Wszystkie akty prawne mające wpływ na funkcjonowanie samorządów powinny być obowiązkowo konsultowane ze stroną samorządową. I o to będę zabiegał – mówi nowo wybrany senator Zygmunt Frankiewicz.

Senat przejęła opozycja, w tym m.in. dzięki 11 mandatom uzyskanym przez samorządowców. W jaki sposób lokalne władze wykorzystają teraz ten fakt?

Nasze plany są dość ambitne. Traktujemy Senat jako przyczółek, miejsce, w którym mogą być artykułowane interesy samorządu i nadawany bieg projektom ustaw, na których nam od dawna zależało. Mamy ich już sporo przygotowanych, kolejne są sukcesywnie przygotowywane. W styczniu chociażby przygotowaliśmy projekt ustawy o pracownikach samorządowych, który zawierał propozycję, nowego, spójnego i sprawiedliwego systemu wynagradzania osób sprawujących funkcje kierownicze w samorządach wiceminister Szefernaker zapewnił, że będzie on rychło procedowany, ale wpadł gdzieś „za szafę”. Teraz już nie będzie dało się tak zbywać takich projektów. Liczę, że większość senacka będzie podejmować nasze inicjatywy. A jeśli przyjmie je Senat, wówczas będzie je musiał procedować Sejm.

Sejm, jeśli tylko zechce, utrąci te inicjatywy, bo tam większość wciąż ma PiS.

Czym innym jest nie podjąć dyskusji i po cichu uśmiercić projekt, a czym innym - rozpocząć dyskusję, w której przedstawia się argumenty. Wtedy już nie jest tak łatwo utrącić coś bez konsekwencji politycznych. Różnica jest więc zasadnicza i będziemy korzystali z tej możliwości, po to startowałem do Senatu.

Jakie rzeczy samorządowcy będą chcieli załatwić za pośrednictwem Senatu?

Bardzo ważne są finanse samorządowe. Wielokrotnie mówiliśmy o zagrożeniu samorządu w związku z obniżkami PIT. Te obniżki, choć bardzo pożądane, są finansowane w połowie z pieniędzy samorządowych. Budżet państwa swoje straty może zrekompensować sobie, np. wpływami z VAT. My już takiej możliwości nie mamy. Kiedy w 2007 roku poprzedni rząd PiS obniżył stawki PIT samorządy przez kilka lat cierpiały z powodu stagnacji wpływów z tego najważniejszego dla nich dochodu podatkowego Chcemy więc, żeby takie obniżki o których decyduje rząd nie odbywały się kosztem dochodów samorządów. Chcielibyśmy też doprowadzić do sytuacji, w której - gdy jakiś organ administracji rządowej podejmuje decyzje dotyczące działań samorządów, szczególnie zadań własnych, i gdy te działania powodują skutki finansowe - rekompensowane były związane z tym koszty. Klasycznym przykładem jest tu decyzja kuratora w sprawie sieci szkół. Dziś to kurator, a nie samorząd, decyduje, że dana szkoła ma funkcjonować, często wbrew elementarnej logice czy gospodarności. To prowadzi do kuriozalnych sytuacji, że szkoła funkcjonuje, tylko uczniów brak. Utrzymywany jest sam budynek i kadry. Skoro tak, to niech takie decyzje będą na koszt decydującego, a nie samorządu. Kolejna sprawa do załatwienia do ustawa metropolitalna. W tej chwili istnieje tylko dla woj. śląskiego, ale takich obszarów funkcjonalnych, którym takie regulacje by się przydały, jest więcej. Ważne jest też przekształcenie subwencji oświatowej, z której finansowane są m.in. wynagrodzenia nauczycieli, w dotację celową.

W jakim celu?

To spowoduje, że rząd przejmie odpowiedzialność za te wynagrodzenia. W tej chwili rządzący uzgadniają podwyżki z nauczycielami, ale potem w ogromnej części płaci za to samorząd. Nożyce w oświacie już tak się rozwarły, że samorząd jest zagrożony finansowo. Chcemy też uregulować kwestię VAT. Samorządy dużo inwestują, to one odpowiadają za większość inwestycji publicznych w Polsce. Dlaczego więc muszą od takich inwestycji dodatkowo odprowadzać VAT do budżetu państwa? Należy też znieść zakaz łączenia mandatu samorządowego z mandatem senatora i zasadę dwukadencyjności wójtów, burmistrzów i prezydentów miast. Chcemy też, by organizacje zrzeszające samorządy, typu Związek Miast Polskich, mogły reprezentować władze lokalne przed Trybunałem Konstytucyjnym. Ponadto trzeba zapewnić, by wszystkie akty prawne, mające wpływ na funkcjonowanie samorządów, były obowiązkowo konsultowane ze stroną samorządową. Dziś ważne projekt są zgłaszane jako poselskie i przechodzą zupełnie „bokiem”, czasem nawet bez naszej wiedzy.

