Potrzebna jest procedura naprawcza dla gmin, które sobie nie radzą - twierdzi Magdalena Młochowska, wiceminister administracji i cyfryzacji.
Pani resort przygotował listę samorządów, które mogą mieć problem z uchwaleniem budżetów, gdyby nowe regulacje w postaci indywidualnego wskaźnika zadłużenia obowiązywały już w tym roku. Mowa o 40 gminach i 8 powiatach. Czy to dowód, że minister finansów przesadził z dokręcaniem śruby samorządom?
Powstanie listy jest tylko bieżącym monitorowaniem sytuacji samorządów. Wcześniej robiliśmy to samo w przypadku gmin i powiatów mających problemy z obecnymi limitami zadłużenia. W 2011 r. były 32 jednostki, które przekroczyły limit 60 proc. zadłużenia, i 55 jednostek, które nie zachowały reguły wynikającej z art. 242 ustawy o finansach publicznych. Teraz mamy 48 jednostek, które potencjalnie przekroczyłyby nowe dopuszczalne wskaźniki wynikające z art. 243 u.o.f.p.
Ile jednostek może trafić na przyszłoroczną listę?
Gdy wyliczaliśmy ten wskaźnik na 2012 r., wychodziło nam 108 jednostek. Teraz to 48. Myślę, że w 2014 r. może się nawet okazać, że tylko z kilkoma jednostkami samorządu terytorialnego będziemy mieć problem.
Co stanie się z tymi samorządami, które w 2013 r. znajdą się w tarapatach finansowych?
Gmina nie będzie mogła uchwalić niezbilansowanego budżetu. Istnieje ryzyko, że będzie musiała to zrobić regionalna izba obrachunkowa. Wyjątkowo, gdzie będziemy mieli do czynienia z dużą skalą problemów i błędów, może zostać wprowadzony zarząd komisaryczny. Przekroczenie jakiegoś wskaźnika np. o 0,5 proc. spowoduje od razu wprowadzenie zarządu komisarycznego. Wkrótce pochylimy się nad propozycjami regionalnych izb obrachunkowych, by wypracować procedurę naprawczą dla samorządów, które sobie nie radzą.
Pani zdaniem to problem systemowy czy konsekwencja błędnych decyzji lokalnych urzędników?
Są jednostki, które mają problem ze zrównoważeniem budżetu, oraz te, które przeszarżowały – zrealizowały więcej inwestycji, niż faktycznie mogły, albo zainwestowały w projekty, do których teraz muszą dokładać. Dobrze, że w tym kontekście mówimy o 48 samorządach, a nie o kilkuset.
Pojawiają się szacunki, że ponad 300 samorządów od przyszłego roku nie będzie w stanie zaciągać nowych długów na inwestycje.
Trzeba odróżnić te samorządy od tych 48, które są w tak trudnej sytuacji, że być może nie będą w stanie uchwalić budżetów. Ale rzeczywiście możemy mieć taką grupę, która nie będzie mogła zaciągać nowych zobowiązań. Pamiętajmy jednak, że po długich konsultacjach nad zmianą ustawy o finansach publicznych strona samorządowa pozytywnie zaopiniowała zmiany przy wskaźnikach zadłużenia.
Chodziło o to, by nowy wskaźnik przedstawiał faktyczną zdolność kredytową jednostek. Obecny, zezwalający na zaciągnięcie długu w wysokości 60 proc. dochodów, jest arbitralny i nie pokazuje potencjału jednostki w generowaniu nadwyżek budżetowych. Inną kwestią jest odpowiedź na pytanie, dlaczego tak jest. Przede wszystkim, czy jest to efekt niedofinansowania samorządów, czy decyzji podejmowanych przez lokalnych włodarzy.
Samorządowcy raczej wskazaliby na to pierwsze. Związek Powiatów Polskich wyliczył, że w 2011 r. do bieżących wydatków na oświatę samorządy musiały dołożyć z własnej kieszeni ponad 10 mld zł.
Nie wszystkie wydatki na oświatę powinny być pokrywane z budżetu państwa. Domeną państwa powinno być bieżące funkcjonowanie systemu oświaty i pensje nauczycieli, ale budowa szkół czy utrzymywanie budynków powinny być finansowane z budżetów samorządów. Subwencja nie musi wystarczać na wszystkie wydatki oświatowe. Ustawa nie precyzuje, na co subwencja ma być konkretnie wydana, stąd spór o standardy świadczenia usług oświatowych.
MAiC namawia samorządy do łączenia się w większe jednostki. Jakie korzyści będą z tego miały?
Zwiększymy zachęty finansowe dla łączenia się (o 5 proc. wyższy wpływ z PIT w ciągu 5 lat). Będzie ono bardziej atrakcyjne dla samorządów, które osiągają niższe niż średnia udziały z PIT, bo będziemy dorównywać do tej średniej. Doprecyzowujemy jeszcze pewne przepisy, np. czy po powstaniu nowej jednostki mają obowiązywać dotychczasowe plany zagospodarowania przestrzennego. Zakładamy, że obowiązują stare plany, dopóki nowa jednostka ich nie zmieni. Ponadto wprowadzimy możliwość powiększenia na jedną kadencję liczby radnych w nowo powstałej jednostce, by nie było obawy o utratę reprezentacji dawnej gminy w nowej radzie.
A co z władzą wykonawczą?
Co do zasady, jeśli łączymy jednostki, to mamy nowe wybory. Dlatego proponujemy powiązanie w czasie wyborów samorządowych z łączeniem nowej jednostki. Mogłoby to mieć miejsce od 1 stycznia 2015 r.
Czyli jeżeli dwóch burmistrzów zechce połączyć siły, będą musieli złożyć rezygnację. To wysoka cena.
W grę wchodzi umiejętność patrzenia ponad własne interesy. Ale zapewniam, że pojawiają się u nas przedstawiciele samorządów, którzy myślą o łączeniu się z innymi, proszą nas o wyliczenia.
Jeśli gminy zaczną masowo się łączyć w większe jednostki, pojawia się pytanie, czy jest wtedy sens utrzymywać powiaty?
Mamy w Polsce ponad 600 gmin, które mają mniej niż 5 tys. mieszkańców, a powiaty mają średnio po 80 tys. mieszkańców. Jest więc duża różnica w skali działania. Przestańmy wreszcie mówić o likwidacji powiatów, to nie jest możliwe do zrealizowania. Dyskusja powinna raczej dotyczyć liczby powiatów.