W ubiegłym roku udało się odzyskać od niesolidnych rodziców 43,2 proc. kwot wypłaconych ich dzieciom w ramach Funduszu Alimentacyjnego. W 2019 r. było to 41 proc.

Z danych przekazanych DGP przez Ministerstwo Rodziny i Polityki Społecznej wynika, że w 2020 r. na wypłatę świadczeń z Funduszu Alimentacyjnego (FA) budżet państwa wydał 1,06 mld zł. W tym samym czasie dzięki działaniom podejmowanym przez gminy oraz komorników udało się od dłużników wyegzekwować 460,5 mln zł. Oznacza to, że stopa dokonanych zwrotów w relacji do wydatków na świadczenia wynosiła 43,2 proc. Wskaźnik ściągalności należności do FA poprawił się więc w porównaniu do 2019 r., ale tylko w ujęciu procentowym. Łączna kwota odzyskana od dłużników była bowiem o 1,5 mln zł niższa.
Mniej świadczeń
Obowiązujący od 2008 r. FA przez wiele lat miał niski odsetek zwrotów od dłużników, utrzymywał się on na poziomie 12–13 proc. Sytuacja zaczęła się zdecydowanie zmieniać dopiero od 2016 r. i od tamtego czasu ściągalność rosła. Ten trend utrzymał się również w ubiegłym roku. Poprawie statystyk w poprzednich latach sprzyjały dobra kondycja gospodarki i niskie bezrobocie. Nie bez znaczenia była też nowelizacja kodeksu karnego w zakresie ścigania za przestępstwo uporczywej niealimentacji. Doprecyzowała ona przepisy w taki sposób, aby jednoznacznie wskazywały, kiedy można pociągnąć rodzica do odpowiedzialności za uchylanie się od płacenia alimentów na dzieci.
– Trzeba pamiętać, że z uwagi na systematycznie malejącą liczbę dzieci, które są uprawnione do świadczeń z FA, zmniejszają się wydatki budżetu państwa na ten cel. Ma to bezpośrednie przełożenie na procentowy wskaźnik zwrotów – mówi Robert Damski, komornik przy Sądzie Rejonowym w Lipnie, członek zespołu ds. alimentów powołanego przez RPO.
Dorota Herman z Fundacji KiDS dodaje, że kryterium dochodowe, które sprawia, że wiele dzieci pozostaje poza systemem wsparcia z FA, zgodnie z rządowymi planami ma być zamrożone do 2023 r. W efekcie można się spodziewać, że w kolejnych latach będzie coraz mniej bieżących świadczeń, będą natomiast wpływać zwroty od rodziców (w tym za wcześniejsze lata) i właśnie dlatego odsetek oddawanych przez dłużników kwot może dalej rosnąć.
Mała stabilizacja
Dotychczas było tak, że razem z procentowym wskaźnikiem rosła też łączna kwota odzyskiwana od dłużników. W ubiegłym roku stało się jednak inaczej, bo wyniosła ona 460,5 mln zł, podczas gdy w 2019 r. było to 462 mln zł.
– Nie jest to duża różnica, więc mamy do czynienia ze swego rodzaju stabilizacją – kwoty zwracane przez dłużników alimentacyjnych utrzymały się praktycznie na dotychczasowym poziomie. Niemniej zobaczymy, jak to będzie wyglądać w kolejnych latach, bo może się okazać, że jest to maksimum tego, co przy obecnie obowiązujących rozwiązaniach można od nich wyegzekwować – wskazuje Justyna Żukowska-Gołębiewska, prezes Stowarzyszenia Poprawy Spraw Alimentacyjnych – Dla Naszych Dzieci.
Zdaniem Doroty Herman odnotowany spadek może być związany z epidemią koronawirusa. – W tym przypadku możemy mówić o dwóch grupach dłużników. Pierwsza z nich to osoby, które z powodu wprowadzanych obostrzeń faktycznie straciły pracę lub ich dochody się obniżyły i mają problemy z regulowaniem swoich należności. Do drugiej należą rodzice, którzy tylko próbują podciągnąć pod epidemię uchylanie się od płacenia alimentów– tłumaczy.
Bez taryfy ulgowej
Chociaż w skali całego kraju wzrost procentowego wskaźnika ściągalności nie przełożył się bezpośrednio na wysokość kwot zwracanych przez niesolidnych rodziców, to w części samorządów taki efekt został osiągnięty. Tak stało się np. w Toruniu, Gdańsku, Łodzi i Rzeszowie.
– W 2019 r. wypłata świadczeń kosztowała 4,28 mln zł, dłużnicy alimentacyjni oddali w sumie 1,56 mln zł, a stopa zwrotów sięgnęła 36 proc. Rok później było to już odpowiednio 4 mln zł i 1,73 mln zł oraz 43 proc. – informuje Eliza Kochanowska-Pięciak, zastępca dyrektora Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Rzeszowie.
Podobnie było w Olsztynie, w którym wydatki na FA wynosiły w 2020 r. 4,95 mln zł, a od rodziców udało się wyegzekwować prawie 1,8 mln zł, co stanowi 36,15 proc. Rok wcześniej na świadczenia poszło 5,22 mln zł, rodzice oddali 1,54 mln zł, a procentowy wskaźnik sięgnął prawie 30 proc.
– Mimo epidemii nie było żadnej taryfy ulgowej dla dłużników alimentacyjnych, wykonywaliśmy wszystkie działania przewidziane przepisami, takie jak chociażby wzywanie ich na wywiady alimentacyjne – podkreśla Katarzyna Pasławska, zastępca dyrektora MOPS w Olsztynie.
Małgorzata Urbańska, zastępca dyrektora MOPR w Białymstoku – gdzie zwroty w ujęciu kwotowym nieco spadły – dodaje, że w trakcie ich przeprowadzania niektórzy dłużnicy wskazywali COVID-19 jako główną przyczynę niełożenia na utrzymanie dzieci.
Robert Damski przekonuje jednak, że w dużych miastach epidemia mogła nie odbić się tak bardzo niekorzystnie na sytuacji dłużników jak w małych miejscowościach i wsiach, gdzie źródłem utrzymania są często prace sezonowe w rolnictwie i budownictwie. Stąd w ogólnopolskich statystykach odnotowany jest niewielki spadek.