Sporo tego. Uzgodniliście już te wszystkie propozycje z opozycją?

Senatu nowej kadencji jeszcze nie ma. W związku z czym nie było jeszcze szans omówić tego z kimkolwiek z nowo wybranych senatorów. Jednak o części z tych spraw rozmawiałem, przygotowując na wybory wspólnie z Jackiem Karnowskim tzw. blok samorządowy i pakt senacki. Nie we wszystkim uzyskałem pełną akceptację, ale te wszystkie rzeczy, które wymieniłem, nie spotkały się też z niczyim sprzeciwem. Tak więc liczę na to, że bez większych problemów spora część z tych spraw znajdzie akceptację przynajmniej partii opozycyjnych.

Które na przykład?

Na pewno kontrowersje budzi sprawa dwukadencyjności, ponieważ to ograniczenie ma pewne zalety. Moim zdaniem ma jednak zdecydowanie więcej wad.

A które mogą być niemożliwe do przeprowadzenia?

Trudne będą sprawy finansowe, bo budżet na 2020 rok i wszystkie następne lata będzie niezwykle napięty z tego powodu, że w szczycie koniunktury zostały zaciągnięte stałe zobowiązania. Zadeklarowano transfery socjalne, na które przeznaczono doraźne wpływy np. 19 mld zł z likwidacji OFE. Pieniądze z dochodów przyszłych budżetów są teraz konsumowane. Częściowo są to też pieniądze samorządów. Teraz mieliśmy wzrost gospodarczy i większą ściągalność z VAT, co sprzyjało kupowaniu wyborców. Dłużej się tak nie da. Tezy o zbilansowanym budżecie państwa nie wytrzymują zderzenia z rzeczywistością. Mogą być wręcz problemy z uchwaleniem budżetu na 2021 czy 2022 rok.

Samorządowcy, którzy wsparli Koalicję Obywatelską w wyborach, będą domagać się stanowiska wicemarszałka Senatu?

Nie prowadzę takich dyskusji, nie traktuję tego w kategoriach handlowych. Owszem, zaangażowanie moje czy Jacka Karnowskiego sporo nas kosztowało, ale to nie po to, by mieć z tego jakieś osobiste profity. Zrobiliśmy to po to, by zatrzymać niszczenie państwa. To się częściowo udało. Jest jakiś wyłom w totalnej władzy PiS.

Czyli nikt panu nie proponował stanowiska wicemarszałka Senatu?

Nie. I niczego takiego nie oczekuję.

Jak będą kształtować się teraz relacje z Sejmem? Senat stanie się hamulcowym procesu legislacyjnego czy będzie „podkręcać” propozycje wychodzące z Sejmu, by wprawić posłów PiS w zakłopotanie?

To są takie PR-owskie zabawy państwem, którym jestem przeciwny. Przede wszystkim nie może być tak jak w mijającej kadencji, że projekty ustawy przyjmowano w ciągu 24 godzin. To farsa z parlamentaryzmu. Ja będę się skupiał na własnych inicjatywach ustawodawczych, a nie takich gierkach. Mamy co proponować, niech wtedy PiS się tłumaczy, dlaczego nie poprze regulacji popieranej przez wiele środowisk.

Rok temu z sukcesem ubiegał się pan o reelekcję na stanowisku prezydenta Gliwic. Teraz udaje się pan do Senatu. Nie brakuje opinii, że pan i pana koledzy samorządowcy, którzy również zdecydowali się startować w wyborach parlamentarnych, zrejterowali ze swoich urzędów.

To nie rejterada, bo idę w kierunku większych kłopotów niż te, jakie miałem jako prezydent miasta. Gliwice są miastem uporządkowanym, bez istotnych zagrożeń…

… i miastem, w którym do czasu nowych wyborów nowego prezydenta, zasiadać będzie osoba wskazana przez premiera.

