nauczycieli do 40 godzin, oczywiście za tę samą pensję. Argument, że po tylu latach bimbania w końcu trzeba porządnie popracować, może do samych nauczycieli nie trafia, ale publika przyjmuje go ze zrozumieniem, w końcu sama haruje na dwóch etatach. Jako że pracownicy oświaty nie podlegają żadnej dodatkowej ochronie poza ochroną kodeksu pracy, nie ma mianowań i szczebli awansu innych niż ustalone regulaminem zakładu pracy.
Pozostało
92%
treści
Materiał chroniony prawem autorskim - wszelkie prawa zastrzeżone. Dalsze rozpowszechnianie artykułu za zgodą wydawcy INFOR PL S.A. Kup licencję
Powiązane
Reklama