Niestety jest zły obyczaj, że wyznacza się takich komisarzy. Gdy w Sośnicowicach, nieopodal Gliwic, zmarł burmistrz, PiS na komisarza wyznaczył kobietę, która z samorządem nie miała nic wspólnego. Stanowisko zajmowała nie trzy miesiące, a prawie rok, bo zbliżały się wybory samorządowe, a nowe przepisy wyborcze stanowią, że w tym okresie nie organizuje się przedterminowych wyborów. To się źle dla PiS skończyło, bo ta pani wystartowała potem w wyborach na burmistrza i mimo długiej, nachalnej kampanii, przegrała z kretesem. Mieszkańcy tej gminy, wbrew wszystkiemu, głosowali przeciwko PiS. Dlatego nie sądzę, by komisarz z PiS miał teraz wygrać wybory w Gliwicach, tym bardziej, że ta partia kiepsko sobie radziła w wyborach samorządowych czy europejskich. Jesteśmy też umówieni, że partie opozycyjne nie wystawią tam swoich kandydatów. Kandydować będzie wskazany przeze mnie mój dotychczasowy zastępca Adam Neumann.

Nie jest pan żywym dowodem na to, co przez wiele miesięcy podkreślali PiS, że samorządowcy nam się rozpolitykowali, angażują w politykę centralną, zamiast zająć się sprawami lokalnymi?

Ależ to prawda! Nikt tego nie chciał, ale czy przy takim zagrożeniu ze strony PiS, takiej niechęci, znieważaniu, miało być inaczej? I nie jestem odosobniony w tej opinii.

Mimo to nie było jakiegoś wielkiego „desantu” samorządowców na Senat.

Na start zdecydowało się niewielu być może z tego powodu, że niewielu sprawuje swoją funkcję już 26 lat. Ja tyle właśnie byłem prezydentem Gliwic, dlatego mogłem sobie na to pozwolić. Do tego w trakcie przygotowań do wyborów miałem spory wpływ na działania opozycji. Chcę to teraz wykorzystać dla dobra opozycji.

Opozycja nie straci większości w Senacie?

Nie można być tego pewnym, bo znane jest obrzydliwe zjawisko korupcji politycznej. Na Śląsku dało to efekt w postaci odwrócenia wyniku wyborów do sejmiku województwa. Stąd moje obawy, tym bardziej, że nie znam wszystkich nowo wybranych senatorów, ale chcę wierzyć, że to ludzie, którzy będą potrafili zachować się przyzwoicie. Do mnie nikt nie zgłaszał się z propozycjami, ale nie spodziewam się też, by tak się stało, bo będąc 26 lat prezydentem Gliwic, nigdy nie miałem oferty korupcyjnej.

PiS domaga się ponownego przeliczenia głosów w dwóch okręgach senackich. O czym to może świadczyć?

Z pewnością o desperacji. Być może właśnie próby przekupstwa nie działają na opozycyjnych senatorów. Co znamienne, jeśli tylko PiS przegrywa wybory, zaraz zaczyna się podważanie ich uczciwości. Tyle, że to właśnie PiS w 2018 r. zmienił kodeks wyborczy w sposób, który zdaniem posłów tej partii miał wykluczać fałszerstwa. Więc skoro wtedy twierdzili, że nowe przepis zapewniają tak doskonałą transparentność wyborów, a teraz stawiają zarzuty o fałszerstwa, to znaczy, że w którymś z tych dwóch przypadków muszą się mylić. Trzeba też pamiętać, że PiS miał możliwość wskazania członków we wszystkich komisjach obwodowych, a jego przedstawiciele podpisali się pod protokołami, do których mogli składać uwagi. Nie słyszałem jak dotąd o takich uwagach, a ich brak podważałby wiarygodność teraz składanych protestów.

Czy w przyszłorocznych wyborach prezydenckich opozycja również porozumie się co do wspólnego kandydata, czy każdy wystawi swojego w 1. turze?

Nie mi o tym decydować, choć mam swoje wyobrażenie na ten temat. Wybory prezydenckie to nie zwykłe wybory większościowe jak do Senatu, bo mają wymóg przekroczenia 50-proc. progu poparcia, co najczęściej oznacza drugą turę. Nie jest więc krytyczne uzgodnienie przed wyborami jednego kandydata. Krytyczne jest porozumienie co do pewnego scenariusza działań. Możliwe, że wszystkie partie wystawią swoich kandydatów, ale też się umówią, że wszystkie zgodnie poprą tego kandydata, który wejdzie do drugiej tury. Jeśli nie dojdzie do jakichś wewnętrznych tarć po stronie opozycji, z dużym prawdopodobieństwem może ona wygrać przyszłoroczne wybory.